Tak miało być. Jak będzie?

W ostatnich dniach przyjąłem sporą dawkę meczów z dwóch młodzieżowych turniejów organizowanych przez UEFA. Pokusiłem się o kilka wniosków.

Chodzi o mistrzostwa Europy do lat 19 i 21. Pierwsze rozpoczęły się w tym tygodniu, w drugich w środę wyłoniono już finalistów. Miejsce rozgrywani obu turniejów budzi moje wątpliwości, nawet spore.

Mistrzostwa do lat 21 odbywają się w Gruzji i Rumunii. Rozumiem, że UEFA stara się udobruchać możliwie jak najwięcej zrzeszonych federacji, w tym wypadku dwie za jednym zamachem. Ale kto za to płaci? Hiszpanie, którzy awans do finału wywalczyli w stolicy Rumunii Bukareszcie, rozegrają go w sobotę z Anglią w gruzińskim Batumi.

Zespół „Alibabki” śpiewał przed laty piosenkę o herbacianych różach z Batumi. Miasto pięknie położone na Morzem Czarnym, jednak z innym klimatem i nawet strefą czasową niż Bukareszt, a położone dokładnie po drugiej stronie tego samego morza. W prostej linii aż 1300 km. Gdyby ktoś chciał pokonać trasę między wymienionymi miastami samochodem, to już ponad 1900 km, a po przejechania oprócz Bułgarii jeszcze cała, ogromna Turcja.

Nie wiem czy ktoś na taką podróż się zdecyduje, by dotrzeć z Rumunii na sobotni finał. Być może, bo loty tanie nie są, tym bardziej, że bezpośredniego połączenia brak. Kto jednak myśli w Nyonie o kibicach? Jak im się zachciewa oglądani już młodzieżowej piłki, niech się namęczą. Na imprezach seniorskich (najbliższe mistrzostwa Europy tylko w jednych Niemczech!) powinno być łatwiej.

Rozpoczęta na początku tygodnia mistrzostwa do lat 19 odbywają się dla kontrastu na wyjątkowo niewielkim obszarze. Ich gospodarzem jest Malta. Niestety i ta lokalizacja ma słabą stronę związaną z terminem imprezy. We wspomnianym kraju na Morzu Śródziemnym panują teraz upały. Mecze rozgrywane o godzinie 18.00 odbywają się w temperaturach powyżej 30 stopni Celsjusza (odczuwalna w słońcu znacznie wyższa, co wzmaga jeszcze dodatkowo sztuczna nawierzchnia na części stadionów). Oczywiście mogłyby i później, po zachodzie słońca, ale nie… mogą. Na to nie zgodzi się telewizja, która musi mieć je tak rozłożone, by przeprowadzić maksymalną liczbą transmisji. Płacą więc za to piłkarze.

Można stwierdzić, że są od grania i to w różnych warunkach, niech się uczą w młodym wieku. Nie wiem jednak czy po takim drugim meczu w upale w tygodniu będą tego samego zdanie, gdyby ich zapytać o zdanie?

Zawsze w młodzieżowej piłce trzeba postawić pytanie, czemu głównie powinny służyć rozgrywki? Czy wyniki są w nich najważniejsze, czy w ogóle warto przywiązywać do nich jakąś wagę? Zacząłem się nad tym zastanawiać patrząc na półfinał do lat 21, w którym Izrael grał z Anglią. Może słowo „grał” nie jest najwłaściwsze. Raczej głównie czekał na nią na swojej połowie. Wcześniej odniósł ogromny sukces, bo tak został odebrany awans do półfinału gwarantujący automatycznie udział w igrzyskach olimpijskich w Paryżu.

