Nie tak miało być?

Polska przegrała z Walią 0:3 w ostatnim meczu grupowym finałów mistrzostw Europy do lat 17. Ale już wcześniej zapewniła sobie awans do ćwierćfinału.

Gdyby ktoś nie śledził wyników wspomnianego turnieju, na wszelki wypadek przypomnę, że reprezentacja Polski najpierw pokonała Irlandię 5:1, a następnie drużynę gospodarzy – Węgry 5:3. Przed ostatnim meczem w grupie miała już zapewniony awans, więc trener Marcin Włodarski posłał do boju rezerwowy skład. Mimo tego jego piłkarze przeważali, choć nie do końca, bowiem w ostatnich dziesięciu minutach dali sobie strzelić trzy bramki. Tylko dodam, że Walijczycy we wcześniejszych dwóch meczach nie zdołali zdobyć żadnej.

Można powiedzieć, że nic się właściwie wielkiego nie stało, bo przecież to piłka młodzieżowa, w której wahania formy są czymś naturalnym. Poza tym nie należy przywiązywać, przynajmniej moim zdaniem, zbyt wielkiej wagi do uzyskiwanych wyników. Ważniejsze jest jak prezentują się zawodnicy, bo dla nich to tylko etap w przygotowaniu do prawdziwej, czyli seniorskiej kariery.

A polscy juniorzy w dwóch pierwszych meczach spisywali się naprawdę dobrze. Aż chciało się na nich patrzeć. W pierwszym już w trzeciej minucie stracili bramkę, ale w niczym nie zmieniło to ich podejścia do gry i śmiało ruszyli do ataku strzelając aż pięć. W drugim zdobyli ich tyle samo. Można się oczywiście czepiać, że sporo też stracili, ale to cena za ofensywną grę.

Bo nasze młode orły „grały do przodu”. Taki jest styl drużyny. Trener mówi, że nie będzie niczego zmieniał, by nie przeszkadzać w rozwoju młodych zawodników. Dlatego na ich akcje patrzyło się z przyjemnością. Szukanie przede wszystkim prostopadłych podań, żadnej gry „na alibi” do boku czy do tyłu, a wszystko robione z niewiarygodną wręcz intensywnością, zabójczą dla rywali. Oni po prostu grali w piłkę, a nie tylko udawali, że starają się w nią grać.

Po drugim wygranym meczu i gwarancji awansu w wypowiedziach zawodników pojawiła się deklaracja walki o mistrzostwo. Przebijała z nich pewność siebie widoczna wcześniej na boisku. I do tego od razu w tle pojawiły się pochwały za dobrze funkcjonujący w polskiej piłce system szkolenia, skoro mamy takich zdolnych chłopaków, których naprawdę chce się oglądać w akcji.

I nagle taki klops z Walią. Oczywiście w rezerwowym składzie, lekko skorygowanym w przerwie, gdy trener dokonał trzech zmian. Oczywiście wynik nie odzwierciedla przebiegu gry i wydaje się za wysoki. Mnie jednak zmartwiło coś innego. Słyszałem pomeczową wypowiedź w telewizji młodego zawodnika Karola Borysa. Pytany o przyczyny porażki przyznał, że wraz z kolegami z drużyny niestety trochę zlekceważyli rywali! Gdy tego słuchałem, nagle prysł czar nagromadzony po oglądaniu dwóch pierwszych meczów drużyny na mistrzostwach.

Ale może przesadzam, bo trener Włodarski stwierdził, że przekazał młodym zawodnikom jak groźni potrafią być rywale, jednak jego zdaniem w młodych głowach pewne argumenty nie przeważą, więc wyszli na mecz z takim nastawieniem z jakim wyszli. Więc widocznie tak musiało być. Prawo młodości?

Podobno zimny prysznic przed ćwierćfinałami powinien się przydać. Mam nadzieję, że przede wszystkim stanowić będzie bolesną, ale niezwykle pouczającą lekcję w rozwoju kariery. I polscy piłkarze w kolejnym meczu znów zdominują rywali i pokażą naprawdę atrakcyjną grę jak w dwóch pierwszych na mistrzostwach rozgrywanych na Węgrzech.

▬ ▬ ● ▬