Alex, jesteś wielki!

Fot. Trafnie.eu

Świat dowiaduje się o piłkarskich mistrzostwach za pośrednictwem armii akredytowanych dziennikarzy. Kulisy ich pracy bywają nie mniej ciekawe niż…

Jeśli oglądacie mecze w telewizji, zwróćcie uwagę w czasie powtórek pokazywanych zza bramek na wielki fioletowy prostokąt na głównej trybunie. To właśnie stanowiska dziennikarskie na stadionie. Na każdym mają też do dyspozycji centrum prasowe i jeszcze dodatkowo jedno główne centrum usytuowane w ogromnym Qatar National Convention Center. Wita ich „Maman” - ogromna rzeźba pająka z brązu autorstwa Louise Bourgeois. Poza nią jest mnóstwo przestrzeni do pracy i różnych udogodnień włącznie z… pralnią. Naprawdę nie można narzekać.

Nie wiem czy wszyscy są w stanie wszystko zauważyć. Ciągle zabiegani, nadający sprawozdania na żywo, bo dzięki nieprawdopodobnemu postępowi technicznemu w ostatnich latach, teraz już każdy może być nadawcą programu na żywo, wystarczy, by wykorzystał odpowiednio swój telefon.

Z kim nie rozmawiam przyznaje, że już przeżywał kryzys, tak jak i ja zresztą. Życie w nieustannym pędzie i stresie, powroty do hotelu najczęściej między drugą i trzecią w nocy, czyli permanentny brak snu – wszystko to musi skutkować zmęczeniem, które sprawia, że czasami oczy zamykają się niestety nawet podczas najciekawszych fragmentów równie ciekawych meczów.

Jest jednak miejsce na stadionie, które potrafi szybko podnieść ciśnienie. To Mixed Zone, co można przetłumaczyć jako „strefa mieszana”, czyli strefa udzielanie wywiadów. Tu można porozmawiać z piłkarzami po meczach, jeśli oczywiście uda się do nich dopchać i mają na to ochotę. Trzech z każdej drużyny musi mieć, bo zostają wytypowani na przymusowe przepytywanie. Przychodzą od razu po meczu, prosto z boiska. Gdy udzielą, raczej nie za długich, wypowiedzi, wracają do szatni, by się wykąpać. Reszta przychodzi później już przebrana, więc trzeba dłużej poczekać.

Mixed Zone przypomina trochę labirynt. Chodzi o to, żeby piłkarze dłużej przechodzili z szatni do autokaru, co stwarza więcej okazji do kontaktu z dziennikarzami oddzielonymi od nich mniej więcej metrowej wysokości ścianką. Zasady są takie, że w ciągu godziny od zakończenia meczu wszyscy, poza wspomnianą już trójką, powinni przejść przez tę strefę. Każdy może, ale nie musi porozmawiać. No i jeszcze nie wolno robić zdjęć (mnie oficer prasowy wydał zgodę na zdjęcie po meczu Polski z Meksykiem, bo powiedziałem mu, że potrzebuję jedno jako ilustrację do tekstu), nagrań wideo czy wspólnych fotek z zawodnikami. Tyle zasady, które zostają skonfrontowane z praktyką.

Na wstęp do Mixed Zone dziennikarze muszą się starać o dodatkową wejściówkę. W pierwszej kolejności dostają taką ci z krajów, których reprezentacje biorą udział w meczu. Reszta musi liczyć na życzliwość FIFA. Oczywiście wielkie agencje prasowe i znane media o zasięgu nie tylko lokalnym są w tym wyścigu uprzywilejowane. Dostałem wejściówki do Mixed Zone na wiele meczów, o które aplikowałem, co stanowiło miłe zaskoczenie, bo na poprzednich imprezach różnie z tym bywało.

Wizyta w strefie mieszanej to praktycznie jedyna możliwość kontaktu z piłkarzami podczas mistrzostw, dlatego dostanie się do niej jest tak ważne. Można dowiedzieć się czegoś od piłkarzy, ale też przekonać jakimi są ludźmi. Czy uprzejmymi, czy wymagającymi rozmówcami, czy aroganckimi, a nawet chamskimi. Proszę mi wierzyć, to się później pamięta oglądając delikwenta na boisku w kolejnych meczach.

