Ligowy dżemik i prawo wyboru

Fot. Trafnie.eu

Adam Marciniak, piłkarz ŁKS Łódź, zabrał głos na temat, zawsze budzących zainteresowanie, zarobków w wykonywanym przez siebie zawodzie i...

Marciniak to były reprezentant Polski. Pewnie już niewielu pamięta, że znalazł się w gronie pięciu debiutantów w pierwszym meczu w roli selekcjonera Adama Nawałki, ze Słowacją we Wrocławiu w listopadzie 2013 roku. Mecz był koszmarny, przegrany 0:2, a lista powołanych piłkarzy raczej do odstrzału, bo na stałe w kadrze zadomowił się jedynie Krzysztof Mączyński, a pozostali (także Piotr Ćwielong, Rafał Kosznik, Paweł Olkowski, plus Rafał Leszczyński i Tomasz Hołota, którzy nie dostali szansy debiutu, spędzając cały mecz na ławie) wielkiej kariery reprezentacyjnej nie zrobili.

Marciniak kojarzy mi się przede wszystkim z finałem Pucharu Polski w 2017 roku, gdy Arka Gdynia, której barw wtedy wrobił, pokonała 2:1 po dogrywce Lecha Poznań. To był chyba najszczęśliwszy dzień w jego karierze i, był może, jeden ze szczęśliwszych w życiu. Na dowód załączona fotka, którą udało mi się wtedy zrobić.

Ale Marciniaka kojarzę też z niebanalnymi wypowiedziami. Bo dziennikarze dzielą piłkarzy na tych, których lepiej omijać, bo nigdy nic ciekawego nie powiedzą, i tych, których zawsze warto zacytować. W październiku ubiegłego roku, już jako piłkarz potwornie wtedy krytykowanego ŁKS-u Łódź, po porażce u siebie z Górnikiem Zabrze 0:5, zdobył się na stwierdzenie (za: expressilustrowany.pl):

„Doskonale zdaję sobie sprawę, że zagrałem fatalnie w drugiej połowie. To nie kwestia ambicji, czy też braku walki. Ale kwestia umiejętności. Wydaje mi się, że pewnego poziomu po prostu nie da się przeskoczyć. Na ten moment pewien poziom jest dla nas za wysoki. Możemy jedynie ciężko trenować. Wszyscy zawodnicy są za słabi, bo jesteśmy ostatni w tabeli i gramy fatalne mecze. Czy to jest piłka nożna, czy też sporty walki, to każdy prędzej, czy później dobija do swojego sufitu. Myślę, że my dobiliśmy do swojego”.

Teraz zajął się kwestią zarobków piłkarzy i, jak czytam, jego wypowiedź dla kanału Futbolownia jest mocno komentowana w internecie (za: sport.pl):

„Generalnie to życie jest przyjemne, ale jest trochę też przereklamowane, bo pewnie wielu ludzi widzi to przez pryzmat wielkich piłkarzy. Myślą, że to jest gruba kasa. Życie piłkarza nie jest do końca takie. Bo weźmy na przykład zawodnika, który całe życie gra między pierwszą a drugą ligą. Jest piłkarzem zawodowym, ale nie idzie na studia, bo po maturze kupuje go drugoligowa np. Kotwica Kołobrzeg. Nie dostaje dużego kontraktu, bo jest młody. Później traci miejsce w składzie. (...) Niby jesteś piłkarzem, rówieśnicy ci zazdroszczą, bo są na studiach i muszą dorywczo pracować, a ty masz te parę tysięcy. Ale życie idzie dalej. Twoi kumple, którzy skończyli studia, zaczynają pracę. Później zaliczają awans. W wieku 35 lat w korporacjach mają już jakieś stanowisko, a ty nie specjalnie miałeś co odłożyć. Może udało ci się kupić przez całą karierę jedno mieszkanie. Kończysz karierę i co dalej? Jak tak patrzę na karierę piłkarską, to uważam, że takie granie jako dżemik ligowy, to granie na granicy opłacalności”.

Myślę, że wielu chciałoby skosztować tego „dżemiku ligowego”. Poza tym każdy ma prawo wyboru. Grając w piłkę może jednocześnie studiować czy inwestować, ewentualnie odkładać pieniądze, które zarabia raczej zdecydowanie powyżej średniej krajowej. I przecież zawsze może zrezygnować z kopania piłki w dowolnym momencie, jeśli przestanie mu to odpowiadać.

▬ ▬ ● ▬