Podsumowanie 2015 roku – cz. 5

Fot. Trafnie.eu

Z niektórymi nie można się nudzić. Zawsze mają coś niebanalnego do powiedzenia. Przekonajcie się zresztą sami. Piąta część podsumowania roku.

To bardzo dobry wybór. Zwyciężył najlepszy i najładniejszy, bo z finałowej trójki [„Złotej Piłki”] to Cristiano Ronaldo najbardziej dba o wygląd.
Jerzy Dudek, były reprezentant Polski i bramkarz Realu

W moich czasach jarało się bez problemu także pod natryskami, chociaż jako nałogowy palacz raczej tego nie robiłem. Człowiek rodzi się pijący, ale nie palący. W tym względzie należy też szanować innych. Dziś palenie wśród piłkarzy to rzadkość.

Nie było ani palenia pod prysznicem, ani kłótni z panem Wengerem, chociaż akurat to drugie by mnie nie zdziwiło. Zresztą kiedyś już go porządnie skrytykowałem i poszło w świat. Dla Wojtka nic dobrego z tego nie wyszło, ale nie żałuję. Mam nadzieję, że Wojtek też nie. Gdyby teraz Wojtek parę spraw mu wygarnął, wcale bym się nie zdziwił. No, ale tak nie było. Nieważne. Sytuacja puszczona i rozdmuchana przez brytyjskie media.
Maciej Szczęsny, były reprezentant Polski, ojciec Wojciecha

Nie słucham matek, ojców, babć ani dziadków.
Arsene Wenger, menedżer Arsenalu

Wywiady nie są mi do niczego potrzebne. Coś powiem, zaraz ktoś przekręci i znów będzie jazda z Królem. Już swoje dostałem, dostała moja rodzina. Zastanawiam się, jaki normalny człowiek obraża zza komputera? Co mu to daje? Nikt nigdy w moich butach nie był i nie będzie. Nie wie, co mnie w życiu spotkało.

Żyłem w takiej dzielnicy Radlina, w której albo jesteś na topie i nie dasz sobie wejść na głowę, albo wszyscy będą się gnoić. Stawałeś przed wyborem – dasz sobą pomiatać lub się postawisz. Nawet kiedy pozostawałem bez szans, to lepiej najpierw było komuś bombę wypłacić, żeby zdobyć szacunek. Moje towarzystwo akurat chciało robić „Bandits Brigade”. Nie raz byłem na akcji. Chłopak z innego bloku pobił naszego. Założyliśmy kominiarki i wzięliśmy odwet. Wiedzieliśmy, jaki ma samochód. Zbombardowaliśmy mu go cegłówkami i poskakaliśmy po dachu.

Wiele zrozumiałem, nauczyłem się na błędach. Mam 28 lat, jestem bliżej końca niż początku kariery. Żona, kiedy opowiedziałem jej o tym wszystkim, podsumowała: „Jakich ty bałwanów miałeś wcześniej wokół siebie”.
Krzysztof Król, były zawodnik Montreal Impact

Każdy ma takiego Georgea Besta, na jakiego zasługuje. My mamy Adama debeściaka. [Marciniaka]
Robert Podoliński, trener Cracovii

Już od młodego było mną zainteresowanie. Do taty zgłosił się menedżer z Włoch, chciał mnie zabrać do Interu czy Milanu. Więc w szatni pan pewniaczek wyskoczył do kolegów: „Chłooooopaki…Takie drużyny mnie chcą…”. Do sędziów też się rzucałem. Dzieciak byłem i tyle. Zresztą nadal jestem.
Bartłomiej Drągowski, bramkarz Jagiellonii Białystok

Jako dziesięciolatek przestałem chodzić na treningi. Pojawiły się koleżanki, zamiast na boisko, szedłem z kumplami na osiedle i podrywaliśmy dziewczyny. Gdy tata się o tym dowiedział, to zabronił mi chodzić do szkoły. To była dla mnie straszna kara, bo w szkole miałem kontakt ze swoją sympatią. Podziałało, wróciłem na treningi. Tacie bardzo zależało, żebym tak łatwo się nie poddał. W młodości sam grał w piłkę, ale gdy do jego mamy przyjechał trener ze Śląska i chciał go zabrać do Wrocławia, to babcia się nie zgodziła. Tata postanowił wówczas, że jeśli któreś z jego dzieci będzie chciało grać w piłkę, to zrobi wszystko, by mu to umożliwić.

Mógłbym mieszkać na wsi i być rolnikiem, mieć gospodarkę, kilka krów, konia, kury. Dobrze czułbym się w tych klimatach. Znam je z dzieciństwa, gdy mieszkałem koło Szczecinka. Lubię spokój, choć to tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia, czy mieszkam w kamienicy, w domku pod Szczecinem, czy na wsi, bo i tak otwieram drzwi i zastaję rozgardiasz. Tak to jest, z dwójką dzieci, dwoma psami. Zawsze jednak czułem, że mam w sobie coś z samotnika. Jak w piosence O.S.T.R. „Lubię być sam”.
Jarosław Fojut, obrońca Pogoni Szczecin

Obiecałem, że za głupotę będę płacił 5 tysięcy złotych na cel charytatywny. We Wrocławiu korciło mnie odezwać się do arbitra. Ale postanowienie siedzi z tyłu głowy i staram się panować nad emocjami. Choć na boisku czuję się pewniej, gdy zachowuję się żywiołowo. Łatwiej mi utrzymać koncentrację.
Jakub Rzeźniczak, obrońca Legii Warszawa

Na boisku często się wyzywamy. Nie gniewam się, jeśli ktoś mnie obrazi, bo robię to samo. Nie cierpię tylko, gdy ktoś skarży się trenerowi albo dziennikarzom. To, co zdarzyło się na boisku niech tam zostanie.
Paweł Golański, obrońca Korony Kielce