W Mixed Zone trzeba mieć niezwykle mocne ręce i trochę szczęście. Pierwsze po to, by trzymać telefon (dyktafon) w wyciągniętej dłoni, bo ścisk wokół zawodników bywa czasami niewiarygodny, a wtedy ręce zaczynają odmawiać posłuszeństwa po kilku minutach. Szczęście potrzebne jest zawsze, bo tam gdzie ktoś postanowi się zatrzymać, jest najlepsza możliwość z nim rozmowy. Trzeba odpowiednio się ustawić i ruszać do walki. Po jednych meczach dostęp do zawodników jest łatwiejszy, po innych wręcz przeciwnie.

Dość łatwo można było na przykład porozmawiać z Holendrami, po ich spotkaniu z Ekwadorem. Steven Berghuis okazał się niezwykle sympatyczny. Stwierdził:

„To moje pierwsze mistrzostwa. Cieszę się każdą chwilą”.

Dla kontrastu japoński obrońca Maya Yoshida swoim zachowanie potwierdził coś, o czym opowiadała mi znajoma mieszkająca od lat w jego kraju. Przekonywała jak ważna dla każdego Japończyka jest strefa wokół niego, której nie wolno przekraczać, czyli broń Boże próbować go dotykać, nawet mając najlepsze intencje. I wspomniany Yoshida od razu stanął jak mógł najdalej od dziennikarzy opierając się plecami o ograniczając jego przestrzeń od tyłu ściankę.

Z kolej Szwajcar Granit Xhaka na głowę wejść sobie nie pozwala. Świadczy o tym jedna z odpowiedzi po meczu z Brazylią, do której nie usłyszałem nawet pytania, ze względu na panujący wokół niego ścisk:

„Pokaż mi chociaż jedną taką drużynę”.

Na pytanie dotyczące krytyki reprezentacji Szwajcarii szybko odparował:

„Jeśli ktoś myślał, że będziemy mieli po dwadzieścia sytuacji w meczu, po prostu nie zna się na futbolu”.

Ale ja czekałem na Brazylijczyków. Bywałem w Mixed Zone po ich meczach przed laty i pamiętam, że często były nawet ciekawsze od boiskowych popisów piłkarzy. Podniecone głosy sprawozdawców radiowych nadających relacje na żywo czy walka o miejsce przy barierce, to wszystko pozostało w pamięci na lata. Teraz atmosfera po meczach Brazylijczyków już tak nie wygląda. Choć ciągle spotkanie z nimi w Mixed Zonie bywa wyzwaniem i ciekawym doświadczeniem.

Po meczu ze Szwajcarią, poza wytypowaną wcześniej trójką, zaczęli wychodzić po godzinie. Pojawienie się każdego zawodnika wywoływało od razu wyraźny ruch po drugiej stronie barierki. Największe gwiazdy długo odpowiadały na pytania, choć tylko zadawane po portugalsku i też nie wszystkie. Jakiś dziennikarza z Rumunii niemal biegł za bramkarzem Alissonem Beckerem, który z nimi rozmawiać nie chciał, proszą go chyba o jakieś pozdrowienia dla kibiców w swoim kraju, jeśli dobrze zrozumiałem. Usłyszał tylko od Beckera:

„Miło cię widzieć”.

I ten opuścił Mixed Zone.

Gdy na ostatnie pytania odpowiedział Alex Sandro, a miał do wyjścia jeszcze trochę metrów do przejścia i nie było wokół niego nikogo, zapytałem, czy odpowie na pytanie po angielsku. Stwierdziłł, że nie zna angielskiego. Szybko zaproponowałem, by mówił po portugalsku, a ja sobie to później jakoś przetłumaczę. Zapytałem o jego kolegę z Juventusu Turyn, czyli „Wojciech Szczęsny” i „opinion”, i „penalty” z „Saudi Arabia”.

Myślałem, że mimo wszystko zrozumie, bo choć to angielskie słowa, dośc powszechnie zrozumiale. Włączyłem dyktafon. Alex powiedział ze trzy zdania i odszedł.
Poszukałem w Mixed Zone tłumacza, bo tacy tam są, by pomagać dziennikarzom, zacząłem odtwarzać nagranie, a on wyjaśnił mi, co mówił Brazylijczyk:

„Wszystkie zespoły wykonują na mistrzostwach dobrą robotę. Było wiele nieoczekiwanych rezultatów. I pewnie będzie jeszcze sporo niespodzianek”.

Teraz już wiem na pewno, że Alex Sandro naprawdę nie zna angielskiego, nawet najprostszych słów. Ale i tak jestem mu naprawdę wdzięczny. Za to, że się zatrzymał i zechciał ze mną choć chwilę porozmawiać, uważam – patrz tytuł…

▬ ▬ ● ▬

Galeria