Jak zarobić milion funtów

Fot. Trafnie.eu

Anglicy po raz kolejny mnie rozbawili. Najpierw zarządzają dobrze zorganizowaną akcję zabawy zapałkami, a potem dziwią się, że pożar jest aż tak wielki.

Pamiętam jak w 2010 roku dokonywano wyboru gospodarzy dwóch kolejnych mistrzostw świata w 2018 i 2022 roku. Na te pierwsze wielką ochotę mieli Anglicy, a w związku z tym przeświadczenie, że przedstawili zdecydowanie najlepszą ofertę zgłaszając swoją kandydaturę do wyścigu.

Żeby pomóc szczęściu dziennikarze z „The Sunday Times” i BBC udokumentowali, że cześć członków FIFA jest przekupnych. Rozpętała się afera, posypały kary. A bezpośrednio po nich dokonano wyboru gospodarzy mistrzostw. Anglicy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku czekali na werdykt. Gdy nastąpił, rozpoczęło się długie leczenie kaca. Ich kandydatura oczywiście przepadła. Byli zszokowani nie mogąc tego pojąć. A ja nie nie mogłem pojąć jak oni nie potrafili skojarzyć dwóch prostych faktów.

Otóż uderzyli bezpośrednio w ludzi, którzy mieli za chwilę podejmować decyzję ich dotyczącą. Jak można wymagać wdzięczności od kogoś, kogo zwymyślało się od złodziei? Czy byli tak naiwni, czy pozbawieni wyobraźni? Pewnie i jedno, i drugie.

W kończącym się tygodniu zaobserwowałem ten sam mechanizm myślenia. Angielscy dziennikarze znów zastosowali swoją ulubioną metodę działania – prowokacja plus ukryta kamera. I rozpętali kolejną aferę, którą od kilku dni żyje cały kraj.

Chodzi o tak zwany „third-party ownership”, czyli handel prawami własności zawodników. Oficjalnie jest zakazany. Nieoficjalnie – ciągle praktykowany. Dziennikarze „Daily Telegraph" zorganizowali prowokację, w wyniku której swą pomoc w załatwieniu ciemnych futbolowych interesów zaoferował im menedżer reprezentacji Anglii Sam Allardyce. Właściwie były menedżer, bo od razu stracił pracę, gdy afera wyszła na jaw. Zdążył jedynie stwierdzić, że tylko próbował pomóc staremu znajomemu…

Podejrzenia dotyczą znacznie większej liczby menedżerów i agentów, co spowodowało, że Anglicy są w szoku. Niestety tym razem głównymi oskarżonymi zostali nie przedstawiciele skorumpowanej FIFA, ale ich rodacy!

W niedzielę oglądałem na jednym z angielskich kanałów telewizyjnych dyskusję o pieniądzach w miejscowym futbolu. Niektórzy wciąż nie mogą uwierzyć w przedstawione fakty, więc pytają, czy może być aż tak źle? Ja bym odpowiedział - jest znacznie gorzej niż się wielu wydaje.

Premier League to najpotężniejsza liga świata. Najpotężniejsze są też w niej pieniądze. Po zamknięciu każdego okna transferowego media z entuzjazmem donoszą o ustanowieniu kolejnego rekordu wydanych milionów funtów. Informacje działają na wyobraźnie wszelkiej maści cwaniaków, a każdy stara się zgarnąć ze stołu ile się tylko da. Anglicy wyraźnie z trudem przyjmują do wiadomości skalę korupcyjnego zjawiska.

Zadziwia ich jeszcze wyjątkowa chciwość ludzi umoczonych w brudnym biznesie. Wymienienie w roli głównego oskarżonego Allardyce, który zdążył poprowadzić reprezentację zaledwie w jednym meczu, było dla nich ciosem, bo przecież ten w biedzie nie żyje. Należy wyciągnąć wniosek, że chciwość nie jest odwrotnie proporcjonalna do stanu konta.

Teraz będzie puenta. Najlepiej na tym wyszedł były menedżer reprezentacji. Nikt go w więzieniu nie zamknął, bo zadeklarował tylko chęć współpracy w ciemnych interesach. Angielski związek piłkarski, gdy wyrzucał z pracy Allardyce, musiał mu zapłacić odszkodowanie w wysokości miliona funtów!!! Uczciwość więc za bardzo się nie opłaca. Przynajmniej w piłce.

▬ ▬ ● ▬