Wydawało się, że izraelscy piłkarze powinni wyjść bardziej wyluzowani, próbować pokazać jak potrafią grać w piłkę na tle potencjalnie silniejszych rywali, ale było wręcz odwrotnie. Trener zaordynował im mocno defensywną taktykę i kazał czekać na Anglików na swojej połowie. Dlatego mecz wyglądał tak, że chwilami w ogóle nie… wyglądał. Jeden z angielskich zawodników stał z piłką przy nodze na środkowej linii, nawet przez kilka sekund (!), a żaden z jedenastu rywali nie miał najmniejszej ochoty go atakować.

Czy to zabijanie piłki? Czy młodzi zawodnicy powinni przede wszystkim starać się nią operować na młodzieżowym poziomie, mniej zwracając uwagę na taktykę? Pytania trudne, szczególnie z punktu widzenia pokonanych. Izrael przegrał bowiem 0:3. Gdy pod koniec meczu ruszył nieco śmielej do przodu Anglicy mieli dużo łatwiej zdobyć kolejne gole. Czy gdyby ruszył wcześniej, próbując odważniej kreować sytuację i przegrał 0:6, zasłużyłby na większe pochwały? Czy lekcja z tak wysoko przegranego meczu byłaby bardziej pouczająca niż ta z przegranego niżej, ale przy bardziej zachowawczej taktyce?

I na koniec naszych orłach, czyli reprezentacji do lat 19. Obejrzałem ich oba dotychczas rozegrane mecze grupowe na Malcie. Najpierw poniedziałkowy w 31 stopniowym upale z Portugalią przegrany 0:2. Przegrany zasłużenie, bo rywale byli lepsi, choć nasi niestety pomogli im błędami popełnionymi przy obu golach. A mieli za mały potencjał na tle rywali, by wykreować sytuacje do zdobycia bramek. Zamiast takich, jedynie podania do przodu „na walkę” to za mało, by marzyć do korzystnym rezultacie z tak silnym rywalem, typowanym nawet do triumfu w mistrzostwach.

Zanim zagrali drugi mecz, wcześniej Włosi grali z Portugalczykami i przegrali 1:5. Bardzo w tym sami pomogli, szczególnie Luca Lipani, który najpierw zdobył bramkę, ale potem niestety jeszcze przed przerwą zobaczył czerwoną kartkę. Po pierwszej połowie był remis 1:1. Na drugą Portugalczycy wyszli tak naładowani jak Mołdawianie na naszych w Kiszyniowie i rozjechali Włochów.

Znając ten wynik Polacy wiedzieli, że jeśli wygrają z Maltą 3:0, w ostatnim meczu grupowym z Włochami wystarczy im remis. Pokonali gospodarzy, ale „tylko” 2:0. Niby tak miało być, bo nie byłoby Malty w turnieju wśród zaledwie ośmiu drużyn, gdyby nie była gospodarzem, ale na pewno przebieg gry daleko odbiegał od oczekiwań.

Wiktor Matyjewicz już w 22. minucie zobaczył czerwoną kartkę za drugą żółtą, choć paradoksalnie to rywal na niego nie wpadł, co sędzia zakwalifikował jako faul Polaka. Maltańczycy okresami mieli przewagę, ale to goście grając w osłabieniu zdobyli bramkę (Igor Strzałek). Strzelili jeszcze drugą (Tomasz Pieńko), a mogli i trzecią, gdy siły się wyrównały, bo jeden z Maltańczyków też został wyrzucony z boiska.

Czyli po dwóch meczach, w których wynik był raczej łatwy do przewidzenia, w niedzielę drużynę prowadzoną przez trenera Marcina Brosza czeka ostatni grupowy z Włochami. Aby awansować do półfinału musi wygrać.

W zwycięstwo nie wierzę, bo podchodzę do meczu jak realista bez patriotycznego zadęcia, którym pewnie uraczą nas przed nim rodzime media. Nie ten potencjał. Sam awans do mistrzostw rozgrywanych na Malcie już był sukcesem. Dlatego w niedzielę zasiądę przed telewizorem wyluzowany z nadzieją, że moje typy się nie sprawdzą, bo w piłce wszystko jest możliwe, podobno...

▬ ▬ ● ▬