Eksperyment 2020

Fot. Trafnie.eu

UEFA wytypowała trzynaście miast, w których odbędą się finały mistrzostw Europy za sześć lat. Pierwsze i być może ostatnie w tak nietypowej formule.

Na pewno wyborowi nie towarzyszyły emocje, jak choćby w 2007 roku, gdy w Cardiff decydowano kto będzie gospodarzem EURO 2012. Z dziewiętnastu kandydatur UEFA musiała odrzucić sześć. Do organizacji półfinałów i finału zgłosiły się raptem dwa miasta, więc oczywistym było, że oba muszą się znaleźć w ostatecznej szesnastce.

Po raz pierwszy, i być może ostatni, UEFA zdecydowała się na taką formułę imprezy, by uczcić sześćdziesiątą rocznicę rozgrywek o mistrzostwo Europy. Czy eksperyment wypali? Raczej nie ma innego wyjścia...

Ze strony UEFA.com każdy mógł ściągnąć sobie plik PDF z charakterystyką miast – kandydatów. Postanowiłem trochę poczytać i już przed piątkowym wyborem miałem mniej wątpliwości. Bez problemu wytypowałem faworytów do odstrzału. Wystarczyło mi tylko skoncentrować się na części „Zakwaterowanie”.

Weźmy na przykład Sofię, w której liczba pokoi dla najważniejszych gości „pokrywa tylko niewielką część zapotrzebowania UEFA”. Pojemność trybun na Stadionie Narodowym – 33 621. Do tego obiekt tylko w planach, ma zostać ukończony w 2017 roku. Należałoby nawet doprecyzować - na razie jest wstępny projekt. Na poważnie ktoś miał się nim zająć, gdyby Sofia dostała organizację imprezy.

W Mińsku podobnie – z dobrymi hotelami kiepsko, a stadion też mały 35 000. W Skopje w Macedonii już zupełny dramat, skoro w pierwszym zdaniu pojawiła się informacja o bardzo skromnej liczbie miejsc hotelowych i żadnej alternatywnej formie zakwaterowania.

Wszystkie moje trzy typy sprawdziły się bez pudła, bo sprawdzić się musiały. Nie miały szans w konkurencji na przykład z Kopenhagą. Hoteli tam bez liku na każdą kieszeń, stadion już sprawdzony przy organizacji finału europejskiego pucharu, a jeszcze do tego informacja o transporcie – przejazd pociągiem z lotniska na stadion zajmuje 18 minut, metrem dwie minuty krócej!!!

Przed ogłoszeniem szesnastu miast najbardziej ciekawiły mnie dwie kwestie. Pierwsza, gdzie odbędą się półfinały i finał. Kandydatów było tylko dwóch – Londyn i Monachium. Miałem nadzieję, że wygra stolica Bawarii. Moja sympatia wiązała się ze znajomą rodziną Zawadów, która tam mieszka. Rysiek, były bramkarz Ursusa, opowiadał mi przezabawne historie, na przykład o młodym Romku Koseckim, który w tym klubie przechodził twardą szkołę piłkarskiego życia. Jego syn Judym grał kiedyś w juniorach Bayernu i nawet zaliczył jakieś powołanie do jednej z młodzieżowych reprezentacji Polski. Poważna kontuzja zakończyła jego karierę zanim się zaczęła. I jeszcze Ewa Zawada, dzięki której zawsze będąc w Monachium mogę spróbować miejscowego specjału – biała kiełbasa z preclem i słodką musztardą, oczywiście plus piwo Paulaner.

Tak się więc rozmarzyłem, że przed finałem EURO 2020 zaliczę kolejny raz ulubione danie w miłym towarzystwie, ale nic z tego. UEFA przydzieliła go Londynowi. Trzeba się będzie więc przestawić na English breakfast, słynne angielskie śniadanie. Jednak na stadion Wembley trudno narzekać, trybunę prasową ma najlepszą na świecie. Więc ogólnie - damy radę!

Intrygowało mnie jeszcze czy UEFA odważy się wyrzucić imprezę do Baku, daleko na wschód? Nie tylko się odważyła, ale zdecydowała, że w stolicy Azerbejdżanu odbędzie się jeden z ćwierćfinałów. Trzy pozostałe w Monachium, Rzymie i St. Petersburgu. A wcześniejsze mecze grupowe i 1/8 finału w: Amsterdamie, Bilbao, Brukseli, Budapeszcie, Bukareszcie, Dublinie, Kopenhadze i Glasgow.

Najgorzej będzie miał ten, kto wygra ćwierćfinał w Baku i na półfinał w Londynie musi pokonać czterogodzinną różnicę czasu i odległość czterech tysięcy kilometrów. Nie bardzo to sobie wyobrażam. W ogóle nie bardzo sobie wyobrażam jak te mistrzostwa będęąwyglądały. Najważniejsze, że chociaż w Nyonie ktoś to ogarnia, skoro UEFA zdecydowała się na taką formułę.

▬ ▬ ● ▬