Przede wszystkim nie szkodzić!

Orest Lenczyk został trenerem Zagłębia Lubin. Właściwie wrócił do klubu, który wprowadził do Ekstraklasy w 2009 roku. Doświadczenie wygrało z młodością.

Skoro Lenczyk został trenerem Zagłębia, przestał nim być Adam Buczek. Potwierdziła się więc stara dziennikarska zasada, że istotne są tylko wiadomości dementowane. Władze klubu z Lubina jeszcze niedawno zaklinały się, że Buczek będzie pracował co najmniej do końca rundy jesiennej. To był dowód, że coś jest na rzeczy. Nie trzeba było długo czekać na rozwój wypadków. Wystarczyła kolejna porażka, tym razem z Zawiszą w Bydgoszczy. W niedzielnym meczu z Jagiellonią Zagłębie poprowadzi już Lenczyk.  

Co oznacza jego powrót do Ekstraklasy? Na pewno będzie ciekawiej. Lenczyk ostatnio pracował w Śląsku Wrocław. Tam nie pozwolił sobą rządzić jednemu grajkowi z Ameryki Południowej. Ten zrugał publicznie trenera, za co w profesjonalnym zachodnim klubie pokazano by gwiazdorkowi drzwi. Niestety w Śląsku na bruku wylądował wkrótce trener, a pyskacz wrócił do składu jakby nigdy nic. Na krótko, bo wkrótce go pogonili, w ten sposób ośmieszając się, przynajmniej w moich oczach.   

Lenczyk obruszał się, gdy mówiono, że w ubiegłym roku zdobył mistrzostwo Polski ze słabą drużyną. Nie wiem dlaczego. Przecież trudno o większy komplement dla trenera! 

Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych Krystian Rogala, ówczesny prezes Ruchu Chorzów, tak mi go opisał:

„Łatwy we współżyciu to on nie jest. Ale jedno jest w nim wspaniałe. To jeden z nielicznych trenerów w polskiej lidze. Prawdziwych trenerów! Nie pseudomenedżerów, prezesów „spółdzielni”. On jest po prostu trenerem”.

Gdy dowiedziałem się, że wraca do pracy w Ekstraklasie, sam wróciłem do rozmowy z nim w 2000 roku. Był wtedy trenerem Wisły Kraków. Gdy dziś to czytam, muszę przyznać, że wypowiedzi Lenczyka są ciągle aktualne. W wielu przypadkach – niestety aktualne. Oceńcie zresztą sami:       

Trener to jak pilot bez samolotu. Bez drużyny jest nikim. A wynik, czy aktualne miejsce w tabeli, nie bywa adekwatny do włożonej pracy. Nieszczęście tego zawodu polega na tym, że gdy drużyna wygrywa, trener jest dobry. Przegrywa, już nie ma trenera. A zapomina się o tym, że ma w klubie określoną pracę do wykonania, która musi być rozłożona w czasie”.

„Bardzo duże znaczenie ma przygotowanie do konkretnego meczu. Nie może być tak, że na boisko wychodzi jedenastu zawodników i mówią: »No to pogramy«. Powinni mieć w głowie plan co należy robić w piątej, dziesiątej czy piętnastej minucie. I świadomość w jakiej strefie boiska będą grali i przeciwko jakiemu przeciwnikowi. Momentami przypomina to partię szachów. Jeśli ktoś wygra jakiś pojedynek, może stworzyć sytuację do zdobycia bramki. Jeśli nie ma tej świadomości to zaczyna się kopanina. Wtedy często przypadek decyduje o losach meczu”.

Trenera powinna obowiązywać ta sama zasada Hipokratesa, co lekarzy: »Przede wszystkim nie szkodzić«! Treningiem można naprawdę zniszczyć komuś karierę, zamordować zawodnika. Proszę sobie przypomnieć jacy trenerzy pracowali w klubach kiedy reprezentacja odnosiła sukcesy? Jeszcze na początku lat osiemdziesiątych. To byli  »wuefiacy«, czyli ludzie kończący studia na AWF naocznie, a nie zaocznie. I oni wykonywali bardzo wszechstronną robotę. To był ogromny kapitał na wiele lat. Potrafili odpowiednio przygotować zawodników do grania, biegania, walki na boisku”.

