Tylko dla wytrwałych

Fot. Trafnie.eu

W Katarze rozpoczęły się piłkarskie mistrzostwa świata. Dla gospodarzy się rozpoczęły i już… zakończyły. Okazało się, że mają drużynę na miarę swoich...

Na inauguracyjny mecz wybrano stadion Al Bayt, jedyny z ośmiu zbudowanych na mistrzostwa położony poza Dohą, ponad 50 kilometrów na północ od stolicy kraju, koło miasta Al Khor. Odległość nie jest przerażająca, ale jednak wyjątkowa, biorąc pod uwagę, że na pięć a siedmiu pozostałych stadionów można dojechać metrem!

Mecz zaczynał się o godzinie 19.00. Mając doświadczenia z kilku poprzednich dużych imprez piłkarskich wiedziałem, że profilaktycznie trzeba się wybrać w taką podróż z dużym zapasem, czyli trzy godziny przed uroczystą inauguracją imprezy planowaną na 18:00.

Organizatorzy zapewnili wygodny, z założenia, transport. Według rozkładu autobusy dla mediów odjeżdżały z głównego centrum prasowego co 6 minut, a miały dotrzeć do celu po 65 minutach. Pewnie by i dotarły, ale nie w dniu meczu. Gdy do stadionu pozostało kilka kilometrów, a jego sylwetka pojawiała się na horyzoncie w pustynnej przestrzeni, autobus, jak i wszystkie inne pojazdy jadące z Dohy, utkwił w gigantycznym korku.

Oto przekleństwo wielkich stadionów budowanych poza miastem. Już to kilka razy ćwiczyłem, na przykład w Monachium. Tam pod stadionem przebiega linia metra, a okala go autostrada. Co z tego, jeśli przed meczem wszyscy chcą się na niego dostać, a po meczu wybierają przeciwny kierunek, by się wydostać. Najpierw więc dojazd, potem wyjazd zupełnie się korkuje.

Tak samo było pod stadionem Al Bayt. Dlatego podróż, zamiast planowanych 65 minut, trwała prawie dwie godziny. Może uściślę – trwałaby pewnie znacznie więcej, ale pasażerowie uprosili kierowcę i otworzył drzwi pozwalając im wysiąść przed osiągnięciem celu kilkaset metrów od stadionu. Dostanie się na trybuny zabrało jeszcze prawie godzinę.

Panował chaos. Widać było niestety, że organizacja takiego meczu w takim miejscu organizatorów wyraźnie przerosła. Na przykład jeden z policjantów próbował zatrzymywać przechodzącą grupę, ale prawie nikt na niego nie zwracał uwagi, więc stojący kilka metrów za jego plecami drugi, nakazywał jak najszybsze przejście przez jezdnię. Zdążyłem na uroczyste otwarcie na styk, gdy na wielkim telebimie trwało już odliczanie sekund do jego rozpoczęcia.

Po nieplanowanych przygodach zostałem jednak odpowiednio wynagrodzony. Stadion jest wspaniały, widoczność z trybun doskonała. Rozpoczęcie mistrzostw odbywało się przy zamkniętym dachu, który przed meczem otworzono, by widać było pokaz sztucznych ogni na zewnątrz. Do tego niezwykle barwne przedstawienie ukazujące tradycje i kulturę, jak zwykle przy otwarciu wielkich turniejów, kraju gospodarzy. Ukojenie dla duszy i oczu po nerwowej i męczącej podróży.

Potem był mecz, w którym Katar przegrał z Ekwadorem 0:2. Zanim się zaczął, przekonałem się kolejny raz, że warto wcześniej siadać na trybunach, by oglądać rozgrzewkę zawodników. W jej trakcie jeden z piłkarzy gospodarzy oddał strzał z linii pola karnego. Bramkarz zamiast złapać piłkę, bo nie było to trudne do interwencji uderzenie, zdecydował się ją piąstkowanie. Pomyślałem wtedy – jeśli mają takiego grajka w bramce, to się źle dla nich może skończyć.

I w trzeciej minucie Saad Abdulla Alsheeb, bo o nim mowa, wyskoczył do dośrodkowania, ale nie potrafił wybić piłki poza pole karne, więc po chwili próbował interweniować ponownie. Zaliczył jednak pusty przelot, bo w nią nie trafił. Finał jego ciągu karkołomnych interwencji zakończył się po chwili strzeleniem bramki przez Ekwadorczyków. Na szczęście dla gospodarzy nie została uznana z powodu spalonego. Jednak ich szczęście nie trwało zbyt długo. Po kwadransie stracili kolejną bramkę, już uznaną przez sędziego. Po kolejnym kwadransie drugą i było pozamiatane.

Katarczycy, być może za bardzo spięci rolą jaką mieli do odegrania jako gospodarze w inauguracyjnym meczu mistrzostw, grali bardzo źle. Popełniali mnóstwo niewymuszonych błędów, niektóre wręcz trudne do wytłumaczenia. Ekwadorczycy wyglądali na ich tle jak drużyna z innej planety. Wyjście z grupy Katarczyków byłoby cudem...

Po stracie drugiej bramki zauważyłem ruch na trybunach. Część miejscowych kibiców zaczęła wychodzić. Jeszcze więcej postanowiło to zrobić w przerwie nie wracając już na drugą połowę, a pod koniec meczu trybuny były pustawe. Zostali na ich tylko najwytrwalsi.

Szybko się okazało, że łatwiej w niewielkim kraju zbudować piękne stadiony na wielką imprezę, niż zbudować drużynę godną w niej występu. Albo można też przekornie stwierdzić, że Katar ma reprezentację na miarę swych kibiców. Jeśli nie potrafią wytrwać na trybunach do końca, nawet podczas najważniejszego meczu w swojej historii, mają na co zasłużyli.

▬ ▬ ● ▬

Galeria