Intrygująca ósemka

Fot. Trafnie.eu

UEFA zatwierdziła nową formułę trzech organizowanych przez siebie rozgrywek pucharowych. Wprowadziła dość dziwne zmiany, które są podobno idealne.

Idealne oczywiście zdaniem pomysłodawcy. Taką opinię zaprezentował bowiem Giorgio Marchetti odpowiedzialny w UEFA przygotowanie systemów różnych rozgrywek. Od sezonu 2024/25 nie będzie już podziału na grupy w trzech organizowanych przez UEFA – Lidze Mistrzów, Lidze Europy i Lidze Konferencji Europy. W fazie zasadniczej każdej z nich zagra 36 drużyn, zamiast obecnych 32.

Użyłem określenia „faza zasadnicza” trochę na wyczucie, bo prawdę mówiąc za bardzo nie wiedziałem jak to nazwać, gdyż system, przynajmniej dla mnie, jest dziwny. Otóż każda z 36 drużyn zagra w niej osiem meczów, cztery u siebie, cztery na wyjeździe. Z każdym rywalem tylko raz (w obecnie obowiązującym jeszcze systemie grupowym każda gra sześć meczów, po dwa z każdym z trzech rywali – u siebie i na wyjeździe).

I na podstawie tych meczów wszystkie drużyny zostaną uszeregowane w zbiorowej tabeli razem z 27 potencjalnymi rywalami, z którymi zagrać nie będą miały okazji! A to już ciężko mi zrozumieć i zaakceptować.

W Lidze Mistrzów osiem pierwszych drużyn z tej zbiorowej tabeli uzyska bezpośredni awans. Następnych szesnaście powalczy w barażach - zwycięzcy awansują do fazy pucharowej, przegrani zostaną zesłani do Ligi Europy.

Prezydent UEFA Aleksander Ceferin jest przekonany, że nowy system zapewni „odpowiednią równowagę”. Równowagę czego? Jak nie wiadomo o co chodzi, może chodzić tylko o jedno. Na pewno przybędzie pieniędzy na koncie UEFA. Więcej meczów oznaczać będzie większe zyski. A że kosztem dziwnego systemu? Kogo to obchodzi.

Mnie już intryguje jak będą dobierane drużyny do rozegrania tylko ośmiu meczów? Według jakiego klucza, jakiego rozstawienia? Zakładając, że w tej fazie nie będzie to zawsze para: teoretycznie mocniejszy (np. Manchester City) – teoretycznie słabszy (np. Sheriff Tyraspol), ci mocniejsi też muszą się za sobą spotykać (np. Bayern Monachium – Atletico Madryt). Pierwsza faza bez takich hitowych meczów zaczęłaby obumierać w naturalny sposób.

I druga sprawa - jak będą wyłaniani gospodarze meczów? Załóżmy, że mistrzowi Polski, niech to będzie Lech Poznań czy Raków Częstochowa, udałoby się awansować do fazy zasadniczej nowej formy Ligi Mistrzów i trafić na przykład na Liverpool. Taki rywal na pewno zagwarantowałby zapełnienie trybun stadionu, czyli duże zyski z dnia meczowego. Na Anfield Road oczywiście też fajnie zagrać, ale zysk ze sprzedaży biletów pozostanie wtedy w Liverpoolu.

Zobaczymy jak UEFA sobie z tym poradzi. I zobaczymy, czy przy okazji zarabiania większych pieniędzy nie będzie też zdecydowanie więcej „kwasów” z jej najbardziej prestiżowych rozgrywkach.

▬ ▬ ● ▬