A na drodze do finału „kelnerzy” z „ogórkami”

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski szykuje się do meczu prawdy, po zasłużonym remisie z Niemcami i cennym, choć wywalczonym w bólach, zwycięstwie z Ukrainą.

Zagra ze Szwajcarią w sobotę o 15.00 w St-Etienne, górniczym mieście, do którego przyjeżdżało kiedyś do pracy w kopalniach wielu Polaków. Ale bardzo, bardzo dawno. Teraz przedstawiciele żyjącego już w innych warunkach pokolenia przyjadą tam walczyć o awans do ćwierćfinału EURO 2016.

W tym miejscu drobna uwaga. Przeczytałem w kilku miejscach, że reprezentacja po raz pierwszy awansowała do jednej ósmej finału mistrzostw Europy. Wszystko się zgadza, ale... Awansowała, bo po raz pierwszy rozgrywane są w rozszerzonej formule. Na dwóch poprzednich imprezach automatycznie była w jednej ósmej finałów przy szesnastu startujących w nich drużynach.

Jakoś to dziwnie wszystkim ucieka. Pewnie ze względu na fakt, że ten pierwszy historyczny awans do finałów w 2008 roku wywalczył dla Polaków Holender, za którym obecnie panujący prezes związku specjalnie nie przepada.

Wracamy do Francji, do meczu ze Szwajcarią. Widziałem tę reprezentację już dwa razy w akcji podczas trwających mistrzostwach. Może nie jest drużyną rzucającą swoją grą na kolana, ale na pewno dobrze poukładaną i prezentującą się nad wyraz solidnie.

Po wywalczeniu awansu do następnej rundy jej zawodnicy mieli prawie tydzień leniuchowania. To efekt gry w jednej grupie z Francją, która odpowiednio ułożyła kalendarz pod siebie, korzystając z niepisanego prawa gospodarza do takich przywilejów. Jednak polscy piłkarze zgodnie twierdzili, że dwa dni dłużej odpoczynku rywali przed sobotnim spotkaniem nie ma żadnego znaczenia.

Po ostatnim meczu w grupie, gdy jeszcze nie było wiadomo z kim Szwajcarzy zagrają (Niemcy, Polska, Irlandia Północna?), sprawiali wrażenie, że jest im wszystko jedno. Trener Vladimir Petković uważał, że:

„Najważniejsze, by odpocząć i odpowiednio się zrelaksować. Wiemy, że zagramy w St-Etienne. Teraz inni muszą zasłużyć, by zagrać z nami”.

Zapytany o Polskę, dodał:

„Znamy ich. Graliśmy z nimi mecz towarzyski. To bardzo dobra drużyna”.

Czyli, jak zwykle w podobnych przypadkach, nie powiedział praktycznie nic godnego uwagi. Rozpracowywaniem rywali zajmują się teraz intensywnie sztaby obu reprezentacji. Z jakim skutkiem, przekonamy się w sobotni wieczór.

Gdy piłkarze Nawałki awansowali do jednej ósmej finału, od razu w mediach pojawiły się optymistyczne komentarze, że trafili do znacznie lepszej połówki. Po wyłonieniu najlepszej szesnastki turnieju, można już bez problemu dla każdej drużyny ustalić potencjalnych rywali aż do finału.

Wiadomo więc z kim Polska na tych mistrzostwach nie zagra, jeśli zagra dobrze ze Szwajcarią i nie będzie to jej ostatni mecz. Oto najlepsze drużyny z „lepszej” połówki: Francja, Hiszpania, Anglia, Włochy, Niemcy...

Gdyby orłom Nawałki udało się awansować do ćwierćfinału, mogą w nim trafić w „łatwiejszej” połówce na zwycięzcę meczu Portugalia – Chorwacja. Doprowadzając do ściany owe rozumowanie, można by dojść do wniosku, że ewentualnie zagrają z kimś z pary „kelnerzy” kontra „ogórki”. Dam dobrą radę – o tym jaką klasę prezentuje przeciwnik, najlepiej ocenić po meczu, bo inaczej można się bardzo oszukać.

Mimo lekko-pół-średniego występu przeciwko Ukrainie, zaczęły w tempie błyskawicznym, spowodowanym upojeniem z awansu, wracać nastroje z marca i wiara w bezgraniczne możliwości drużyny. Po tym meczu ktoś zagadnął Roberta Lewandowskiego w strefie udzielania wywiadów:

„Ćwierćfinalista brzmi nieźle, ale półfinalista jeszcze lepiej...”

Ten spojrzał lekko zdziwiony i odpowiedział:

„Najpierw trzeba w ćwierćfinale jeszcze zagrać”.

Chyba uznał rozważania za przekraczające nieco poziom abstrakcji w tym momencie, więc dodał tylko:

„Dobra, na razie...”

I odszedł do autokaru.

▬ ▬ ● ▬