Koncertu życzeń ciąg dalszy?

Fot. Trafnie.eu

UEFA podjęła oczekiwaną decyzję, jedyną możliwą, którą podjąć mogła. Ja jednak czekałem na zupełnie inną, sprawiającą wrażenie dużo bardziej intrygującej.

Mistrzostwa Europy nie odbędą się w czerwcu i lipcu, a dopiero równo za rok. Oficjalna informacja o ich przełożeniu, podana po telekonferencji z przedstawicielami 55 krajowych federacji zrzeszonych w UEFA, nikogo nie zaskoczyła, co najwyżej zirytowała, bo pojawiła się tak późno, zamiast w ubiegłym tygodniu. A przypomnijmy - nie tak dawno poprzedził ją komunikat, że impreza odbędzie się w planowanym terminie.

Formuła finałów się nie zmieni. Zostaną rozegrane na dwunastu stadionach w jedenastu państwach. Decyzja wydaje się logiczna, a turniej w nowym terminie realistyczny. Bądźmy jednak ostrożni. Komu w styczniu mogło przyjść do głowy, że dwa miesiące później może zostać odwołany??? Wirus okazał się groźniejszy dla piłkarzy od najgroźniejszych boiskowych rywali.

Czekałem na jeszcze inny komunikat, który miał popłynąć z Nyonu. W ostatnich dniach pojawiła się w mediach zupełnie sensacyjna informacja. Otóż na telekonferencji UEFA miała zakomunikować też europejskim klubom i zrzeszającym je ligom, że mają zrobić na nią zrzutkę. Czyli będą musiały w sumie zapłacić odszkodowanie za przełożenie finałów mistrzostw Europy w wysokości 275 milionów funtów!

Informacja wydawała się, dalej wydaje, absurdalna, bo niby na jakiej podstawie UEFA mogła żądać takiego odszkodowania? A pochodziła najprawdopodobniej, czego można się domyślić z waluty, w której wyliczono haracz, z angielskich mediów. W tych polskich cytowano ją jednak bez żadnego krytycznego komentarza. Szkoda, że teraz, choćby jednym słowem, nikt niczego nie dementuje. Ale odpowiedzialność za słowo już dawno spadła do zera.

UEFA podjęła też inne decyzje, które wydają się dalszą częścią koncertu życzeń. Między innymi, o czym poinformował PZPN na swojej stronie:

„Jeśli sytuacja pozwoli, zostaną podjęte maksymalne wysiłki, aby wszystkie rozgrywki w ligach krajowych oraz europejskich pucharach zostały ukończone do 30 czerwca 2020 roku”.

Także w czerwcu mają się odbyć mecze reprezentacji (w tym baraże o EURO 2020) przeniesione z marca, jak również finały Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej. Ale przecież to nierealne, co piszę wyraźnie, by później nie udawać zdziwienia.

Weźmy prostą kalkulację. Żeby dokończyć sezon ligowy z Polsce do końca czerwca (z terminami na mecze reprezentacji i potencjalny finał Ligi Europejskiej w Gdańsku), trzeba by je wznowić najpóźniej na początku maja. Ktoś wczoraj, chyba minister zdrowia, przekonywał, że szczyt zachorowań nastąpi za dwa – trzy tygodnie. Czyli apogeum powinno przypaść po pierwszym tygodniu kwietnia. Rozumując logicznie, tempo rozprzestrzeniania się wirusa powinno od tego momentu znacząco wyhamować. Jeśli założymy (optymistycznie!), że równie szybko jak teraz narasta, na początku maja może wrócić do poziomu, który mamy obecnie.

Są to oczywiście rozważania laika w dziedzinie medycyny, a jeszcze większego w jej segmencie związanym z wirusami. Nawet jeśli obarczone sporym błędem, pozwalają zrozumieć, że spodziewanie się znaczącej poprawy sytuacji już na początku maja (brak restrykcji dotyczących swobodnego przemieszczania się, stanowiącego warunek rozgrywania meczów ligowych) pozostaje raczej pobożnym życzeniem.

O niczym innym nie marzę, tylko żeby ktoś za półtora miesiąca rzucił mi z wyrzutem – widzisz, jak się myliłeś! Obawiam się jednak, że niestety nic takiego nie nastąpi…

▬ ▬ ● ▬