Tylko czy aż dziesięć punktów?

Fot. Trafnie.eu

W polskim klasyku na Łazienkowskiej o zwycięstwie zadecydował Serb. A właściwie jego boiskowe cwaniactwo. Dzięki niemu Legia powiększyła przewagę nad Lechem.  

„Derby Polski” czy „nasze małe El Clasico” – tak zapowiadano sobotni mecz lidera z wiceliderem Ekstraklasy. Legia wygrała w Warszawie z Lechem 1:0 i ma nad nim aż dziesięć punktów przewagi. Może z tym „aż” to lekka przesada, bo ze względu na zbliżający się podział punktów po fazie zasadniczej, za chwilę przewaga zmniejszy się o połowę. 

Czy Legia wygrała zasłużenie? Może inaczej – nie mogę napisać, że Lech zasłużył na remis. Za same stwarzanie sytuacji punktów się nie dostaje. Goście dominowali w drugiej połowie, ale bez wymiernego efektu. Pretensje mogą mieć tylko do siebie.

Po meczu słyszałem trochę kwękania, czyli pretensji do poziomu pojedynku. Że za mało emocji itp. Może klarownych sytuacji bramkowych przydałoby się ciut więcej. Ale ja się bynajmniej na meczu nie nudziłem. Jeśli komuś nie odpowiada jego poziom, życzyłbym mu (sobie też), by wszystkie spotkania w Ekstraklasie były na podobnym. Wtedy pewnie nie musiałbym się wstydzić wyników polskich drużyn w europejskich pucharach.

Nie wymagajmy cudów. Każdy z zawodników grał w sobotę na Łazienkowskiej jak potrafił najlepiej. A jedno na pewno wymaga podkreślenia – przygotowanie kondycyjne obu zespołów. Trzeba schylić głowę przed trenerami, którzy odpowiadają w Legii i w Lechu za ten element przygotowania zespołów. Tempo od pierwszej do ostatniej minuty zabójcze, a zawodnicy wytrzymali je bez problemów.

Czego nie wytrzymał trener Lecha Mariusz Rumak? Ciśnienia związanego z meczem? Bo po jego zakończeniu zaczął tak:

„Całą drogę do Warszawy miałem jedno w głowie: »nie oceniaj sędziów«”.

Jak ktoś tak zaczyna ściemniać, wiadomo że będzie oczywiście na odwrót. Więc Rumak wyjątkiem nie jest, bo później swoje dodał:

„Marcin Kamiński powiedział, że w sytuacji przy golu Miroslava Radovicia był zdecydowanie faulowany”.

Serb okazał się niezłym cwaniakiem, bo rzeczywiście odepchnął rywala. Ale idąc na skróty, można by wyciągnąć wniosek, że gdyby nie błąd sędziego, Lech nie przegrałby w Warszawie. Komentarzem do tego niech będzie kolejna wypowiedź… Rumaka:

„Przed spotkaniem wiedziałem, że w drugiej połowie będziemy mieli dużo sytuacji. Jeżeli przy Łazienkowskiej się ich nie wykorzystuje, trudno wygrać mecz. Nie ustrzegliśmy się błędów”.

To już brzmi rozsądnie. Dużym rozsądkiem i ostrożnością nacechowana była, jak zwykle, pomeczowa wypowiedź trenera Legii. Henning Berg już wszystkich przyzwyczaił, że jego opinie nie porywają tłumów. Ta raczej też nie:

„Cieszę się, że jesteśmy liderem, ale jeśli ktoś myśli, że walka o mistrzostwo się skończyła, bardzo się myli”.

Może nie aż tak bardzo, ale rzeczywiście na świętowanie odrobinkę za wcześnie ze względu na reformę ligi i związanych z nią siedem dodatkowych kolejek, ale…

„Nie oszukujmy się, jesteśmy głównym faworytem” – stwierdził zdobywca zwycięskiej bramki Miroslav Radović.

Faworyt, to nawet za mało powiedziane…

▬ ▬ ● ▬