O co naprawdę chodzi?

Fot. Trafnie.eu

Trzy polskie drużyny powalczą w czwartek o awans do trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej. Padła propozycja w jaki sposób jedną z nich zmotywować.

Właściwie powinienem napisać o kontrpropozycji do wcześniejszej propozycji. Sprawa dotyczy Legii Warszawa i opisywanego już przypadku sypnięcia gotówką za awans do fazy grupowej rozgrywek, co miał zadeklarować prezes i właściciel Dariusz Mioduski. Według medialnych doniesień - 3,5 miliona złotych premii. Potwierdził to oficjalnie dyrektor sportowy Radosław Kucharski (za: przegladsportowy.pl):

„Wiedzą, o co walczą dla klubu i siebie. Mają zagwarantowaną świetną premię. Udało mi się przeforsować na zarządzie jedną z najwyższych w historii”.

Na kolejne pytanie - „Ile?”, odpowiedział:

„Dokładnej liczby nie zdradzę, ale to kwota powyżej trzech milionów złotych”.
Bardzo nie spodobało się to byłemu piłkarzowi Legii Dariuszowi Dziekanowskiemu (za: przegladsportowy.pl):

„Moim zdaniem jeśli piłkarzom brakuje motywacji po tym, jak w szokujący sposób zawalili poprzedni sezon, to żadne pieniądze też nic tu nie pomogą. Może przysłowiowego kopa dałby im właśnie brak premii...”

Teza logiczna, a wiążący się z nią pomysł śmiały. Też nie wierzę, by większe pieniądze mogły bardziej zmotywować zawodników do wygrania meczu. Bo niby jak miałoby to działać? Ktoś, kto nigdy nie potrafił czysto i mocno uderzyć piłkę z daleka prostym podbiciem, widząc w wyobraźni potencjalny wyższy stan konta zdobędzie nagle tę umiejętność? 

Nie wierzę, żeby większa kasa stanowiła też zachętę do większego zaangażowania w meczu. Albo walczysz na całego w każdym, bo masz odpowiednią motywację, albo nikt nie jest w stanie skłonić cię do tego żadną zachętą. Dlatego ulubieńcami kibiców niekoniecznie są zawsze największe gwiazdy drużyny, ale zawodnicy, którzy zostawiają serce na boisku w każdym meczu bez względu na jego stawkę czy końcowy wynik. 

Nie to jest jednak w tym wszystkim najważniejsze. Dziekanowski wyraźnie nie zrozumiał, o co naprawdę może chodzić Mioduskiemu czy całemu kierownictwu klubu. Obiecują cześć pieniędzy, których nie mają. Dadzą piłkarzom tylko wtedy, jeśli ci swoją grą je zarobią, czyli dostaną premię od UEFA za awans. I tak by dostali jakąś od klubu, może trochę mniejszą. Nagłośnienie sprawy teraz stanowi rozpaczliwą próbę spięcia budżetu! 

Zwyczajnie nie zgadzają się cyferki po stronie wpływów, choć, jak słyszę, Legia tnie koszty na potęgę gdzie tylko może. Paradoksalnie nie może za bardzo ciąć tam, gdzie ma najwięcej wydatków, czyli związanych z wynagrodzeniami zawodników, więc w geście rozpaczy próbuje obiecać im jeszcze więcej, by przy okazji zarobili dla niej pieniądze pozwalające zrównoważyć budżet. Czysta motywacja zawodników do gry jest tu sprawą absolutnie drugorzędną.

▬ ▬ ● ▬