2025-07-23
Substytut sukcesów
Zauważyłem rozwijającą się w narodzie namiętność związaną z piłką nożną, a dokładniej z występami polskich drużyn w europejskich pucharach.
Jeszcze nawet dobrze nie wybrzmi końcowy gwizdek sędziego w ich meczach, a już w internecie pojawia się tekst ze zaktualizowanym klubowym rankingiem UEFA. To jest ów obiekt niewiarygodnego wręcz zainteresowania moich rodaków, bowiem Polska po wielu latach dołowania zaczęła się w nim piąć w górę. Dlatego w przyszłym sezonie będzie miała w pucharach pięć zamiast czterech drużyn, co wywołało w ojczyźnie wręcz euforię. Teraz każdy występ, każde zwycięstwo jest natychmiast przeliczane na małe punkty w klasyfikacji. Oto najświeższy dowód (za: przegladsportowy.onet.pl):
„Lech Poznań pokonując Breidablik 7:1 dorzucił do naszego rankingu krajowego kolejne 0,250 pkt (wcześniej Legia wygrała oba mecze z Aktobe po 1:0 w el. LE, dorzucając łącznie 0,500 pkt). Dzięki temu Polska ma teraz 31,750 pkt.
Tak wygląda nasza część krajowego rankingu UEFA:
12. Norwegia 33,187 pkt
13. Polska 31,750 pkt (+0,250 pkt w tym tygodniu)
14. Dania 30,106 pkt (+0,250 pkt)
15. Austria 29,750 pkt
16. Szwajcaria 28,700 pkt (+0,200 pkt)
17. Szkocja 27,250 pkt (+0,200 pkt)”
I jeszcze konkluzja:
„Nowy sezon Polska zaczęła na 13. miejscu. Absolutnym celem minimum jest utrzymanie miejsca w czołowej 15., dającego prawo do wystawienia pięciu drużyn w pucharach (w tym dwóch w el. Ligi Mistrzów). Realnym celem jest zajęcie 13. lub 14. miejsca, które dałoby mistrzowi Polski start od 4. rundy el. LM (a więc pewność gry co najmniej w Lidze Europy)”.
I tu dochodzimy do paradoksu, ponieważ „pewność gry co najmniej w Lidze Europy” wcale nie musi być taka… korzystna. Wiadomo bowiem, że przedstawicielom niezbyt mocnych piłkarsko krajów, jak Polska, najłatwiej punktować w najsłabszych rozgrywkach, czyli Lidze Konferencji. Dowodem poprzedni sezon i dwie nasze drużyny w ćwierćfinale, co pozwoliło awansować w rankingu UEFA na miejsce, które wcześniej wydawało się mało realnym.
Czyli podniecanie się wspomnianym rankingiem związane jest z chęcią oglądania polskich przedstawicieli w tych najlepszych rozgrywkach (nieosiągalna, wymarzona Liga Mistrzów), ale żeby dzięki wysokiemu w nim miejscu ułatwić sobie do nich drogę, najlepiej grać w tych… najsłabszych (Liga Konferencji), w których najłatwiej punktować.
Zwiększone zainteresowanie rodaków rankingiem UEFA jest dość zrozumiałe, bo stanowi namiastkę sukcesów, czyli ich zastępczą formę. Kibice tak bardzo ich łakną od lat, że nawet substytut są skłonni przyjmować wręcz entuzjastycznie.
I nie jest to nic nowego, bo od razu przypomniało mi się podobne podniecenie związane z rankingiem FIFA dotyczącym reprezentacji. Choć dziś trudno w to uwierzyć, ale Polska w 2017 roku zajmował w nim 5. (słownie: PIĄTE!) miejsce. W odróżnieniu od wielu rodaków nie straciłem wtedy kontaktu z rzeczywistością i po awansie do finałów mistrzostw świata w Rosji przestrzegałem, by pamiętać, że:
„Grudniowe losowanie z pierwszego koszyka nie zagwarantuje nikomu wyjścia z grupy, a reprezentacja Polski naprawdę nie jest jeszcze piątą potęgą świata, jakby sugerował niedawny ranking FIFA”.
Jak to się skończyło, chyba każdy pamięta. Mam nadzieję, że zafascynowanie kolejnymi awansami w rankingu UEFA żadnym kacem się nie zakończy.
▬ ▬ ● ▬