W abstrakcyjnej rzeczywistości

Fot. Trafnie.eu

Kylian Mbappé ma być w nowym sezonie piłkarzem Realu Madryt. Nie zostało to jeszcze oficjalnie potwierdzone, ale już wiadomo ile będzie zarabiał.

To swoisty fenomen współczesnych mediów, świadczący jak najgorzej o ludziach pracujących w najsłynniejszych klubach, gdy pojawia się temat transferów największych gwiazd. Bo scenariusz zawsze jest taki sam – jeszcze nie zdążą kopnąć piłki w nowych barwach, czy nawet podpisać kontraktu, a już w mediach pojawiają się szczegóły dotyczące ich zarobków.

Teoretycznie powinny być najściślej strzeżoną tajemnicą, bo w interesie obu stron jest (pieniądze lubią ciszę!), by tylko one te szczegóły znały. Dostęp do informacji ma zazwyczaj bardzo wąskie grono osób. Chciałem napisać „zaufanych”, ale chyba bym przesadził. Jakim bowiem cudem wszyscy o tych zarobkach czytają i dyskutują? Nawet jeśli część kolportowanych szczegółów jest efektem wyobraźni tworzących je redaktorów, przecieki są na pewno.

Gdybym był takim piłkarzem, którego zarobki, wbrew jego woli, upubliczniono, dostałbym pewnie szału, stanowiącego krańcowy objaw irytacji, czego wyraz dawałem już kilka razy opisując przypadki różnych gwiazd.

Jeśli dać wiarę mediom, Mbappé ma zarabiać w Realu 14-15 milionów euro za sezon. Na pewno nie będzie najwyżej opłacanym zawodnikiem na świecie. Inni zarabiają więcej, ale… (za: sport.pl):

„Kwestią sporną pozostaje bonus, jaki podpisze, przychodząc jako wolny zawodnik. W tym miejscu BBC oraz radio SER informuję, że ta premia wyniesie w sumie 150 milionów euro i będzie wypłacana po 30 milionów euro za rok. Z kolei Josep Pedrerol z El Chiringuito poinformował, że Mbappe otrzyma jeden bonus w kwocie 40 milionów euro. W zamian Francuz miałby zachować większość praw do wizerunku. Na podstawie każdej umowy podpisanej ze sponsorami 80 proc. zarobków szłoby do niego, a 20 proc. do klubu ze stolicy Hiszpanii”.

Jakby nie liczyć, dla człowieka zarabiającego na życie na jakieś standardowej posadzie to czysta abstrakcja. Pogubi się w obcinaniu zer, by uczynić zarobki Francuza możliwymi do porównania z własnymi.

Przypomniał mi się tekst jaki przeczytałem w styczniu dotyczący bramkarza Hugo Llorisa, który pożegnał się z angielskim Tottenhamem Hotspur, by przenieść się do Stanów Zjednoczonych, do klubu Los Angeles FC występującego w lidze MLS. W tytule pojawiło się stwierdzenie o „szokujących zarobkach”. Okazało się, że Lloris (za: meczyki.pl) „ma zarabiać około 350 tys. dolarów rocznie”. Naiwni, którzy myślą, że szokująco dużo. Wręcz przeciwnie, SZOKUJĄCO MAŁO! Taki wniosek płynie z tekstu, a oto uzasadnienie:

„Jak dodaje portal L.A. Times podczas ubiegłego sezonu na lepszą pensję mogło liczyć aż 26 bramkarzy”.

Czyli Lloris zgodził się na jakieś ochłapy, zdaniem mediów oczywiście przyzwyczajonych do zdecydowanie wyższych zarobków piłkarzy. Dla porównania – w Stanach Zjednoczonych profesor uniwersytetu, czyli osoba wykonująca zawód cieszący się wyjątkowym prestiżem społecznym, zarabia średnio około stu tysięcy dolarów rocznie.

Płynie z tego prosty wniosek, że Mbappé, Lloris i ich kumple z najwyższych poziomów futbolowej branży, funkcjonują w abstrakcyjnej rzeczywistości, którą trudno nawet objąć wyobraźnią tak zwanym szarym obywatelom borykającym się z trudami codziennego życia, do których przecież i ja się zaliczam.

▬ ▬ ● ▬