Niechciane medale

Fot. Trafnie.eu

Tydzień zaczął się i zakończył tematem z pozoru banalnym, przynajmniej dla mnie. Na tyle jednak niedorzecznie skomentowanym, że trudno pozostać obojętnym.

W poprzednią niedzielę zakończyły się mistrzostwa Europy. Po meczu Anglików z Włochami, decydującym o tytule, było mnóstwo komentarzy, co nikogo oczywiście nie powinno dziwić. Ale dziwić powinna interpretacja jednego wydarzenia.

Po finale tradycyjnie następuje dekoracja zawodników obu drużyn. Najpierw szpaler tworzą ci ze zwycięskiej i biją brawo pokonanych, którzy przechodzą przez niego, by odebrać medale. Nie jest to dla tych drugich przyjemny moment. Pogodzić się z porażka, gdy było się krok od triumfu, musi stanowić wyzwanie dla psychiki każdego przegranego.

Widziałem wiele razy, podczas finałów mistrzostw świata czy Europy, ale też europejskich pucharów, jak zaraz po zejściu z podium zawodnicy ściągali z szyi medale, albo robili to, gdy jeszcze nawet z niego nie zeszli. Taka forma odreagowania, by zdjąć z siebie dowód porażki. Niby bezcenna pamiątka z finału, ale tylko w srebrnym, a nie złotym kolorze, dlatego bolesna, co potrafię doskonale zrozumieć.

Może jedynie Chorwaci, na ostatnich mistrzostwach świata, wyłamali się z tej niepisanej tradycji. Ale osiągnęli wynik ponad stan, więc chyba łatwiej było im przyjąć przegraną w finale z Francuzami na Łużnikach w Moskwie.

Poza tym przyzwyczaiłem się już do natychmiastowego ściągania srebrnych medali z szyi natychmiast po dekoracji. Byłbym nawet zdziwiony, widząc zawodników, którzy tego nie robią. Dlatego z prawdziwym osłupieniem śledziłem przez kilka dni dyskusję w mediach związaną ze standardowym już zachowaniem Anglików po finale na Wembley.

Rozpętała się burza, że zachowali się skandalicznie, że nie szanują drugiego miejsca, które zdobyli. Znaleźli się nawet tacy, którzy kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i najwyraźniej uwierzyli w swą nadprzyrodzoną gwiazdę, dlatego postanowili rzucić na nich… klątwę! To głupota w najczystszej formie bazująca na braku pamięci i pokory choćby w śladowej wersji. Czyli mniej więcej informacja z gatunku: „Dziewczyna napastnika pokazała nogi. Wow”. Ten sam poziom intelektu.

Uzbrojony w taką wiedzę ciekawy byłem co stanie się z niechcianymi srebrnymi medalami po meczu otwierającym nowy sezon w polskiej piłce. Bo takim jest przecież spotkanie o Superpuchar, które odbyło się w Warszawie. Mistrz, Legia, grał ze zdobywcą pucharu, Rakowem Częstochowa. Mając w pamięci sztucznie rozdmuchany problem z Wembley, bardziej mnie interesowało, co stanie się zaraz po dekoracji w Warszawie, niż kto zdobędzie trofeum na inaugurację sezonu.

Emocji było sporo, grzechem byłoby narzekać. W pierwszej połowie Raków zdecydowanie lepszy, zasłużenie objął prowadzenie. Legia lepsza po przerwie, ale potrzebowała aż doliczonego czasu gry, by wyrównać. A przy wyniku 1:1, zgodnie z regulaminem rozgrywek, od razu strzelano karne. Raków wygrał je 4:3.

Piłkarze z Częstochowy zrobili szpaler, przemaszerowali przez niego ci z Warszawy, a prezes PZPN Zbigniew Boniek wręczył przegranym srebrne medale. Ale na szyi im ich nie wieszał. Każdemu dał do ręki medal w etui. Nie widziałem na twarzach specjalnego entuzjazmu z otrzymania tej pamiątki przypominającej o przegranym meczu. Mam nadzieję, że nie pojawi się żaden kolejny narcystycznie usposobiony mądrala, który zacznie się ich czepiać, że podczas dekoracji nie okazywali należytej radości...

▬ ▬ ● ▬