Nie zostaniesz mistrzem w czystej koszulce

Fot. trafnie.eu

Zwiedziłem prywatne muzeum Ajaksu. Mieści się w niewielkim pokoiku na stadionie Amsterdam ArenA. Wstęp tylko po znajomości! Miałem to szczęście.   

David Endt pracuje w Ajaksie właściwie od zawsze. Obecnie jako Team Manager. Bardzo sympatyczny i pomocny, czego kilka razy doświadczyłem. Znamy się już ponad dwadzieścia lat. Wiele mi o swoim klubie opowiadał. A opowiadać potrafi fantastycznie. I ciekawie, i z pasją, i bez zbędnego zadęcia, choć zaliczył tyle sukcesów, że trudno je wszystkie wymienić i spamiętać. Jego pokoik na Amsterdam ArenA to miejsce wyjątkowe. Prawdziwe prywatne muzeum klubu. 

- W 1996 roku przeprowadziliśmy się ze stadionu De Meer do Amsterdam ArenA – zaczął wyjaśniać jak powstało. - W praktyce przenieśliśmy się z własnego domu do obcego budynku. Wyglądał jak nowoczesne biura, na przykład IBM, czy świeżo oddany do użytku… szpital. A wszyscy ciągle tęsknili za De Meer, z którym związane były wspaniałe sukcesy i wspomnienia.

Zaczął więc kombinować jak oswoić się z ciągle obcą Areną:

- Od razu pomyślałem, że ten stadion, a szczególnie mój pokój, musi mieć duszę. Dlatego zacząłem na jego ścianach wieszać różne pamiątki. Nie robiłem tego w jakiś uporządkowany sposób. Dlatego, tak jak piłka nożna, stał się mozaiką złożoną z najróżniejszych elementów. I dlatego potrafi tak dobrze oddać ducha piłki, jej swoistych smaków, zapachów i odczuć. Zaczynałem od kilku pamiątek. A lubię zbierać różne rzeczy. I chyba mam do tego specjalne oko. Potrafię dostrzec, że najzwyczajniejsze przedmioty mogą się stać czymś wyjątkowym.

Kolekcja  z każdym rokiem się powiększała. Dziś na ścianach brakuje już miejsca, a każdy eksponat ma swoją własną historię. David podnosi z parapetu okna leżący kawałek muru. Zabrał go ze starego stadionu De Meer. 

- Czasami, kiedy na niego patrzę, wracają wspaniałe wspomnienia - wyznaje. - Nie twierdzę, że wtedy wszystko było lepsze. Ale stanowiło fundament tego, co mamy dziś. Dlatego nigdy nie można o tym zapominać.

Patrzę na otaczające mnie pamiątki i nie wiem od czego zacząć. Może od tych butów?

- To Jariego Litmanena – wyjaśnia Endt. - Był nie tylko znakomitym piłkarzem, ale także moim przyjaciel. A zaprzyjaźniliśmy się jeszcze zanim został prawdziwą gwiazdą.     

Obok wiszą maleńkie ochraniacze na piszczele.

- A należały, choć trudno uwierzyć, do Jaapa Stama – zaskakuje mnie David. - To było przecież wielkie chłopisko. Nienawidził grać w ochraniaczach. Dlatego używał chyba najmniejszych, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Pasowałyby najwyżej na sześcio- czy siedmiolatków. Normalny rozmiar dla niego powinien być co najmniej dwa razy większy. Gdyby mógł, grałby bez nich, jeszcze z opuszczonymi getrami, by tak pokazać swą siłę. To typowe dla niego.

Przy ochraniaczach wiszą nożyczki. Skąd się tu wzięły?

- Stanowią najlepszy dowód, czym w futbolu są emocje – wyjaśnia Endt. -  Czasami nawet zbyt wielkie, by nad nimi zapanować. Tak było w szatni po meczu z PSV Eindhoven. Przegraliśmy go, a dwóch młodych wtedy zawodników, Zlatan Ibrahimović i Ahmed Hossam Mido, zaczęło się kłócić. Obaj mają silne osobowości i siłę fizyczną, jak przystało na mężczyzn powyżej 190 centymetrów wzrostu. To już nawet nie była kłótnia, tylko wojna na słowa. Siedzieli po przeciwnych stronach szatni. Gdy sprawy zaszły za daleko, Mido był tak wściekły, że chwycił pierwszą rzecz jako leżała w zasięgu jego ręki. Trafił akurat na nożyczki używane przez klubowych lekarzy. I rzucił nimi z ogromną siłą w Zlatana. Ten wykazał się znakomitym refleksem i w ostatniej chwili zdołał odchylić głowę. Gdyby tego nie zrobił prawdopodobnie trafiłyby go w oko. Obaj wstali i zaczęli się bić. Zawodnicy wokół od razu próbowali ich rozdzielić. Po pięciu minutach wszystko wróciło do normy. Zlatan i Mido spokojnie siedzieli po przeciwnych stronach szatni. A na podłodze leżały nożyczki. Podniosłem je i zabrałem.

Intrygująco wygląda też korek od szampana.

- Szampan jest przecież symbolem triumfu i związanej z tym radości – zauważa David. - A ten korek pochodzi z pierwszej butelki, która eksplodowała ze szczęścia w szatni po wyjątkowym meczu. Siedem lat czekaliśmy na trzydziesty tytuł mistrzowski. Zapewniliśmy go sobie dopiero w ostatnim meczu sezonu, pokonując u siebie najgroźniejszego rywala, Twente Enschede. Dlatego emocje były tak wielkie. Nie pamiętam wcześniej podobnej eksplozji radości. Od razu odszukałem więc korek na podłodze…

Kiedyś wpadł w odwiedziny do byłego klubu Edwin van der Sar. Obejrzał wyjątkowo pokój na Amsterdam ArenA i zapytał właściciela: „A dlaczego mnie tu nie ma”? Podarował swoje rękawice z dedykacją i koszulkę Manchesteru United.

Ale największe wrażenie robi inna koszulka oprawiona w ramkę. Strasznie brudna i rozdarta. Występował w niej Cristian Chivu.

- W ostatnim mecz sezonu 2001/02 był naszym kapitanem – wyjaśnia David. - Zwycięstwo dawało Ajaksowi mistrzostwo. Wygraliśmy 2:0. Boisko było wtedy mokre po deszczu. Dlatego ślady z błota i trawy widać szczególnie na koszulce zawodnika, który lubił grać wślizgami. Po końcowym gwizdku popatrzyłem na Cristiana i pomyślałem, że jako kapitan nie może w takiej odbierać trofeum za mistrzostwo. Pobiegłem do szatni i przyniosłem mu nową.  Przyznał, że to dobry pomysł i podziękował mi. A ja trzymałem tę mokrą i brudną koszulkę w rękach. Chciałem ją wyrzucić, ale pomyślałem, że mam kolejną fantastyczna pamiątkę. Postanowiłem ją oprawić. Dodałem do niej zdjęcie Chivu z dedykacją. Pełen emocji napisał coś po rumuńsku, nawet nie wiem co. I tak zawisła na ścianie mojego pokoju.

Przychodzą do niego młodzi zawodnicy. Rozmawiają z Davidem Endem o różnych sprawach. Niektórzy pytają dlaczego powiesił taką brudną koszulkę. Wtedy dostają symboliczną lekcję, wyjaśnia im ze spokojem:

- Posłuchaj, nigdy nie zostaniesz mistrzem w czystej koszulce! Musisz walczyć, musisz się ubrudzić. Dopiero wtedy zrozumiesz, że na to zasłużyłeś...

▬ ▬ ● ▬

Galeria