Epidemia zdrowego rozsądku?

Dwie informacje z Poznania, bardzo podobne. Sławne zachodnie kluby chcą zdolnych polskich piłkarzy. Podobno. Na pewno prędko do nich nie trafią. Na szczęście.

Mowa o młodziakach z Lecha Poznań - Karolu Linettym i Dawidzie Kownackim. Na oficjalnej stronie Lecha Poznań pojawił się w czwartek tekst o tym pierwszym. Oto jego najistotniejszy fragment:

„Manchester United, Real Madryt, Atletico Madryt, AS Roma to tylko niektóre z klubów, których nazwy pojawiają się w mediach w kontekście pozyskania młodego pomocnika Lecha. - To, że wielkie kluby mnie obserwują to fajna sprawa, ale ja skupiam się na treningach. Dobrze się czuję w Lechu, walczę o pierwszy skład, trener ma do mnie zaufanie. Na przyszły rok chcę zostać w Poznaniu i tutaj rozwijać swoje umiejętności - zapewnia Linetty”.

Z kolei w „Przeglądzie Sportowym” przeczytałem, że mama Kownackiego, najmłodszego zawodnika w kadrze seniorów Lecha, postanowiła opuścić szlaban i zagrodzić synowi drogę do Bayernu Monachium. Pani Aneta, bo tak ma na imię, stwierdziła stanowczo:

„Dawid musi skończyć gimnazjum i nie będziemy podejmować żadnych pochopnych kroków. Zwłaszcza, że najpierw muszę kogoś poznać i mu zaufać, żeby podejmować ważne decyzje”.

Czyżby jakaś epidemia? To chyba epidemia zdrowego rozsądku. Dobrze, że Kownacki ma mądrą mamę, dzięki temu może nie zginie w życiu. Co miałby robić w Bayernie? Za bardzo nie wiem. Niech się najpierw ogra w Ekstraklasie, i przejdzie do klubu, w którym będzie miał pewne miejsce.

Co do Linettego, widziałem go niedawno na żywo w meczu z Legią. Choć telewizja gwarantuje zbliżenia i powtórki, jednak obejrzenie zawodnika na murawie pozwala zawsze lepiej ocenić jego umiejętności. Przynajmniej dla mnie. Jeśli Linetty miałby przejść do Manchesteru United, Realu, Atletico czy Romy, to chyba tylko w wyobraźni agentów. To mniej więcej zawodnik z tej samej półki (choć oczywiście nie taki sam) co Dominik Furman. Jak były legionista radzi sobie w Tuluzie, łatwo sprawdzić. Co (jeszcze) lechita mógłby zwojować w jednym ze sławnych klubów, łatwo sobie wyobrazić. Tylko po co?

Zamiast tego przytoczę smaczną anegdotkę. Jeśli nawet już o niej wspominałem, bo naprawdę nie pamiętam, warto napisać jeszcze raz. Do polskiego piłkarza występującego w jednym z najsłynniejszych klubów europejskich dzwoni agent. Pyta czy nie mógłby załatwić testów w tym klubie dla jego zawodnika. „Testów?” - dziwi się piłkarz. I odpowiada:

„Przecież on miałby problemy z załapaniem się tutaj nawet do drużyny rezerw”.

Agent ze spokojem przekonuje:

„To nie ma znaczenia. Ważne, żeby chociaż sobie tam potrenował”.

Znaczenie ma i to kolosalne. Później można by przeczytać tekst, a w nim fragment - „[nazwisko piłkarza] interesował się niedawno nawet słynny [nazwa klubu]”. Piłkarski marketing ma swoje prawa i sztuczki.

Takie czasy, że nieważne co kto potrafi. Ważne wyłącznie, jak się potrafi sprzedać. Niestety. I tak to się kreci...

▬ ▬ ● ▬