2014-03-31
Dnipro droga do tytułu przez Krym
W ukraińskiej piłce sporo się ostatnio dzieje. Nie wiadomo tylko czy więcej na boiskach, czy wokół nich. Ten sezon może być przełomowy pod każdym względem.
Ukraina od kilku miesięcy zajmuje miejsce w czołówkach światowych mediów. Najpierw ze względu na wydarzenia w Kijowie, później na Krymie. Sytuacja polityczna ciągle jest bardzo napięta. Nikt nie wie jak wszystko może się skończyć…
W ukraińskiej piłce, z zachowaniem odpowiednich proporcji, to samo. Jeszcze niedawno można by napisać, że w miejscowym związku (FFU) trwa wojna na szczytach władzy. Po ostatnich wydarzeniach takie porównanie byłoby trochę nie na miejscu. Faktem jest jednak, że wymiana ciosów przybrała na sile. Ukraińskie media teraz śmielej opisują rzeczywistość. Także tą piłkarską. Jednym z ich ulubieńców stał się prezes FFU Anatolij Końkow.
Trzeba przyznać, że wytrwale i konsekwentnie na to pracował. Jego kadencja stanowi cały ciąg błędów i dziwnych decyzji. Ale od samego początku urzędowania (jesieni 2012 roku) miał trochę pod górkę, czyli dwóch wiceprezesów przeciwko sobie. Sergiej Storożenko, który piastował tę funkcję jeszcze za czasów poprzednika Końkowa Grigorija Surkisa, mówił dziennikarzom:
„Niektórzy ludzie mają określone ambicje. Chcą rządzić wszystkim”.
Nikt nie miał wątpliwości o kim myśli. Gdy Końkow optował za wyborem Michaiła Fomenki na nowego seleksjonera reprezentacji, Storożenko razem z innym wiceprezesem Anatolem Popowem, obstawali przy Szwedzie Sven-Göranie Erikssonie.
Storożenko odszedł ze związku jesienią, oficjalnie ze względu na stan zdrowia. Teraz Popow jest największym oponentem urzędującego prezesa. W FFU trwa wręcz polowanie na „obcych” w wykonaniu „naszych”. Albo na odwrót, w zależności od zajmowanych stołków. Niektóre media sugerują już wprost Końkowowi, że pora zwolnić zajmowaną funkcję. Porównują go z byłym sekretarzem generalnym KC KPZR (Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego) Leonidem Breżniewem, który utożsamiany był z najtwardszym partyjnym betonem.
Końkow jednak sam dostarczał oponentom mnóstwo argumentów. Na przykład gdy zabierał na wyjazdowe mecze reprezentacji liczne delegacje (skąd my to znamy?) krewnych i specjalnych gości. Choćby do Francji dyrektora hotelu Platinum, w którym mieszka reprezentacja, nie za darmo oczywiście. Media sugerują, że na tej przyjaźni zarabia pan dyrektor i jego hotel, który przy okazji ma wspaniałą darmową reklamę.
Końkow postrzegany jest jako despota, który potrafi powiedzieć: „Piłka to ja”! I często sam się okalecza. Na przykład w lutym związek patronował seminarium zorganizowanemu dla trenerów irackiego Kurdystanu, który nie ma żadnego oficjalnego przedstawicielstwa ani w FIFA, ani w UEFA. A obie organizacje unikają jak tylko mogą mieszania się we wszelkie polityczne konflikty. Dlatego ten ruch ze strony FFU był bez wątpienia strzałem w stopę. Dlaczego Końkow zdecydował się na niego szczególnie w tak napiętej sytuacji na Ukrainie?
Równie ciekawie jak w związku jest na ligowych boiskach. Ekstraklasa wznowiła w marcu rozgrywki z opóźnieniem. Na wiosnę emocji nie brakuje głównie za sprawą Dnipro Dnipropetrowsk. W niedzielę wygrało 2:0 z Dynamem Kijów. Przed tygodniem w takim samym stosunku w Doniecku z Szachtarem. Oba wyniki trudno uznać za przypadkowe. Dnipro już wyprzedziło Dynamo, ma jeszcze trzy punkty mniej niż Szachtar, ale i jeden mecz więcej do rozegrania. Czy zdobędzie tytuł?
Pierwszym mistrzem niezależnej Ukrainy była w 1992 roku Tawrija Symferopol. Później tytułami dzieliły się tylko: Dynamo i Szachtar. Gdyby Dnipro dołączyło do tego grona w symboliczny sposób zamknęłoby pewną epokę w ukraińskiej piłce.
Na razie ma inny problem, nie wie czy rozegra najbliższy wyjazdowy mecz ligowy z Tawriją. Jej stadion w Symferopolu na Krymie to już dziś część terytorium okupowanego przez Rosję. Po zwycięstwie nad Dynamem trener Dnipro, Hiszpan Juande Ramos, stwierdził:
„Decyzję o tym czy mamy jechać do Symferopola powinien podjąć FFU wspólnie z klubem. Nie mam jednak żadnych informacji na ten temat”…
▬ ▬ ● ▬