2013-09-08
Dla tych, którzy się nie poddali
Czy potraficie sobie wyobrazić zawodników biegających za piłką o kulach? Ja już tak. Byłem na turnieju ampfutbolu, który odbył się podczas weekendu w Warszawie.
„Ta dyscyplina sportu, którą uprawiać mogą wszyscy po jednostronnej amputacji kończyny (zawodnicy grający w polu są po amputacji kończyny dolnej, a bramkarze kończyny górnej) oraz osoby z innymi, jednostronnymi wadami kończyn, powstała w USA w latach ’80, kiedy to grupa niepełnosprawnych narciarzy, z Donem Bennettem na czele, wymyśliła Amp Soccera, jako sposób na utrzymanie aktywności fizycznej również w lecie. Niedługo potem grą zainteresował się profesjonalny sędzia piłkarski Bill Barry i ta odmiana piłki nożnej zaczęła się dynamicznie rozwijać” – taką informację znalazłem na stronie www.ampfutbol.pl.
W niedzielę wybrałem się na boisko na warszawskiej Pradze, by obejrzeć międzynarodowy turniej Amp Futbol Cup 2013. Startowało w nim pięć reprezentacji, oprócz gospodarzy także Niemcy, Holandia, Ukraina i Anglia, która wygrała zdecydowanie, będąc poza zasięgiem rywali. Polska drużyna zajęła trzecie miejsce.
Ale kolejność i wyniki nie są aż takie ważne. Na boisko wychodzą zawodnicy, których spotkała życiowa tragedia, bo taką jest zawsze amputacja jednej z kończyn. Oto sport dla tych, którzy się nie poddali.
Drużyny składające się z siedmiu zawodników rywalizują na boisku o wymiarach 63 na 37 metrów. Nie ma spalonych, bramkarz nie może opuszczać pola karnego, a gracze z pola dotykać piłki kulą ani kikutem. Auty wykonuje się nogą, zabronione są wślizgi, obowiązują zmiany „lotne”. Reszta przepisów jak w normalnej piłce. Zaangażowanie i ambicja zdecydowanie większe!
Gdy patrzyłem na zawodników decydujących się na dryblingi, obieganie rywali czy skakanie do główki, patrzyłem z prawdziwym podziwem. Nie tylko ja, także były reprezentacyjny bramkarz Wojciech Kowalewski, jeden z zaproszonych na turniej gości.
„Wcześniej słyszałem o ampfutbolu, ale po raz pierwszy oglądałem dziś mecze. I jestem pod wielkim wrażeniem” – przyznał.
Zaimponowało mu, że zawodnicy podchodzą do gry z tak ogromnym zaangażowaniem emocjonalnym i fizycznym, mają niesamowitą motywację.
„Wielu sportowców mogłoby się od nich uczyć” – zauważył.
Dirk de Jong, zawodnik reprezentacji Holandii, tak to scharakteryzował:
„Najpierw trzeba coś zaakceptować, a później coś z siebie dać na boisku”.
Kapitan polskiej drużyny, Przemysław Świercz patrzy jednak na wszystko bardziej przyziemnie:
„Piłka zawsze była moją pasją. Grałem w nią przed wypadkiem, staram się w miarę możliwości grać i teraz. Fajnie, że mogę to robić”.
Polska reprezentacja istnieje dopiero od roku. Jej bramkarz Marek Zadębski – pseudonim „Dziadek” (wybrany najlepszym zawodnikiem na tej pozycji podczas warszawskiego turnieju), na pierwszym treningu pojawił się w grudniu.
„Bolały mnie po nim wszystkie mięśnie. Nawet nie wiedziałem, że mam ich tak dużo” - żartował.
Z kolegami z reprezentacji spotyka się raz w miesiącu w Warszawie.
„Tyle musi nam wystarczyć. Każdy stara się ćwiczyć indywidualnie, dwa - trzy razy w tygodniu, by utrzymywać się w odpowiedniej dyspozycji” - wyjaśnił.
W meczu Polaków z Anglikami (przegranym 0:3) widać było różnicę umiejętności.
„Wielki szacunek za to, co dziś pokazali” – uznał klasę rywali Zadębski. I trudno się dziwić. Mickey Chambers, najlepszy zawodnik turnieju, powiedział mi, że Anglicy grają ze sobą już ponad dziesięć lat. A radzą sobie naprawdę znakomicie.
Znakomicie radzą sobie zresztą wszyscy, którzy na jednej nodze, podpierając się kulami, biegają za piłką. Los ich nie rozpieszczał. Jednak wystarczy, że wyjdą na boisko, już wygrali!
Mam propozycję dla szefów wszystkich korporacji. Często organizują swoim pracownikom zajęcia motywacyjne. Zamiast tego niech wyślą ich na mecze ampfutbolu. Wyjdzie taniej, a efekt gwarantowany!
▬ ▬ ● ▬