Lucka zna się na piłce, ale czasami przesadza. Wracam do domu, a ona pyta: „Naprawdę nie mogłeś się lepiej ustawić?” Gdy mówię, że był rykoszet, to wmawia, że go nie było. Albo powtarza: „Tobie zawsze posyłają piłkę między nogami. Nie możesz stanąć inaczej?”
Dušan Kuciak, bramkarz Legii

Smuda nigdy nie był do mnie dobrze nastawiony. Czułem to. Smuda od dawna niczego nie wygrał, otaczał się zawodnikami, którzy boją się odezwać. Po przyjściu do klubu stara się wyautować piłkarzy z własnym zdaniem. To jego minus. Nie wszyscy muszą być mili i grzeczni, czasem trzeba się wkurzyć, powiedzieć coś nieprzyjemnego. Nie jest grzechem mieć charakternych zawodników w drużynie.

Gamonie wymyślili, że byłem balangowiczem. Nie będę ściemniać, że nie chodziłem na dyskoteki, że się nie balowało. W młodzieńczych latach zdarzało się poimprezować. Ale nigdy nie leżałem w krzakach, nikt mnie nie złapał zarzyganego, nie przyszedłem na trening pijany. Wyznaję zasadę, że kiedy jest robota to trzeba ją wykonać. A robota jest od pierwszego dnia obozu do ostatniego meczu w rundzie. Wychodzi pół roku, kiedy nie dotykam alkoholu.
Patryk Małecki, napastnik Pogoni Szczecin

Zawsze stawiałem na swoim. Mama wołała mnie na obiad, ja wracałem z boiska dopiero na kolację. Gdy kiedyś jak zwykle zignorowałem jej wołanie, to po prostu zamknęła drzwi na klucz. Wtedy to jednak ja ją zaskoczyłem, bo zamiast pokornie czekać aż otworzy i przeprosić, to wróciłem grać w piłkę. Jestem strasznie wybuchowy, szczególnie na boisku. Jedni mówią, że to złe dla drużyny, ja sądzę, że to dobre dla mnie, bo nie duszę w sobie emocji.
Maciej Iwański, pomocnik Ruchu Chorzów

W naszej szkole oceny nie były wystawiane w formie cyfr, a liter. Pamiętam, że „L” było najgorszym stopniem, a litera „E” była odpowiednikiem czwórki. Gdy nauczycielka wyszła kiedyś do toalety, zamknęliśmy się w klasie, wziąłem z kolegą dziennik, bo byłem zagrożony i do „L” dopisałem dwie kreseczki, by wyszło z niej „E”. Tylko, że zrobiłem to tak niefortunnie, że w pośpiechu niebieską literkę przerobiłem czarnym długopisem. Nauczycielka dobijała się do drzwi, gdy ją wpuściłem, od razu zajrzała w dziennik i wrzasnęła: „Grosicki, do dyrektora!” Rodzice wezwani, trener poszedł na rozmowę. Razem z kolegą przeprosiliśmy, wypowiedzieliśmy standardową formułkę: „więcej się to nie powtórzy” i jak zawsze uszło płazem.

Wszystko zaczęło się, gdy starsi koledzy zabrali mnie do kasyna. W Pogoni dostawałem stypendium 300 zł. Podszedłem do stołu na 20 minut i wygrałem tyle, ile w klubie dostawałem na miesiąc. Pomyślałem: to niesamowite, jak łatwo można zarobić! I tak ruszyła machina. Do dziś muszę się pilnować, zapinać pasy.

Wydawało mi się, że jestem mądrzejszy od wszystkich, chciałem być samodzielny. Gdy podpisywałem kontrakt, to władze Legii proponowały mi, żeby jedno z rodziców zamieszkało ze mną, obiecywali, że nawet załatwią pracę. Wiedzieli, że jestem tykającą bombą, chcieli mnie powstrzymać. Ale ja się uparłem, by mieszkać samemu. Dobry kontrakt, pieniądze, Warszawa, nowe życie. Po co mi w tym wszystkim rodzice? Tak wtedy myślałem. Zresztą gdy ojciec kilka razy do mnie przyjechał, to i tak nic nie dało. Pojawił się na treningu, a ja wyszedłem drugim wyjściem. Mówiłem, że idę do kolegi na mecz, a skręcałem do kasyna. W tamtym czasie pomagał mi były kierownik Legii Irek Zawadzki, próbował Jacek Magiera. Nie byli w stanie. To był najgorszy moment, wpadłem w amok, liczyła się tylko gra, gra, gra…

Na Wielkanoc zostałem sam w Białymstoku. Czarek Kulesza przyniósł mi catering świąteczny ze swojego hotelu. Przyszedł do mnie Darek Czykier, świąteczne jajeczko, jedno, drugie, ruszyliśmy w miasto… A że byliśmy dość nietrzeźwi, to wylądowaliśmy w kasynie. Kibice donieśli Czarkowi, przyszedł, wyciągnął za fraki, wytargał za ucho… Po dwóch dniach spotkaliśmy się, przytuliliśmy, jak ojciec z synem. Znów obiecałem, że więcej się to nie powtórzy.

Z tego nałogu nie da się całkowicie wydostać, po prostu cały czas trzeba się pilnować, walczyć ze sobą. Jak z alkoholikiem, który przez rok nie pije, a raz ruszy w miasto i przepadnie.
Kamil Grosicki, zawodnik Stade Rennais

Cytaty pochodzą z: „Super Express”, przegladsportowy.pl, onet.pl.

▬ ▬ ● ▬