Europa w odwrocie i postępująca fiesta

Fot. Trafnie.eu

Mistrzostwa świata za chwilę się skończą, więc czas, by je podsumować. Postanowiłem poświęcić ten tekst kibicom, którzy nadali im niepowtarzalny koloryt.

Najbardziej lubiłem na tych mistrzostwach oglądać mecze drużyn arabskich i latynoskich. Od razu było wiadomo, że będzie się działo. Na trybunach naturalnie, ale i dzięki temu także na boisku, bo to swoiste sprzężenie zwrotne. Piłkarze wiedzą o tym doskonale, dlatego na przykład pod koniec meczu Belgii z Marokiem zawodnicy tej drugiej drużyny wiele razy wykonywali charakterystyczne gesty w stronę trybun domagając się jeszcze głośniejszego dopingu. A przecież i tak był wręcz ogłuszający. Trybuny niemal w całości czerwone, czyli w marokańskich barwach. Dopiero w drugiej połowie zauważyłem gdzie siedziało kilkaset (tak oceniając z grubsza) Belgów. Nie słyszałem ich nawet przez chwilę. Może od razu się poddali w tej nierównej walce, czyli nawet nie próbowali jej podjąć?

Gdy bezpośrednio po meczu Maroka z Belgią pojechałem na drugi Niemiec z Hiszpanią, miałem wspaniałą okazję je porównać, pozostając pod wielkim wrażeniem pierwszego. Trybuny stadionu Al Thumana pulsowały, drżały, wirowały i falowały na zmianę, a towarzyszył temu niewiarygodny tumult tworzony przez Marokańczyków. I dla kontrastu na stadionie Al Bayt atmosfera co najwyżej lekko-pół-średnia. Tu niestety grały dwie europejskie drużyny. Mecz nazywany szlagierem, na boisku było co oglądać, tylko na trybunach za wiele się nie działo. Ktoś coś pokrzyczał, szczególnie po zdobytych bramkach, ale poza tym raczej smętnawo...

Bo Europejczycy na tych mistrzostwach byli (jeszcze są) w zdecydowanym odwrocie. Być może ze względu na czarny PR jaki miał Katar przed imprezą wiele osób postanowiło ją zbojkotować i nie przyjechało na mistrzostwa. Wspomniani już Belgowie otwierają tę dość długą listę. Mecze z udziałem reprezentacji Europejskich były raczej smutnawe.

Na przykład Niemcy przegrali rywalizację z Japonią na trybunach zdecydowanie bardziej niż na boisku. Grupa Japończyków na jednym z sektorów nie zamilkła nawet na chwilę przez cały mecz. A gdy się skończył, jeden z nich był tak szczęśliwy, że gdy postanowiłem z nim porozmawiać, zaczął mi… dziękować z typową dla swojego narodu grzecznością, kłaniając się przy tym.

Koniecznie muszę wspomnieć o Brazylijczykach, chyba najbardziej fantazyjnie poprzebieranych, stanowiących zdecydowanie oddzielną, z pewnością niepowtarzalną kategorię. Mecze z ich udziałem nazwałbym fiestą postępującą. Może doping z trybun nie był ogłuszający, za to wspierany od początku wystukiwanymi na bębnach rytmami samby. Wprawiały całe sektory w delikatne wibrowanie. A gdy Brazylijczycy strzelali bramkę czy dochodziło do emocjonujących momentów, wtedy intensywność fiesty raptownie wzrastała, czyniąc z trybun prawdziwy wulkan eksplodujący emocjami i coraz szybszymi rytmami. Wszystkiego opisać się nie da, co powinien potwierdzić każdy, kto był choć na jednym meczu Brazylijczyków i mógł sam wszystkiego doświadczyć.

Jednak nawet erupcja emocji, na meczach tych mocniej emocjonalnie zaangażowanych kibiców, miała swoje granice. Sympatycy Arabii Saudyjskiej wręcz szaleli przeżywając zwycięstwo nad Argentyną. Atmosfera na trybunach stadionu Lusail panowała fantastyczna, trudna wręcz do opisania. Na kolejnym z Polską na Education City szybko i bezwzględnie zagłuszyli naszych. Gdy jednak przegrywali 0:2 słyszałem już tylko polskich kibiców, których na trybunach, w porównaniu z sympatykami rywali, była doprawdy garstka.

U Saudyjczyków emocje niczym sinusoida - szybko mknęły w górę, gdy ich drużyna radziła sobie dobrze, ale jeszcze szybciej tracili zapał, gdy szło jej gorzej. Pod koniec meczu z Polakami, kiedy stało się jasne, że nasi zwycięstwa nie dadzą sobie odebrać, trybuny pustoszały wręcz w zastraszającym tempie, a wtedy rządzili na nich już tylko Polacy.

Dlatego na konferencji prasowej trener Saudyjczyków Herve Renard wygłosił coś pomiędzy apelem a rozmową uświadamiającą, skierowaną do kibiców. Nawiązując do meczu z Argentyną stwierdził, że swoją drużynę trzeba wspierać także w trudnych chwilach i liczy na to w decydującym trzecim spotkaniu w grupie z Meksykiem. Nie wiem jaki jego apel odniósł skutek, bo meczu nie widziałem, w tym samym czasie oglądając starcie Polski z Argentyną.

Przez całe mistrzostwa wielobarwny tłum kłębił się w centrum Dohy na Souq Waqif, uliczce pełnej restauracji, barów i kafejek. Kręciło się tam też mnóstwo ekip telewizyjnych, bo wystarczyło tylko włączyć kamerę, zaczepić przechodzących i już był materiał gotowy do wysłania.

Na Souq Waqif codziennie odbywał się też przegląd kibicowskiej mody i wyobraźni, by przebrać się jak najbardziej oryginalnie, A także, a może przede wszystkim, prezentacja wdzięków miłośniczek futbolu z całego świata. Najbardziej mnie cieszyło, że zupełnie nie przejęły się zakazami, którymi bombardowano każdego planującego przyjechać do Kataru. Szczególnie panie, którym zdecydowanie sugerowano, że nie należy chodzić w zbyt krótkich spodenkach odsłaniających kolana, czy też zakładać letnie stroje odsłaniające ramiona i dekolty, co wynikało z nakazów islamu dotyczących ubioru.

Zupełnie się tymi zakazami nie przejęły. I całe szczęście, bo dzięki temu można się było nacieszyć w pełni kobiecymi wdziękami, sycąc się widokiem pań w letnich kreacjach jakie noszą w krajach swego pochodzenia. I mam wrażenie, że konserwatywny obyczajowo Katar z całą pewnością z tego powodu nie ucierpiał.

▬ ▬ ● ▬

Galeria