Czy ktoś ich zatrzyma?

Fot. Trafnie.eu

Real Madryt zdobył Superpuchar Europy pokonując w Warszawie Atalantę Bergamo 2:0. Bohaterem meczu został ten, który miał nim zostać.

Superpuchar Europy to teoretycznie najcenniejsze klubowe trofeum piłkarskie na kontynencie, o które na początku sezonu walczą triumfatorzy dwóch najważniejszych rozgrywek – Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Po raz pierwszy zwycięzcę wyłoniono w 1973 roku, a był nim Ajax Amsterdam. Do 1997 roku rozgrywano dwa mecze (z trzema wyjątkami) na stadionach klubów, które uczestniczyły w rywalizacji. W latach 1998-2012 triumfatora wyłaniał już jeden, który odbywał się na Stade Louis II w Monako.

Następnie UEFA zaczęła przydzielać organizację meczu różnym federacjom, by poczuły się ważniejsze, także tym, które są na marginesie wielkiej piłki. Dlatego na przykład w 2018 roku o Superpuchar rywalizowały w Tallinnie dwa kluby z Madrytu, Real i Atletico, na stadioniku, który ma pojemność mniejszą niż piętnaście tysięcy miejsc. Ale w Estonii większego nie ma, a miejscowi kibice na pewno prędko znów nie zobaczą spotkania o takim znaczeniu z tyloma gwiazdami.

Dzięki rotacyjnemu przyznawaniu roli gospodarza Superpuchar przywędrował w tym roku do Warszawy. To kolejny mecz takiej rangi w polskiej stolicy po dziewięciu latach, czyli po finale Ligi Europy w 2015 roku, w którym hiszpańska Sevilla pokonała ukraińskie Dnipro Dniepropetrowsk (3:2), między innymi dzięki bramce Grzegorza Krychowiaka.

UEFA powierzyła w tym roku organizację meczu o Superpuchar Europy krajowi, który paradoksalnie nie potrafił przed sezonem zorganizować meczu o własny Superpuchar! Na szczęście w Warszawie odbył się bez problemów mecz o ten najważniejszy w Europie, choć wyglądający niepozornie, bo mierzący tylko 58 cm, za to ważący aż 12,2 kilograma. Zdobyła go drużyna, która według zapowiedzi miała, czy wręcz musiała zdobyć. Real pokonał Atalantę 2:0.

Wynik wydaje się oczywisty, tak jak wydawał się po pierwszym kwadransie, bowiem zwycięzcy Ligi Mistrzów szybko zdominowali triumfatorów Ligi Europy. Po kolejnym już niekoniecznie, bowiem gra się wyrównała, ale nie było prawie żadnych klarownych sytuacji bramkowych. Co prawda piłka raz uderzyła w spojenie słupka i poprzeczki, gdy po akcji Atalanty i dośrodkowaniu Martena de Roona próbował wybijać ją głową Éder Militão, nie było jednak szansy, by wpadła do bramki. Znacznie groźniej wyglądała sytuacja w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, która rzeczywiście mogła zakończyć się zdobyciem gola. Po brazylijskiej akcji Realu Rodrygo trafił w poprzeczkę wykańczając podanie Viníciusa Júniora.

Real mógł tylko raz utracić kontrolę nad meczem, gdy zaraz po przerwie głową strzelał Mario Pašalić, ale Thibaut Courtois wspaniałą paradą zdołał wybić piłkę. Atalanta nie ma takiego potencjału, by mogła sobie pozwolić na marnowanie dogodnych sytuacji w meczu z teoretycznie dużo silniejszym rywalem, bo wiadomo, że zbyt wielu ich nie stworzy. I potwierdziła to szybko boiskowa praktyka. Po godzinie gry akcję Jude Bellinghama i Viníciusa Júniora skutecznie sfinalizował Federico Valverde. Znalazł się sam przed pustą bramką i dobił do niej piłkę, bowiem wcześniej jego dwaj koledzy perfekcyjnie rozklepali rywali.

To był przełomowy moment, bowiem Real po objęciu prowadzenia zaczął grać swobodniej, a Atalanta, choć starała się dalej atakować, nie stwarzała rzeczywistego zagrożenia. Aż nadszedł moment, na który większość widzów na stadionie (56 042) czekała.

Mecz o Superpuchar Europy obejrzał w Warszawie oczywiście komplet kibiców. Łatwo było oszacować kto kogo wspiera na trybunach po noszonych przez nich kolorach koszulek. Tych w niebieskich Atalanty było może około piętnastu procent, zajmowali dolną część trybuny za jedna z bramek. Reszta w białych czekała na triumf Realu. Czekała to adekwatne określenie, bo na doping decydowali się od czasu do czasu. Zdenerwowany tym Viníciusa zaraz po przerwie pokazał im nawet wymownym gestem, by się wreszcie do niego zabrali.

Sympatyków Atalanty nie trzeba było do niczego motywować. To prawdziwi kibice, nie tylko oglądacze meczów. Dla mnie byli cichymi bohaterami tego w Warszawie. Choć pozostawali w mniejszości, cały czas wspaniale dopingowali swoją drużynę, nie zamilkli też po straconych bramkach. Jak w życiu – nie można mieć wszystkiego. Kto ma najlepszą drużynę, niekoniecznie musi mieć najlepszych kibiców. Na trybunach sympatycy Atalanty zdeklasowali tych z Realu.

Na boisku odwrotnie, choć nie doszło oczywiście do żadnej deklasacji. Oglądacze meczu w białych koszulkach doczekali się jednak na swój wymarzony moment. Gdy piłkarze wyszli na rozgrzewkę, na czterech telebimach zawieszonych nad boiskiem długo pokazywany był Kylian Mbappé. Od wielu dni skupiał na sobie tak ogromną uwagę, że mniej zorientowani w piłkarskich realiach mogli przypuszczać, że mecz o Superpuchar zorganizowano głównie dla niego, by mógł oficjalnie zadebiutować w barwach hiszpańskiego klubu po przejściu z Paris Saint Germain.

I wydarzenia na boisku idealnie wpisały się w ten scenariusz niecałe dwadzieścia minut przed końcem, gdy Mbappé zdobył drugą bramkę po podaniu Bellinghama. Promieniał po niej ze szczęścia, bo lepszego debiutu nie mógł sobie wymarzyć. I wreszcie na dobre ożywił kibicujące mu w większości trybuny.

W ten sposób Real potwierdził swoją, wciąż rosnącą, dominację w Europie bijąc kilka rekordów związanych z Superpucharem. Zdobył go po raz szósty zostając samodzielnym liderem (AC Milan i Barcelona mają po pięć triumfów). Po pięć razy zdobyli go Dani Carvajal i Luka Modrić, otwierając listę najbardziej utytułowanych zawodników, oraz Carlo Ancelotti, najlepszy wśród trenerów.

Czy w rozpoczynającym się właśnie sezonie ktoś będzie w stanie powstrzymać Real w La Liga i Europie?

▬ ▬ ● ▬