Elitarni i wykluczeni

Fot. Trafnie.eu

Przeczytałem wywiad z Polakiem zarabiającym na życie za granicą. Nie sądzę, by jego nazwisko coś mówiło przeciętnemu kibicowi w ojczyźnie, ale...

Nazywa się Bartosz Kubica. Od lat mieszka w Portugalii, gdzie pracuje jako piłkarski skaut. Udzielił wywiadu, w którym zawarł ciekawe porównania i wnioski (za: przegladsportowy.onet.pl):

„W Polsce w stosunku do liczby mieszkańców mały odsetek dzieci gra w piłkę. W tej statystyce jesteśmy w ogonie Europy. W tej klasyfikacji np. Skandynawia i Belgia są wysoko. Mamy 400 tys. dzieci biegających za piłką, a powinniśmy mieć 5 mln. I zauważ, kto gra w piłkę – dzieci z klasy średniej i wyższej. Widzisz biedne dzieci na boiskach? Mało ich, rodziców nie stać na składki. Jak ja grałem za komuny w piłkę, najlepsze dzieci na boisku to były te z biednych domów. Bo najwięcej czasu spędzały na podwórkach i miały charakter.

No a dzisiaj rodzic myśli, że podwiezie dziecko mercedesem czy bmw pod same boisko, zawiąże mu jeszcze buty, a potem po godzinie i piętnastu minutach zawiezie do domu i on będzie jak Messi. Przecież to niemożliwe. Albo rodzic myśli, że weźmie syna na prywatne treningi indywidualne, zapłaci za te korepetycje piłkarskie i one zrobią z dzieciaka piłkarskiego półboga. Zdiagnozować problemy w polskiej piłce jest łatwo. Kłopot w tym, by zmienić naszą mentalność”.

Wygrzebałem z pamięci podobną opinię, którą zamieścił w swojej biografii Jerzy Dudek
(za: „nieREALna kariera”, Arskom Group, 2015):

„Dochodzę do wniosku, że gdybym urodził się dwadzieścia lat później, nikt by pewnie nie usłyszał o Dudku. Moich rodziców nie byłoby stać na opłacanie treningów syna. Bo co miesiąc trzeba wydać 100-150 złotych. Do tego jeszcze kilkaset kolejnych za sprzęt. I robi się suma, na którą nie wszyscy mogą sobie pozwolić. Dlatego niektóre dzieciaki muszą z tego powodu przerwać treningi”.

Dudek wspominał o tym przed dziesięcioma laty, więc wspomniane koszty w tym okresie jeszcze wzrosły. A to dowodzi, że współczesna piłka, przynajmniej w krajowym wydaniu, staje się coraz bardziej elitarna, a część potencjalnych zawodników znajduje się w grupie wykluczonych.

Gdy sam próbowałem kiedyś ją kopać w jednym ze znanych klubów, żadnych opłat za treningi nie było. Obowiązywała za to prosta zasada – pokaż co potrafisz, jak będzie lepszy od innych, to zapraszamy na zajęcia. Zasada zdrowa, tak jak i rywalizacja w drużynie. Nikt nikogo na treningi samochodami nie przywoził. Nikt się nie zastanawiał kim są rodzice kumpla z drużyny i ile mają pieniędzy. Liczyło się wyłącznie co potrafisz.

Byli w grupie i tacy trochę łobuzowaci, delikatnie rzecz ujmując, ale oni w piłce też są potrzebni, nawet bardzo. Bo często bywają na boisku najbardziej charakterni. Jak się grało na podwórku, trzeba się było czasami rozpychać nie tylko łokciami. Twarda szkoła życia przynosiła potem efekty.

Może niech się nad tym zastanowią ci, którzy będą płodzili kolejne raporty o polskiej piłce i kolejne programy jej uzdrawiania. Zamiast wysyłać po naukę trenerów do kolejnych zagranicznych szkółek, niech wyślą ich na podwórka najbliżej klubu, w którym pracują. I niech się zastanowią jak pokryć koszty treningów tych z biedniejszych domów, potrafiących naprawdę dobrze kopać piłkę. Najczęściej znacznie lepiej niż ich rówieśnicy przywożeni przez tatusiów na zajęcia na tylnych siedzenia mercedesów czy bmw.

▬ ▬ ● ▬