Moyes stracił rozum?

Fot. Trafnie.eu

W szwajcarskim Nyonie rozlosowano pary ćwierćfinałowe Ligi Mistrzów. W Polsce jak zwykle najwięcej uwagi skupia rywal Borussii Dortmund. Trafiła na Real Madryt.

Uważam, że wylosowała… idealnie. Trudno o lepszego rywala, by z twarzą pożegnać się z rozgrywkami. Nikt rozsądny nie będzie przecież oczekiwał od drużyny zdziesiątkowanej kontuzjami i kartkami, by wyeliminowała Real. To zadanie wydaje się w tej chwili ponad jej siły, choć przesadą byłoby nazwanie go niewykonalnym. Borussia dokonała tego przecież przed rokiem. Pamiętne mecze z pamiętnym wyczynem Roberta Lewandowskiego, który bez wątpienia stał się po nich graczem klasy światowej.  
 
Ale po dwunastu miesiącach te same dwie drużyny wyglądają dziś jakby grały w dwóch różnych ligach. Real zrobił zdecydowanie krok do przodu. Borussia nie wytrzymała tempa narzuconego przez największych rywali w Europie. Jest jeszcze klubem z niższej półki jeśli chodzi o potencjał. Nie potrafi konkurować nawet w Bundeslidze z Bayernem.
 
Jej szanse na przejście Realu są mniej więcej takie, jak Lewandowskiego na strzelenie Hiszpanom po raz kolejny czterech bramek w jednym meczu. Szanse ograniczone tylko do rewanżu, bo Polak w pierwszym meczu nie zagra z powodu żółtych kartek. Paradoksalnie to chyba największy atut Niemców w ćwierćfinale. Oni tylko mogą, Real musi! Boisko pokaże kto może i musi więcej.
 
Mnie najbardziej kręci mecz dwóch hiszpańskich drużyn – Barcelony i Atletico Madryt. Życzyłem nie dawno temu drugiemu klubowi, by wytrzymał ciśnienie w tym sezonie i zdobył mistrzostwo Hiszpanii, wychodząc na dobre z cienia Realu. Mecze z Barceloną, jeszcze przed końcem Primera Division, pokażą czy Atletico jest już do tego zdolne, czy pozostanie mu w hiszpańskiej hierarchii pozycja numer trzy. W ostatniej kolejce hiszpańskiej ekstraklasy też zmierzy się z Barceloną…
 
Chciałbym widzieć Atletico w półfinale, co byłoby pewnym urozmaiceniem Ligi Mistrzów. Bo oglądanie ciągle tych samych drużyn staje się nudne. Dlatego  kibicuje też Paris Saint Germain, które trafiło na Chelsea. Gdyby w piłkę grały tylko pieniądze, paryżanie już byliby triumfatorami rozgrywek. Szejkowie obiecali każdemu piłkarzowi premię miliona euro za wygranie Ligi Mistrzów!
 
Jeszcze niedawno po takiej informacji pewnie szybko pojawiłaby się kolejna – komentarz Uli Hoenessa, prezesa Bayernu Monachium. Zwymyślałby rywali od bankrutów, jak to miał w zwyczaju. Ale ponieważ nie miał w zwyczaju uczciwie rozliczać się z podatków, zobaczy mecz ćwierćfinałowy swojego ukochanego klubu najwyżej na ekranie telewizora w więziennej celi. Bayern trafił na Manchester United i nie powinien być tym losowaniem przestraszony.
 
Ostatnich wypowiedzi Davida Moyesa raczej nie brałbym poważnie. Po wyeliminowaniu Olympiakosu Pireus zaczął opowiadać, że Man Utd jest w stanie wygrać w maju finał w Lizbonie. Tak go ostatnio kopano, że chyba stracił poczucie rzeczywistości i postanowił jakoś odreagować otrzymane razy, zamiast wykorzystać chwilę spokoju i tonować nastroje kibiców. Ale jak mu się marzą takie triumfy, lepiej nie mógł trafić. Jeśli wyeliminuje Bayern, i ja uwierzę, że jest w stanie wygrać w tym sezonie Ligę Mistrzów!

▬ ▬ ● ▬