2024-12-02
FIFA potrafi i hasełko dla naiwnych
W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o dwóch wydarzeniach, które zbulwersowały moich rodaków. Mnie raczej niekoniecznie, co postaram się wyjaśnić.
A był to tydzień, w którym Robert Lewandowski, w meczu Barcelony z Brestem, zdobył w Lidze Mistrzów bramki numer 100 i 101. Jest trzecim zawodnikiem (po Cristiano Ronaldo i Leo Messim), który przekroczył granicę stu trafień w elitarnych rozgrywkach. Z tej okazji powstało wiele laurek na jego temat nie tylko w rodzimych mediach. I raptem dwa dni później pojawiła się informacja o zupełnie innym wydźwięku. Otóż FIFA ogłosiła nominacje do swojej nagrody FIFA The Best. Na liście jedenastu kandydatów do miana piłkarza roku zabrakło Lewandowskiego.
W jego ojczyźnie wybór przyjęto wręcz z oburzeniem, czego dowodem choćby oficjalny
wpis PZPN (jakby nie było – członka FIFA!) o następującej treści (za: X):
„Kogoś tu brakuje prawda? Dla nas jesteś najlepszy kapitanie!”
Oczywiście można też użyć przeciwnej argumentacji, że dla Lewandowskiego miejsca zabrakło chociażby dlatego, że w pierwszej połowie roku nie odnosił żadnych sukcesów z Barceloną i potem prawie nie zaistniał w mistrzostwach Europy, których przebieg powinien stanowić ważny argument przy typowaniu kandydatów do nagrody. I tu jeszcze FIFA byłaby się w stanie obronić. Jednak jego brak także na liście 22. nominowanych napastników do drużyny roku, to już wręcz kabaret. Tym bardziej, że znalazł się na niej na przykład światowej sławy gwiazdor, którego oczywiście wszyscy doskonale znają (czyż nie?), niejaki Akram Afif z katarskiego Al Sadd SC.
Nie jestem jednak tym specjalnie... zaskoczony. I nie ma sprzeczności w takim podejściu, mimo że wspomniałem wcześniej o kabarecie. Po pierwsze, do tego typu plebiscytów podchodzę z dużą rezerwą, do czego też namawiam innych. Po drugie, rozumiem, że biznes musi się kręcić. Skoro FIFA przyznała organizację mistrzostw świata Katarowi w 2022 roku, a prezydent FIFA Gianni Infantino nawet zamieszkał w tym kraju w wynajętym domu na rok przez rozpoczęciem imprezy, więc trudno się dziwić, że jego promocja wcale się nie zakończyła wraz z zakończeniem wspomnianej imprezy. Trwa w najlepsze, bo stara znajomość ma się świetnie.
I jeszcze o drugim wydarzeniu, które zdecydowanie bardziej niż pierwsze zbulwersowało rodaków. Już sam tytuł artykułu dotyczącego meczu w Lidze Konferencji pomiędzy Omonią Nikozja i Legią Warszawa dobitnie o tym świadczy (za: przegladsportowy.onet.pl):
„Napluli wszystkim Polakom w twarz”.
A w nim jeszcze zdanie:
„Cypryjscy kibice wbili sztylet w samo serce polskiego narodu”.
O co chodzi? O to, że...:
„17 stycznia 1945 r. Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę” — głosił napis na transparencie wywieszonym przez kibiców Omonii. Sowieccy żołnierze rzeczywiście wkroczyli wtedy do Warszawy i po kilku godzinach walk wojska III Rzeszy się wycofały. Cóż to było jednak za wyzwolenie, skoro przez kolejnych kilkadziesiąt lat trwała radziecka okupacja Polski?”
Kibice Omonii znani są z mocno lewicowych poglądów. Dlatego ponad wspomnianym transparentem przygotowali kartoniadę ze znakiem drogowym zakazu skrętu w prawo. Podobny, tylko z zakazem skrętu w lewo, znajduje się na transparencie wywieszanym na stadionie Legii. Cypryjczycy starali się więc znaleźć najczulszy punkt rywali i w niego trafić. Jak widać po reakcji polskich mediów zamierzony cel osiągnęli wręcz wybornie.
Ale bądźmy sprawiedliwi, nasi kibice też potrafią przywitać rywali odpowiednimi oprawami, by spowodować u nich dokładnie takie same irytujące reakcje, co zostało nawet zauważone w cytowanym tekście:
„Kibice Omonii „pięknie” przedstawili się przed szerszą publicznością już w 2015 r. Gdy do Nikozji przyjechała Jagiellonia Białystok, powitał ją transparent o treści „Nasi dziadkowie gonili was aż do Berlina”. Była to odpowiedź na wcześniejszą kartoniadę kibiców Jagi, na której znalazł się przekreślony symbol komunizmu”.
Mając to wszystko na uwadze z pobłażaniem przyjmuję porównania ze sztyletem wbijanym w serce. Moje na pewno nie krwawi, dzięki temu rozum pracuje w miarę normalnie, bo nie dałem się nabrać na prowokacyjne hasełko, jak wielu moich rodaków. Dlatego mogę doradzić autorom stadionowej oprawy, by szybko polecieli do Moskwy, skoro tak kochają Armię Czerwoną. Tam czekają na ochotników i chętnie każdego zagospodarują. Właśnie przeczytałem, że (za: forbes.pl) „nowy rekrut w rosyjskich siłach zbrojnych statystycznie ma przed sobą miesiąc życia od momentu podpisaniu kontraktu”. Więc (nie)powodzenia!
▬ ▬ ● ▬