Po boisku trzeba bardzo szybko biegać. W tym kierunku poszedł rozwój futbolu. Jeśli zawodnicy nie potrafią biegać, stają się wyłącznie obserwatorami widowiska. Kardynalne błędy popełnia się już w selekcji zawodników. Jeśli dobiera się kogoś, kto umie co prawda grać w piłkę, ale nigdy nie będzie szybko biegał, albo nie będzie biegał przez dziewięćdziesiąt minut, to później mamy taką sytuację jak mamy”. 

Jest wielu dobrych piłkarsko zawodników. Ale oni pasowaliby do gry trzydzieści lat temu, na stojąco. Najlepszym dowodem są Polacy wyjeżdżający do zachodnich klubów. Pojadą, pograją trochę na stojący, gdy okazuje się, że tam trzeba biegać. I to szybko przez cały mecz! I wielu z nich wraca później zawiedzionych do Polski. Tutaj też nie są gwiazdami. Jeśli się kilku udało, to można ich policzyć na palcach. Oczywiście są wykorzystywani w polskiej reprezentacji. Ale to nie jest droga na przyszłość. Po raz kolejny mówię o tym bieganiu, ale nie można wygrywać meczów tylko dobrą grą w piłkę. Konfrontacje z najlepszymi tego dowodzą”. 

„Potrzebna jest odpowiednia selekcja. Z młodymi zawodnikami muszą pracować od początku najlepsi trenerzy. I to nie powinno być szkolenie, ale trenowanie tych dzieciaków. Bo często taki chłopak przez pół roku ani razu nie jest na sali gimnastycznej na ćwiczeniach ogólnorozwojowych czy wspomagających. Tylko gra, gra, gra i w pewnym momencie przestaje grać. Taka jest niestety prawda. W niektórych klubach zawodnicy byli zaskoczeni, gdy dowiadywali się na jaki trening ich zabieram. Wydawało im się, że to lekcja WF, a nie zajęcia piłkarskie. Ale później zaczęli dostrzegać, że są jakieś efekty. Bardzo ważne, żeby zawodnik ćwiczył również indywidualnie. I wiedział, że tak trzeba, bo inaczej nie będzie grał. W pewnym sensie odbieram w ten sposób robotę lekarzom. Bo można pewne rzeczy załatwić za pomocą blokady. Ale jestem za uczciwy i wiem, że trzeba usprawniać organizm piłkarza, a nie go wspomagać. Bo dzięki temu można później dłużej z niego korzystać. A przy okazji zawodnik będzie czuł, że dba się o niego. To nie jest ścierka, którą się wytrze podłogę i wyrzuci. Trener musi wkładać w pracę wszystkie swoje umiejętności. Ma codziennie wiele rzeczy do zrobienia. A wielu niestety stało się gazetowcami.

Zaczynają dzień od przeczytania gazety, a później idą na trening. A ja siedzę do drugiej w nocy, żeby odpowiednio przygotować zestaw ćwiczeń. Pamiętam jak mi kiedyś Antek Szymanowski powiedział po roku pracy: »Widzę, że nie powtórzył pan żadnych ćwiczeń podczas rozgrzewki«. Pomyślałem sobie w duchu: »Człowieku, nawet nie zdajesz sobie sprawy ile trzeba było na to poświęcić czasu, żeby odpowiednio się przygotować«. Byłem obłożony książkami. Z każdego wyjazdu przywoziłem jakieś wydania poświęcone piłce nożnej. A teraz młodzi trenerzy przyjeżdżają na kurso-konferencje po to, żeby im ktoś dał gotowe ćwiczenia. Ja na takim człowieku od razu stawiam krzyżyk. Jeśli trener sam nie potrafi wymyślić ćwiczeń czy jakieś formy zajęć, to sobie zaprzecza. Po co on jest potrzebny?

Powszechne stały się już treningi takie jak gra w  »dziadka« na stojąco. To jest tragedią polskiej piłki! Gdy ja pracowałem w Stali Mielec dwadzieścia pięć lat temu piłkarze też grali w »dziadka«, ale pięciu na trzech i lała się krew! Musieli odbierać piłkę tak jak podczas normalnego meczu. Teraz czterech stoi i mija pół treningu. A później się dziwią, że nie potrafią zrobić jakiegoś przyspieszenia”.

„Trenerstwo jest sztuką. Gdy patrzę w lustro zawsze sobie mówię: »Lenczyk, ile ty jeszcze nie umiesz«. A życie ucieka”…

▬ ▬ ● ▬