Pochwały dla prezesa od Hitchcocka

Fot. trafnie.eu

Polonia Warszawa, tak samo jak w lecie, rozpoczęła przygotowania do rundy wiosennej od trzęsienia ziemi. Czy napięcie będzie jeszcze wzrastać?

Gdy inni w spokoju rozjechali się na zimowe obozy, Polonia znów skupiała na sobie uwagę. Alfred Hitchcock pochwaliłby z pewnością prezesa Ireneusza Króla. Drugi raz w ciągu kilku miesięcy wprowadza w życie scenariusz z filmów grozy. Zaczyna się od trzęsienia ziemi i nikt nie ma pojęcia co wydarzy się następnego dnia. Można tylko przypuszczać, że napięcie będzie wzrastać, a zakończenie jest jedną wielką niewiadomą.

Jeszcze w grudniu słychać było „o pogróżkach zamiast życzeń”. Poszło oczywiście o pieniądze. Król nie chce (albo nie ma z czego) płacić tyle, ile zdążył naobiecywać piłkarzom Józef Wojciechowski. Problem polega na tym, że te obiecanki zostały potwierdzone w kontraktach piłkarzy, a te niestety (dla prezesa) trzeba respektować. Ośmiu najlepiej zarabiających postanowiło upomnieć się o swoje. Zamiast bać się zesłania do (nie)sławnego „Klubu Kokosa”, wynajęli prawnika i postawili ultimatum. Wcześniejsze deklaracje Króla, że na wiosnę drużyna na pewno nie będzie słabsza, brzmiały jak dowcip. Wydawało się, że drużyna nie tylko będzie słabsza, ale za chwilę rozsypie się jak domek z kart. Bo było tylko gorzej…

Najpierw odszedł doświadczony Marcin Baszczyński. Później z Polonią pożegnał się Tomasz Brzyski, który na Konwiktorską wróci tylko na mecz derbowy z Legią. Wreszcie za współpracę podziękował Łukasz Teodorczyk, choć dopiero po zakończeniu sezonu, gdy będzie już piłkarzem Lecha. Na dodatek agent Gruzina Dwaliszwiliego powtarzał, że ten już w Polonii nie zagra na pewno. I jeszcze ten cyrk ze sprzedażą Pawła Wszołka. Jego transfer do Hanoweru mógł postawić Króla na nogi. Ale jak wyznał piłkarz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Czułem się, jak prostytutka sprzedawana na Zachód”. I pozostanie chodzącym przykładem, jakie mogą być efekty, gdy próbuje się kogoś szybko sprzedać na siłę, bo brakuje pieniędzy.      

Gdy wydawało się, ze Król wywiesi białą flagę, a Polonia może nawet juniorami dokończy sezon, nastąpił nagły zwrot. Klub podpisał kontrakt z obrońcą reprezentacji Estonii, Igorem Morozowem. Na testach pojawiło się też kilku nowych zawodników. Prezes poinformował, że Dwaliszwili dostał zaległe pieniądze, a gdy załatwi sprawy rodzinne, wkrótce dołączy do drużyny, która zgodnie z planem wyjechała na obóz.

Dziś w pewien symboliczny sposób zamknął się kolejny rozdział w wyjątkowo burzliwych ostatnich miesiącach działalności klubu. Jego piłkarzem przestał być Edgar Cani, chyba najbardziej niechciany zawodnik w całej polskiej Ekstraklasie. Albańczyk podpisał kontrakt z włoską Catanią. Niech wreszcie pokaże co potrafi. W Polsce, po poprzednim udanym sezonie,  najlepiej potrafił prezentować kwaśną minę „co ja tu jeszcze robię”? Mam swoją teorię z nim związaną. Jak wiadomo na jesieni Polonia nie strzeliła czterech karnych w czterech kolejnych meczach. Nieprawda, nie strzeliła pięciu! Tego pierwszego nie wykorzystał w meczu z Bełchatowem Cani, bo koledzy zabrali mu piłkę, gdy chciał strzelać. I od tego się zaczęło całe nieszczęście – cztery kolejne pudła. Nie mam wątpliwości, że nad drużyną ciążyła klątwa Caniego. Może teraz, już bez Albańczyka, uda się ją wreszcie zdjąć?

To nie jedyne pytanie czekające na odpowiedź. Czy do końca sezonu w Polonii dalej będzie grał Teodorczyk? Czy Król wyrówna na czas zaległe pobory dla zbuntowanych piłkarzy? Czy uda się jeszcze uzupełnić skład? I czy trener Stokowiec, jak w lecie, poskłada to całe towarzystwo w drużynę? Gdy zaczynał się sezon Polonia chciała spokojnie uniknąć spadku. Rundę jesienną zakończyła na trzecim miejscu. Na którym zakończy sezon?

Choć z drugiej strony pytania raczej śmieszne, jeśli porówna się je z tymi, które pojawiały się w lipcu ubiegłego roku.

▬ ▬ ● ▬