Czy naprawdę jest się z czego cieszyć?

Fot. Trafnie.eu

Włączam telewizor i widzę na ekranie prezentera wiadomości, który mówi, że są powody do dumy. Rzeczywiście są? Wszystko zależy od punktu widzenia.

Ten powód do dumy to bramki zdobyte podczas weekendu przez naszych trzech orłów w ligach zagranicznych. Zacznę od Arkadiusza Milika. Widziałem go w środku tygodnia w meczu kwalifikacyjnym do Ligi Mistrzów z Niceą. Zaprzepaścił dwustuprocentową sytuację. Wystarczyło tylko odpowiednio ułożyć stopę, by piłka wpadła do pustej bramki. Dobrze, że wyszedł w podstawowym składzie w kolejnym spotkaniu Napoli z Hellas Werona i zaliczył pierwsze trafienie w Serie A w nowym sezonie.

Trafił też Lewandowski, na 3:0 dla Bayernu z rzutu karnego. Ale to żaden powód do dumy, raczej norma. Bo kto pamięta kiedy Lewandowski ostatni raz przestrzelił karnego w jakimkolwiek meczu?

Łukasz Teodorczyk jest tym trzecim orłem, który zdobył w weekend gola. Statystycznie jego wyczyn wygląda pięknie. Król strzelców ligi belgijskiej z poprzedniego sezonu znów trafił. Niestety polski napastnik stracił miejsce w podstawowym składzie Anderlechtu, więc trafienie zaliczył po wejściu z ławki. Niezbyt optymistyczna refleksja na samym początku nowego sezonu.

Cała trójka została powołana przez Adama Nawałkę na wrześniowe mecze z Danią i Kazachstanem. Sytuacja wielu kadrowiczów wygląda niestety podobnie jak Teodorczyka. Oczywiście można spojrzeć na sytuację inaczej – Kamil Glik wybrany do jedenastki kolejki w lidze francuskiej. Albo, co mnie najbardziej cieszy, Piotr Zieliński zagrał cały mecz w barwach Napoli. Takim osiągnięciem, które powinno być normą, mogli się pochwalić jeszcze: Marcin Kamiński (VfB Stuttgart), Tomasz Kędziora (Dynamo Kijów), Łukasz Piszczek (Borussia Dortmund), Jacek Góralski (Łudogorec Razgrad) i Kamil Grosicki.

Trochę mało, jak na reprezentację kraju, który marzy o liderowaniu w rankingu FIFA! W myśl zasady – maszyna jest tak dobra jak jej najsłabsze ogniwo, warto sprawdzić właśnie te słabsze ogniwa.

Z ławki, z definicji, nie podnosi się Wojciech Szczęsny i Jan Bednarek. Dlaczego „z definicji”? Bo obaj zdecydowali się na zmiany klubów wiedząc, że czeka ich taki los. Teoretycznie tylko przez pewien okres (w przypadku Szczęsnego za rok do zakończenia kariery w bramce Juventusu przez Gianluigiego Buffona). A w praktyce? Nie ma mądrego, który odpowiedziałby na to pytanie. A czy w ogóle mają szansę na grę we wrześniowych meczach reprezentacji? Czy będą nadal powoływani, jeśli ich sytuacja w klubach prędko się nie zmieni? Bo pewnie się nie zmieni.

Z czterech reprezentacyjnych bramkarzy tylko Łukasz Fabiański (Swansea) wyszedł podczas weekendu w podstawowym składzie! A przecież jeszcze niedawno obowiązywało hasło, że akurat o bramkarzy nie musimy się martwić, bo mamy nadmiar bogactwa. Chyba w teorii…

Z obrońców Bartosz Bereszyński też wylądował na ławce Sampdoria Genua, z której się nie podniósł. Wśród pomocników również kiepsko. Jakub Błaszczykowski (VfL Wolfsburg) doznał kontuzji już w pierwszej połowie meczu z Borussią Dortmund i zszedł z boiska. Podobno niegroźnej, ale to niestety piłkarz kontuzjogenny.

Karol Linetty, po świetnym pierwszym sezonie w Sampdorii, drugi zaczyna na ławie. Paweł Wszołek (Queens Park Rangers) wszedł na boisko dopiero w drugiej połowie, choć gra „tylko” w drugiej lidze angielskiej. Maciej Rybus dotrwał w derbach Moskwy jedynie do przerwy. Gdy już go nie było na boisku, jego Lokomotiw rozbił Spartak 4:3. Do tego trzeba dodać jeszcze odstrzelonego wcześniej z kadry Grzegorza Krychowiaka, który w ogóle nie gra.

I na koniec Kamil Wilczek. Jako piłkarz duńskiego Brøndby Kopenhaga mógłby zostać bohaterem zbliżającego się meczu z Danią, gdy na przykład strzelił bramkę w mieście, w którym gra i mieszka. Tylko że Wilczek na razie ma problemy ze zdobyciem pierwszej bramki w nowym sezonie dla Brøndby, ponieważ wylądował na ławie.

Przed zbliżającymi się meczami z Danią i Kazachstanem powodów do optymizmu więc nie ma. Należy wierzyć, że będzie go więcej po ich zakończeniu. Na szczęście w piłce nie zawsze dwa plus dwa daje cztery...

▬ ▬ ● ▬