Czy pan tu jeszcze pracuje?

Fot. Trafnie.eu

W przypadku trenerów zamiast zwyczajowym „dzień dobry” należałoby się chyba z nimi witać pytaniem – pan już zwolniony czy w trakcie zwalniania?

I nie mam na myśli tych, którzy ponoszą same porażki i są w ogonie tabeli. Wręcz przeciwnie. Pep Guardiola to najlepszy przykład. Właśnie się mocno zdenerwował bo jest równie mocno krytykowany.

Za co? Bayern pozwolił sobie na stratę punktów w lidze. Szczególnie bolesna była porażka u siebie z Borussią Dortmund 0:3. Sam Franz Beckenbauer poświecił Guardioli kilka cierpkich słów. I pan trener w końcu nie wytrzymał, bo przecież dokonał w tym sezonie rzadkiego wyczynu. Wygrać Bundesligę siedem kolejek przed końcem to jest dopiero sztuka.

Wiadomo, że zawodnicy nie są częściami maszyny. Po takim sukcesie zawsze trochę odpuszczą, nawet podświadomie. Poza tym drużyna nie grała w najsilniejszym składzie. Bayern czekają jeszcze mecze w półfinale Ligi Mistrzów i finał Pucharu Niemiec. Jak trzeba się było sprężyć, rozbił wczoraj w półfinale tych rozgrywek 1.FC Kaiserslautern 5:1.

Dlatego Guardiola powiedział, że w każdej chwili może trzasnąć drzwiami. Jak się komuś nie podoba co robi w Monachium, mówi do widzenia i odchodzi. Moim zdaniem słusznie, bo towarzystwo w Bawarii za bardzo się rozbestwiło sukcesami. A Guardiola na brak ofert na pewno nie będzie narzekał.

Już tęsknią za nim w Barcelonie, gdzie los Gerardo Martino przesądzony. O mało nie zrobił jednak wczoraj wielkiego psikusa wszystkim, którzy już go zwolnili. Messi i spółka byli blisko remisu w finale Pucharu Króla z Realem. Gdyby w końcówce Neymar posłał piłkę do bramki, a nie trafił nią w słupek, byłoby 2:2. Trudno mieć do Brazylijczyka pretensje, bo zachował się przytomnie w trudnej sytuacji. A do tego Ikerowi Casillasowi sprzyjało wyjątkowe szczęście, bo piłka po odbiciu od słupka trafiła prosto w jego ręce. Potrafił to nawet docenić, skoro po jej złapaniu natychmiast podbiegł i w podziękowaniu poklepał... słupek.

Oczywiście nikogo nie interesuje, że w ostatnich meczach Barcelona występowała ze szczerbatym uzębieniem w defensywie. Kontuzje nigdy nie będą usprawiedliwieniem dla krytyków drużyny, dla której drugie miejsce jest przekleństwem. Szczególnie gdy przegrywa się z Realem. Dlatego teraz pójdzie już gładko i Martino zostanie pogoniony na pewno.

Następnym potencjalnym kandydatem do dymisji jest ten, który go pokonał – Carlo Ancelotti! Włoch na razie może nacieszyć się Pucharem Króla. Ale krótko, bo tak jak Barcelona jego Real skazany jest wyłącznie na wygrywanie. I w Lidze Mistrzów i w Primera Division. W pierwszych rozgrywkach czeka na niego Bayern, w drugich ogląda plecy rywala zza miedzy – Atletico. Już za chwilę okaże się, że Ancelotti do niczego się nie nadaje.

Jeśli nie zdobędzie mistrzostwa Hiszpanii, odbędzie błyskawiczna podróż od bohatera do zera. Tak jak Martino od zwycięstwa 4:3 w lidze w „Gran Derbi” na Santiago Bernaubeu, do porażki z Atletico w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Pytanie - pan już zwolniony czy w trakcie zwalniania? - po raz kolejny okaże się zasadne.

Ale nie ma się co za bardzo roztkliwiać nad losem trenerów. Przy ich milionowych zarobkach to zwyczajne ryzyko zawodowe...

▬ ▬ ● ▬