2016-11-30
Jeden taki dzień w roku
Wszyscy we wtorek od rana pisali o tragedii w Ameryce Południowej. Rozbił się samolot, którym leciała na mecz jedna z brazylijskich drużyn.
Co można w takich momentach mądrego napisać? Niewiele, jeśli można napisać cokolwiek mądrego, gdy w tragicznych okolicznościach giną ludzie. Do Kolumbii na mecz finałowy pucharu Copa Sudamericana z Atletico Nacional Medellin leciała brazylijska drużyna Chapecoense. Zginęli prawie wszyscy z 81 osób które były na pokładzie samolotu – piłkarze, trenerzy, dziennikarze, zaproszeni goście, członkowie załogi. Tylko pięciu pasażerom udało się przeżyć katastrofę. Choć liczba obrażeń jakie odnieśli studzi radość z tego faktu.
Nazwa Chapecoense niewiele powie nawet tym, którzy mocno interesują się futbolem. To mało znany klub z południa Brazylii, ze stanu Santa Catarina. Awans do finału Copa Sudamericana, drugich najważniejszych rozgrywek klubowych w Ameryce Południowej, był ich największym osiągnięciem w skromnej historii. Wręcz niewiarygodnym sukcesem brazylijskiego kopciuszka.
Najbardziej przerażają teraz wypowiedzi zawodników na lotnisku lub już w samolocie, tuż przed startem. Twierdzili, że lecą na najważniejszy mecz życia. Nie wiedzieli, że go przegrają w tragicznych okolicznościach, choć nie z rywalami z Kolumbii. Zupełnie złowrogiego znaczenia nabrała deklaracja trenera Caio Juniora po awansie do finału. Wyznał, że umarłby szczęśliwy, gdyby miał umrzeć teraz...
W internecie pojawiło się zdjęcie trzech zawodników Chapecoense, którzy zostali w domu, bo nie zmieścili się w klubowej kadrze. Co pomyśleli, gdy dowiedzieli się o decyzji trenera? Co pomyśleli, gdy dotarła do nich tragiczna informacja o katastrofie?
Wspaniale zachowali się przedstawiciele niedoszłych rywali. Kolumbijski klub z Medellin zaproponował, by przyznać puchar Copa Sudamericana Chapecoense! W obłudnym piłkarskim świecie, w którym od pierwszej minuty meczu każdy kombinuje i oszukuje jak może, żeby tylko wygrać, potrafili się wznieść ponad te standardy.
Jest kilka miejsc, gdzie dobrze znają ból towarzyszący podobnym tragediom. Choćby Turyn. Bordowa połowa miasta kibicująca FC Torino już ponad pół wieku wspomina bliźniaczą katastrofę. W maju 1949 roku o wzgórze Superga, znajdujące się na przedmieściach, rozbił się samolot z drużyną tego klubu. Wspaniałą drużyną nazywaną Grande Torino, która czwarty rok z rzędu wywalczyła wtedy mistrzostwo Włoch!
Przed dwoma laty byłem w Turynie. Na wzgórzu Superga widziałem tablicę pamiątkową poświęconą 31 pasażerom feralnego lotu. Tak jak w Kolumbii zginęli w nim piłkarze, trenerzy, działacze, dziennikarze, członkowie załogi… Kibice Torino co roku w maju przeżywają to, co w listopadzie zawsze już przezywać będą sympatycy Chapecoense.
▬ ▬ ● ▬