Tak smakuje, tak boli

Ostatnie dni przyniosły rozstrzygnięcia w kolejnych ligach europejskich. Gdy jedni szaleją ze szczęścia, inni muszą się leczyć z kaca, przez cały kolejny sezon.

Mistrzem Belgii została drużyna Royal Antwerp FC. Jej sukces zasługuje na uwagę co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze ponownie zdobyła tytuł po 66 latach! Jak się tyle czeka, smakuje wspaniale. A smakuje jeszcze lepiej, gdy weźmie się pod uwagę okoliczności.

System wyłaniania mistrza Belgii jest dość skomplikowany (podział na grupy po fazie zasadniczej), więc nie będę zanudzał szczegółami. Najważniejsze jest to, że w ostatnim meczu Royal Antwerp grał na stadionie rywala w walce o tytuł - KRC Genk.

Gospodarze prowadzili 2:1, co gwarantowało im mistrzostwo. W doliczonym czasie gry część kibiców zeszła już z trybun i ustawiła się tuż za bandami reklamowymi, by za chwilę, po końcowym gwizdku, wbiec na boisko i zacząć mistrzowską fetę. I wtedy, w piątej minucie doliczonego czasu gry, na strzał sprzed pola karnego zdecydował się doświadczony obrońca reprezentacji Belgii i drużyny gości Toby Alderweireld. Trafił perfekcyjnie, bo piłka wpadła w okienko bramki pozostając poza zasięgiem rąk interweniującego bramkarza.

Na trybunach żałoba, a Alderweireld ruszył w szalonym biegu radości, celebrując (być może) najcenniejsze trafienie w karierze, które dało jego klubowi tytuł mistrza kraju po tak długiej przerwie. Łatwo się domyślić jaka euforia wybuchła w tej części Antwerpii, która kibicuje Royal Antwerp. Lepiej sobie nie wyobrażać co przeżywali, dalej przeżywają, kibice w Genk.

Zastanawiam się tylko, czy większego kaca nie mają kibice klubu Royale Union Saint Gilloise z Brukseli. Jego drużyna prowadziła 1:0 z Club Brugge, co dawało jej mistrzostwo, pierwsze od 1935 roku!!! Niestety przegrała 1:3...

Z bolesną porażką kolejny rok z rzędu musieli się zmierzyć w poniedziałek sympatycy HSV Hamburg. W rewanżowym meczu barażowym o wejście do Bundesligi przegrali u siebie z VfB Stuttgart 1:3. A ponieważ przegrali też wcześniej na wyjeździe 0:3, więc oczywiście awansu nie wywalczyli.

HSV to utytułowany klub. Ma w dorobku zdobycie, między innymi, Pucharu Interkontynentalnego czy Pucharu Mistrzów. Spadł z Bundesligi przed pięcioma laty, jako ostatni występujący w niej nieprzerwanie od początku powstania ligi, co dla kibiców w Hamburgu stanowiło wyjątkowo bolesne doświadczenie. Ale do takich musieli się w ostatnich latach przyzwyczaić. HSV drugi sezon z rzędu finiszował na trzecim miejscu w 2.Bundeslidze, co dawało prawo gry w barażach o awans i drugi raz je przegrali.

I na koniec o radości i rozgoryczeniu po meczu, który zapowiada zdecydowanie większy skrajne emocje za kilka dni. W sobotnich derbach Manchesteru na Wembley City pokonało United 2:1 w finale Pucharu Anglii.

Nie jest to żadna niespodzianka, bo błękitna część miasta rządzi w nim ostatnio po długim wcześniejszym panowaniu tej czerwonej. To musi być niezwykle bolesne doświadczenie dla Sir Aleksa Fergusona, który nie mogąc się pogodzić z kolejnymi sukcesami City, nazwał ich przed laty „hałaśliwymi sąsiadami”. I przez kolejne dalej „hałasują”.

Teraz cała nadzieja w... Interze Mediolan. Jeśli ogra City w sobotę w Stambule w finale Ligi Mistrzów, czerwona część Manchesteru pewnie oszaleje ze szczęścia. Jeśli nie, to będzie wyjątkowo trudny dzień dla Sir Aleksa.

▬ ▬ ● ▬