Magiczne słowo „sprawdzam”

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia głównie o meczu Jagiellonii z Ajaksem. Choć to raczej tylko pretekst do znacznie szerszych rozważań.

Mistrz Polski poległ w Białymstoku w pierwszym spotkaniu czwartej rundy eliminacyjnej do Ligi Europy ze słynną drużyną z Amsterdamu. Wynik 1:4 nie pozostawia złudzeń, że szans na pokonanie rywali w rewanżu nie ma. Polska piłka będzie więc w tym sezonie miała swojego przedstawiciela (może jeszcze też Legię) jedynie w Lidze Konferencji, czyli najsłabszych z trzech rozgrywek pucharowych w Europie.

Patrząc na wydarzenia w Białystoku doszedłem do wniosku, że od pewnego etapu rywalizacji największą zmorą rodzimych drużyn jest konieczność… rozgrywania meczów pucharowych. Wszystko bowiem wygląda świetnie poza boiskiem, które niestety potrafi brutalnie zweryfikować oczekiwania i nadzieje.

Dlatego chyba najlepszym towarem eksportowym polskiej piłki są meczowe oprawy. To naprawdę poziom europejski czy (nie bójmy się tego określenia) światowy. W Białymstoku miejscowi kibice przygotowali okolicznościową przedmeczową kartoniadę na wyjście piłkarzy na boisko. Wielki napis BKS (nawiązanie do skrótu nazwy – Białostocki Klub Sportowy), a pod nim wersja dla przyjezdnych, dlatego po angielski, i jeszcze z wykorzystaniem klubowej maskotki: „BEES KNOW HOW TO STING”, co można przetłumaczyć – „pszczoły wiedzą jak użądlić”. I w tej angielskiej wersji wyróżniono na początku trzech słów litery BKS.

Szkoda, że hasło kartoniady, wyglądającej naprawdę okazale, okazało się czysto teoretyczne. Gdy widzę takie oprawy, zawsze się zastanawiam, kto je wymyśla, bo trzeba się nad tym trochę nagłowić, a potem to jeszcze odpowiednio przygotować. Polak potrafi! To na pewno, choć może nie zawsze potrafi aż tak dobrze grać w piłkę, jakby chcieli jego rodacy. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że w składzie mistrza Polski paradoksalnie za wielu Polaków nie ma.

Jeden miał być w kadrze Ajaksu, ale według jednego z rodzimych mediów „znalazł się poza składem”. Chodzi o byłego zawodnika Jagiellonii (!) Jana Faberskiego, który rzeczywiście znalazł się w szerokiej kadrze ogłoszonej przez amsterdamski klub na mecze ostatniej rundy eliminacyjnej Ligi Europy. Tylko że ta lista zawierała aż 52 nazwiska!

Akurat znajomy z Holandii przysłał mi numer magazynu piłkarskiego „Voetbal International” wydany przed startem nowego sezonu ze składami wszystkich miejscowych drużyn z dwóch najwyższych lig. I osiemnastoletni Faberski rzeczywiście figuruje w kadrze, ale Jong Ajax - młodzieżowej drużyny amsterdamskiego klubu występującej w drugiej lidze, która liczy 27 zawodników. Dokładnie tylu jest też w kadrze pierwszej drużyny. W sumie 54. Czyli klub z Amsterdamu zgłosił wszystkich swoich piłkarzy, którzy tego dnia nadawali się do gry.

Przypadek Faberskiego jest znamienny dla polskiej piłki. Gdy zaczynają się eliminacje do europejskich pucharów nadzieje zawsze są spore. Może tym razem będzie jednak lepiej? Może nawet, jakimś cudem, uda się wywalczyć miejsce w Lidze Mistrzów? Tak samo jest z transferami młodych polskich zawodników do klubów w lepszych ligach. Podniecenie ich nazwami jest zawsze ogromne, a relacjonowanie finalizacji transakcji takie, jakby od razu mieli wyjść w podstawowym składzie nowej drużyny na mecz jednej z najlepszych lig w Europie.

A potem trzeba niestety się poddać magicznemu słowu „sprawdzam”. I Jagiellonia dostaje baty od Ajaksu, a Faberski na razie o debiucie w pierwszej drużynie może najwyżej pomarzyć, bo to dopiero materiał na piłkarza w tym wielkim klubie. Choć szczerze mu życzę, by swoje marzenie kiedyś spełnił. 

▬ ▬ ● ▬