Kolor nadziei

Fot. Trafnie.eu

Zakończyła się jesienna część sezonu Ekstraklasy. To z pewnością jedna z najciekawszych lig w Europie, bo w żadnej innej trudno znaleźć tyle paradoksów.

W jakiej innej lidze aktualny jeszcze mistrz kraju po pierwszej części rozgrywek zajmuje miejsce w strefie spadkowej? To także mistrz zwalniania trenerów. W innych krajach też potrafią szybo tracić pracę, ale raczej w klubach z dołu tabeli. U nas odwrotnie, o co perfekcyjnie dba od lat prezes Legii Warszawa.

Dariusza Mioduskiego na razie zostawmy w spokoju. Będzie jeszcze okazja, by się nim w tym roku zająć. Choć nie tak brutalnie, jak zajęli się kibice zarządzanego przez niego klubu swoimi piłkarzami. Bo polska liga to niestety ścisła czołówka w ich biciu i to przez sympatyków własnego klubu.

Największy paradoks polega na tym, że wręcz żądają natychmiastowych zwycięstw, a poprzez swoje bandyckie zachowanie uniemożliwiają to, przynajmniej częściowo, eliminując zawodników z potencjalnego występu w kolejnych meczach. W Warszawie powinni coś wiedzieć na ten temat Luquinhas z Mahirem Emrelim.

Liderem tabeli przed zimową przerwą jest Lech Poznań, co nie powinno raczej nikogo dziwić. Wygrywa najczęściej, przegrywa najrzadziej, do tego najwięcej bramek strzela i najmniej traci. Dlaczego? Bo ma odpowiednich wykonawców. Jego klubowa kadra uchodzi za najsilniejszą w lidze w tym momencie, a do tego trzeba jeszcze dodać trenera, który potrafił te klocki odpowiednio poustawiać.

Cichym bohaterem sukcesu jest dyrektor sportowy Lecha Tomasz Rząsa. Bo to przecież on głównie odpowiada za dobór piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Paradoks polega na tym, że jeszcze w ubiegłym sezonie bohater był największym wrogiem kibiców swojego klubu! Domagali się jego natychmiastowej dymisji. Chyba więc powinni być szczęśliwi, że właściciel klubu żądań nie posłuchał.

Rewelacją rozgrywek jest bez wątpienia Radomiak zajmujący czwarte miejsce w tabeli. Paradoks polega na tym, że nie wiem, czy mu gratulować, czy... współczuć. Jego wyczyn bardzo przypomina wyniki w ubiegłym sezonie Warty Poznań. Oba kluby nawet łączą takie same zielone barwy.

Kolor nadziei stał się jednak dla Warty (dla zielonych barw Legii zresztą też) w obecnym sezonie nadzieją na utrzymanie. Jako beniaminek w ubiegłym zachwycał wynikami, do ostatniej kolejki walcząc o prawo gry w europejskich pucharach. W obecnym sezonie sukcesem będzie pozostanie w lidze, skoro zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkową i już z nowym trenerem rozpocząć trudną walkę, by się w niej nie znaleźć na koniec rozgrywek.

Czy więc klub z Radomia to pierwszy potencjalny spadkowicz w przyszłym sezonie? Pytanie wydaje się co najmniej dziwne, szczególnie świeżo po pewnym niedzielnym zwycięstwie nad Legią na Łazienkowskiej. Może się wydaje, tak samo zabrzmiałoby przed rokiem w odniesieniu do Warty. Trzeba jednak pamiętać, że drugi sezon dla beniaminków bywa zabójczy, nie tylko w polskiej lidze, co mając na uwadze już tak dziwne nie powinno się wydawać. Na razie życzę Radomiakowi takich samych wyników na wiosnę jak na jesieni. A później, w następnym sezonie, wszystko i tak zweryfikuje boisko.

▬ ▬ ● ▬