Ekspresowe budzenie lwa

Fot. trafnie.eu

Prezes Ekstraklasy SA obiecuje dogonienie piłkarskiej Europy. Intencje z pewnością ma chwalebne. Jednak proponowane tempo operacji - nierealne.

Polska piłka cierpi na tak wielki niedobór sukcesów, względem oczekiwań, że każdy chce iść na skróty. Mają być zwycięstwa tu i teraz, efektowne i to natychmiast. Pamiętam jak przed kilkoma laty Wisła mierzyła się w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z Anderlechtem Bruksela. Optymizm, nie wiem nawet do końca czym podyktowany, był tak wielki, że bez trudu znalazłem w pamięci jeden prasowy tytuł: „Jak nie teraz, to kiedy”? Najprostsza odpowiedź przychodząca do głowy – najwcześniej za rok, bo oczywiście to Belgowie awansowali do fazy grupowej.    

Podobnie jest od lat z reprezentacją. Wyniki ciągle nie takie jak oczekiwania. W ten sam klimat wpisuje się, nie pierwszy raz zresztą, prezes Ekstraklasy SA Bogusław Biszof. Tytuł jego rozmowy z „Faktem” zwala z nóg: „Biszof: Za chwilę dogonimy Europę”. A oto argumentacja: „Kiedyś trener Leo Beenhakker powiedział, że Polska to śpiący lew. Też jestem tego zdania. Razem z kolegami z PZPN i zarządu Ekstraklasy podjęliśmy się misji, byśmy za 4-5 lat mogli powiedzieć, że udało nam się wznieść polską piłkę na inny poziom”.

Też bym chciał, może nawet bardziej niż pan prezes. Oprócz dobrych chęci mam niestety jeszcze rozum, a ten sprowadza mnie na ziemię w tempie ekspresowym. Zresztą wystarczy posłuchać innych, by przekonać się, że nie pozostaję osamotniony w podobnym podejściu do zagadnienia. Tego samego dnia co Biszof wypowiedział się dla „Przeglądu Sportowego” (po przeprowadzce z Widzewa do 1. FC Nürnberg) Mariusz Stępiński: „Niemcy to inny świat. Niczym nie trzeba się przejmować. Nie ma się co martwić, że czegoś zabraknie, że coś nie zostanie dopięte”.

Czy pan prezes Ekstraklasy SA naprawdę chce zbudować w 4-5 lat nowy, wspaniały świat? Warto odmitologizować polską piłkę. Od tego należałoby chyba zacząć. Bo mity wiążą się z nierealnymi oczekiwaniami, a te w konsekwencji prowadzą do chorych wniosków. Mamy przecież wyjątkowo utalentowanych piłkarzy. Tylko jak Arkadiusz Milik poszedł w zimie do Leverkusen, na wiosnę nie spędził na boisku w Bundeslidze w sumie nawet jednej połowy!

Żeby wprowadzone zmiany przyniosły jakiekolwiek efekty w poziomie rozgrywek, najlepiej zakładać perspektywę minimum dziesięcioletnią. Poza tym warto sobie wreszcie uzmysłowić, że inne kraje robią czasami znacznie więcej i znacznie szybciej niż Polska w gonieniu piłkarskiej Europy. Najpierw trzeba jeszcze stoczyć walkę w grupie pościgowej, by później uzyskać prawo rywalizowania z najlepszymi. Na przykład w Azerbejdżanie ogromne pieniądze już zostały wpompowane w miejscową piłkę. Ricardinho wybrał niedawno mołdawskiego Sheriffa Tyraspol zamiast zostać w Lechii. Trafi do takiego ośrodka treningowego, jakiego nie mają wszystkie kluby razem wzięte nad Wisłą!   

Gratuluję panu Biszofowi dobrego samopoczucia: „Naprawdę już teraz nie mamy się czego wstydzić. Patrzmy w kierunku takich lig jak holenderska, belgijska czy szkocka. Owszem, jeśli spojrzymy na czołowe zespoły, to ciężko się porównywać, ale poziom rozgrywek nie jest wcale dużo wyższy”.

Muszę jego optymizm ostudzić nad wyraz logiczną refleksją. Niestety w Lidze Mistrzów czy w Lidze Europejskiej rywalizują ciągle tylko te czołowe zespoły. Tak długo jak nie będziemy w stanie z nimi wygrywać, tak długo poziom polskiej ligi nie będzie za wielu w Europie interesował.

        ▬ ▬ ● ▬