Armagedon?

Fot. Trafnie.eu

Są kluby, które nigdy nie pozwolą, by w piłkarskim światku było nudno. Choć ich aktywność w tym względzie przejawia się niestety głównie poza boiskiem.

Niedościgłym wzorem wydaje się być Lechia Gdańsk. W swoim ostatnim meczu w tym roku odniosła wreszcie zwycięstwo po długiej przerwie wygrywając ze Śląskiem Wrocław 1:0. Odniosła je z nowym trenerem, Anglikiem Johnem Carverem, który zastąpił zdymisjonowanego Szymona Grabowskiego, więc są powody do optymizmu. Czy są na pewno? Chyba tylko dla tych słabo zorientowanych w temacie.

Dla mnie Lechia jest od lat nieodgadnioną zagadką. Wiele razy zachodziłem w głowę jak funkcjonuje czy raczej jak jeszcze funkcjonuje? I na jakich zasadach. Wystarczy kilka cytatów. Pierwszy sprzed dziesięciu lat:

„Z kobietami lepiej nie zadzierać. Kibice w Gdańsku zdenerwowali jedną i postanowiła się pozbyć ich ukochanego klubu. W listopadzie na stronie Lechii znalazło się oświadczenie:

„W związku z zaistniałymi w ostatnim okresie faktami jako pośredni większościowy akcjonariusz Lechii Gdańsk SA, bez względu na opinię mojego męża Andrzeja, podjęłam decyzję o uruchomieniu procedury mającej na celu zakończenie współpracy”.
Ewa Andreasik-Kuchar

Autorka oświadczenia (właścicielka firmy - większościowego udziałowca klubu) zareagowała tak, gdy kibice na meczu obrażali jej męża. I słowa dotrzymała, choć nie wiadomo z kim się dogadała. Nowy większościowy udziałowiec klubu nadal się nie ujawnia. Ze strachu? Ze wstydu? Sam nie wiem”.

Ale „kiedy było już wiadomo, że większościowy pakiet akcji przejmą panowie z Niemiec na czele z Franzem Jozefem Wernze, pogoniony właśnie trener Michał Probierz zdążył powiedzieć kto naprawdę klubem rządzi:

„Są w nim bowiem ludzie, nie pełniący żadnych funkcji, a mający wiele do powiedzenia”.

Czy chodziło mu o dwóch piłkarskich agentów – Adama Mandziarę i Mariusza Piekarskiego? Bo pan trener miał w drużynie zawodników nie tych, którzy mu byli potrzebni. Na pytanie czy ich chociaż znał, odpowiedział:

„Znałem, choć nie miałem żadnego wyboru. Przychodzili do nas na tydzień czy dzień przed ligą, później nawet w jej trakcie”.

Kolejny fragment wypowiedzi Probierza brzmi już tragikomicznie:

„Od pewnego czasu niewiele wiedziałem o tym, co się dzieje w klubie. Nie miałem pojęcia o warunkach finansowych dla nowych zawodników, kiedy do nas dołączą itd.”.

Ja przez ostatnie lata zastanawiałem się, co się dzieje w Lechii. A działo się nie za dobrze, aż w ubiegłym roku pojawiła się informacja (za: interia.pl):

„Biało-Zielony pokład coraz szybciej nabiera wody, a Lechia Gdańsk pędzi ku przepaści. Trójmiejski klub, który spadł z Ekstraklasy, wypłacił w tym roku jedno wynagrodzenie piłkarzom, a szeregowi pracownicy pozostają bez pensji od 2,5 miesiąca. Władze klubu twierdzą, że Lechia ma zostać sprzedana na dniach, a zaległości uregulowane, ale coraz mniej osób w to wierzy”.

Jednak wkrótce pojawił się na stronie internetowej klubu komunikat:

„Lechia Rights Management Sp. z.o.o oraz fundusz inwestycyjny MADA Global FUND FOR INCOME OPPORTUNITIES („MADA GLOBAL” – fundusz inwestycyjny private equity, działający w oparciu o regulacje organów nadzoru finansowego Zjednoczonych Emiratów Arabskich), reprezentowany przez polską firmę FOOTBALL CULTURE POLAND sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie – zawarły umowę w sprawie przejęcia klubu Lechia Gdańsk. Formalne zawarcie transakcji nastąpi z momentem podpisania finalnej umowy sprzedaży, o ile mniejszościowi udziałowcy klubu nie skorzystają z prawa pierwokupu akcji.

Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się znaleźć wiarygodnego, solidnego partnera i mamy nadzieję, że z myślą o przyszłości klubu uda się szybko zrealizować transakcję”.

Jednak poza wspomnianą transakcją pozostało także sporo do uregulowania (za: lechia.net):

„Na samym początku, nowy właściciel stoi przed pilnym zadaniem naprawienia ogromnego deficytu budżetowego wynoszącego około 20 milionów złotych. Ta suma powinna być uregulowana jak najszybciej, i to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o przyszłe wydatki”.

Góra lodowa rzeczywiście okazała się ogromna, skoro mimo powrotu do Ekstraklasy w tym roku Lechia „dosłownie na moment przed awansem trafiła pod lodowaty prysznic. Okazało się, że nie przyznano jej licencji na grę w Ekstraklasie z powodu sporych długów wobec byłych piłkarzy, Chorwata Mario Malocy i Austriaka Davida Steca, a także agencji „Wolak Management” (za: interia.pl):

„Całość zobowiązań zamyka się kwotą około 700 tysięcy złotych”.

Klub wydał komunikat:

„Od początku procesu licencyjnego trwały wytężone prace, by mimo trudnych okoliczności Lechia Gdańsk otrzymała licencję w pierwszym terminie. Odwołujemy się od negatywnej decyzji i zrobimy wszystko, by jak najszybciej zakończyć proces, uzyskując pozytywną decyzję w drugim terminie. Prosimy wszystkich kibiców o cierpliwość i dalsze wsparcie w walce o powrót do ekstraklasy i odbudowę klubu”.

Biorąc pod uwagę całokształt opisanych wydarzeń trzeba uznać wręcz za cud, że Lechia ciągle gra w Ekstraklasie. Prawdziwy fenomen, którego wyjaśnić nie potrafię, choć, o czym świadczą przytoczone cytaty, sprawą zajmuję się dość regularnie od lat. Jedno jest pewne, gdański klub nie pozwoli się nikomu nudzić, bo dzięki niemu będzie się jeszcze sporo działo. Gdyby ktoś miał wątpliwości proponuję przeczytać opinię Sławomira Peszki, byłego zawodnika Lechii, a dziś trenera Wieczystej Kraków, który przed paroma dniami stwierdził (za: meczyki.pl):

„Dobrze wiem, co tam się w środku dzieje. Jedna wielka katastrofa finansowa. Armagedon - stwierdził w Kanale Sportowym. - Jacyś deweloperzy chcą ten klub przejąć. Zaraz Lechia będzie na sprzedaż. Nie daj boże, ale może skończyć się tak, że Lechia nie wystartuje dalej”.

Pora na puentę:

„O Lechii pisałem już kilka razy. Za każdym nie mogąc zrozumieć, że dzieją się tam rzeczy, które trudno logicznie wytłumaczyć. To znaczy wytłumaczyć można było bez problemu, tylko stosując nieco inną logikę”.

I poprosiłem:

„Pomocy! Może ktoś mnie oświeci, o co w tym wszystkim chodzi”.

To napisałem w… 2015 roku. Minęło dziewięć lat i...

▬ ▬ ● ▬