Po EURO 2016, przed EURO 2016

Fot. Trafnie

Po raz trzeci w ciągu ostatnich czterech lat miałem okazję przyglądać się z bliska wielkiej imprezie w grach zespołowych rozgrywanej w Polsce.

Najpierw było EURO 2012 w piłce nożnej. Może powinienem zacząć inaczej - najpierw było szaleństwo związane z przyznaniem Polsce (wspólnie z Ukrainą) tej imprezy. Później schody, mniej lub bardziej strome, związane z kilkuletnimi przygotowaniami do niej. Wiele niepewności i znaków zapytania, ale na końcu ogólnonarodowa duma, gdy ze wszystkich stron płynęły komplementy związane z poziomem organizacji imprezy. Komplementów związanych z grą polskiej reprezentacji nie było, bo być nie mogło. Tematu nie rozwinę, by się kolejny raz niepotrzebnie nie denerwować.

Dwa lata później było właściwie wszystko podczas mistrzostw świata siatkarzy. I absolutny rekord frekwencji (mecz otwarcia na Stadionie Narodowym w Warszawie), i atmosfera na trybunach, i euforia po finale, gdy Polska została mistrzem świata.

W tym roku miałem okazję zaliczyć mistrzostwa Europy w piłce ręcznej. Dla mnie niemal kopia mistrzostw w piłce nożnej sprzed czterech lat. Znów komplementy za organizację, atmosferę, pełne trybuny… I znów wielkie rozczarowanie z powodu niespełnionych wielkich nadziei związanych z występem Polaków.

Gdy przed meczem z Chorwacją, decydującym o awansie do półfinału, dowiedziałem się jaki wynik jest potrzebny, by znaleźć się w finałowej czwórce, przez głowę przemknęła mi myśl – czy to dobrze, że mogą przegrać nawet trzema bramkami? Bo pamiętałem z piłki kopanej, że wcale nie tak trudno przegrać mecz „wygrany” jeszcze przed jego rozpoczęciem. 

Nikt mnie nie przekona, że Polacy przegrywając czternastoma bramkami (najwyższa porażka w całych mistrzostwach!), byli rzeczywiście o tyle słabsi od Chorwatów. To wspaniały materiał do analizy dla psychologów sportu, jak fundamentalny wpływ na wynik mają głowy zawodników.

Jak zawsze w takich przypadkach, nabywszy określone skrzywienie, próbuję szukać analogii z piłką nożną. Sztuką jest umieć wyciągać wnioski. Nie tylko z własnych zachowań, ale także doświadczeń innych, by później nie popełniać ich samemu. Oczywiście trudno porównywać obecną reprezentację Polski w piłce ręcznej i nożnej. Za wiele punktów stycznych w nich nie ma, ale…

Pamiętam nastroje przed meczem z Chorwacją - muszą, nie ma innej możliwości, nikt sobie nie wyobraża innego scenariusza, nie dopuszcza innej myśli… Wszystko wydawało się przecież tak łatwe. Co to za sztuka przegrać nawet różnicą trzech bramek, prawda? A skończyło się katastrofą.

Sytuacja przypomina mi nieco tę przed zbliżającym się pierwszym meczem na EURO 2016 we Francji. Polska ma jechać po medal (?!), więc kto by się przejmował Irlandią Północną na inaugurację? Pewne trzy punkty? Przetarcie przed pierwszym poważnym sprawdzianem w turnieju z Niemcami? Gdy słucham i czytam prognozy pojawiające się w mediach, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wiele z nich jest właściwie kopią tych przed meczem piłkarzy ręcznych z Chorwacją - muszą, nie ma innej możliwości, nikt sobie nie wyobraża innego scenariusza, nie dopuszcza innej myśli…

Dlatego mam nadzieję, że Adam Nawałka oglądał mecz z Chorwacją. Może nawet na żywo, przecież jest z Krakowa. 

▬ ▬ ● ▬