W Grudziądzu jak na… Wembley

Fot. Materiały prasowe/Arskom Group

Przez trzy ostatnie dni rozgrywane były mecze 1/8 finału Pucharu Polski. Naprawdę można było w nich znaleźć wiele emocjonujących momentów.

Pucharowy serial rozpoczął się we wtorek w godzinach południowych w Grudziądzu. Termin nie najciekawszy, by pasjonować się meczem, ale ktoś musiał grać tak wcześnie, by w późniejszych godzinach nie dublować innych transmisji. Telewizja ma swoje prawa, więc skoro wykupiła prawa do pokazywania krajowego pucharu, ma też prawa do wyznaczania godzin meczów, czyli przede wszystkim godzin ich transmisji.

W starciu dwóch drużyn grających w różnych grupach czwartej ligi, zwanej trzecią, emocji było tyle, co w szlagierowo zapowiadanych meczach w wieczornej porze najwyższej oglądalności. I nie popsuł ich nawet gęsto padający śnieg, który sprawił, że ciężko było z daleka dostrzec niektóre akcje.

Olimpia Grudziądz zremisowała po dogrywce ze Świtem Nowy Dwór 3:3. Dobra promocja rozgrywek reklamowanych hasłem - „Puchar 1000 Goli”. Goście prowadzili do przerwy 2:0, gospodarze wyrównali w drugiej połowie. W dogrywce goście znów objęli prowadzenie, ale gospodarze znów wyrównali dwie minuty przed końcem!

Trzeba więc było strzelać karne. Przy wyniku 2:2 w trzeciej serii do piłki podszedł zawodnik Świtu Jacek Tkaczyk. Wziął bardzo głęboki oddech. Chyba za głęboki, bo obserwując go można było bez trudu zauważyć jak wielkiemu ciśnieniu jest poddawany.

Chyba największemu w dotychczasowej karierze w wieku zaledwie osiemnastu lat. I chyba dlatego karnego zmarnował. To był decydujący moment, bo po nim w kolejnej serii nie strzelił też kapitan Świtu Radosław Kamiński. Zawodnicy Olimpii wykonywali karne bezbłędnie i wygrali 4:2.

Od razu przypomniał mi się finał ostatnich mistrzostw… Europy, czyli mecz Anglia – Włochy na Wembley. Menedżer gospodarzy Gareth Southgate wyznaczył po remisowym meczu do wykonywania rzutów karnych młodych, niedoświadczonych zawodników, którzy nie potrafili udźwignąć gigantycznej odpowiedzialności i spudłowali, dając Włochom tytuł mistrzowski.

Z sześciu bramek zdobytych w Grudziądzu w podstawowym czasie gry i dogrywce aż cztery padły z rzutów karnych! Gdy Świt prowadził 1:0, piłkę na jedenastym metrze ustawił Łukasz Sosnowski. Na środku boiska stał inny zawodnik drużyny gości, Jacek Tkaczyk, i tak się denerwował, że odwrócił się tyłem do bramki, by nie patrzeć na strzelającego kolegę, który trafił do siatki.

I właśnie osiemnastoletni Tkaczyk został wyznaczony przez trenera Mariusza Miecznikowskiego do strzelania karnych po remisowym meczu. Dlaczego? Czy ten nie widział jego reakcji przy karnym strzelanym przez Sosnowskiego? Przecież to nie mogło się dobrze skończyć…

W ćwierćfinale jest też Arka Gdynia, czyli jeszcze jeden zespół z niższej ligi – drugiej, zwanej pierwszą. Wygrała u siebie z Zagłębiem Lubin 2:1. Nie nazywałbym tego wyniku sensacyjnym, bo właśnie takie sformułowanie znalazłem w jednym z tytułów. Nie tylko dlatego, że Zagłębie od dawna nie potrafi wygrać meczu w lidze. Puchary mają swoją specyfikę, która widać wyjątkowo Arce pasuje. Zagłębie było w finale w 2014 roku. Od tego czasu Arka raz Puchar Polski zdobyła i jeszcze dwa razy dotarła do finału. Ostatni raz w ubiegłym sezonie jako drużyna z drugiego poziomu rozgrywek! Dlatego jej wynik w środowym meczu z Zagłębiem nie powinien być aż takim zaskoczeniem.

Wydawało się, że Legię może zaskoczyć też Motor, grający od warszawskiego zespołu dwa szczeble niżej. Mecz tych drużyn był w Lublinie wydarzeniem (za: dziennikwschodni.pl):

„Zawody z wysokości trybun obserwowało 14 914 kibiców, co jest nowym rekordem frekwencji [stadionu Arena Lublin]”.

Tak jak często żywiołowo dopingujących kibiców nazywa się „dwunastym zawodnikiem gospodarzy”, tak wydaje się, że tym razem niespodziewanie pomogli gościom. Motor świetnie zaczął mecz obejmując prowadzenie. Ale z tego dobrego rytmu wybiła jego piłkarzy niespodziewana przerwa (za: dziennikwschodni.pl):

„Niedługo później efektowny pokaz pirotechniczny w wykonaniu kibiców Motoru zakończył się całkowitym zadymieniem boiska i przerwaniem meczu. Piłkarze chwilę poczekali na boisku na wznowienie gry, ale w końcu sędzia nakazał obu ekipo zejść do szatni. Trzeba przyznać, że przerwa w grze pomogła gościom, którzy przejęli inicjatywę”.

Przejęli i choć nie grali najlepiej, zdobyli dwie bramki i wygrali. Oprócz Legii i wspomnianej wcześniej Olimpii oraz Arki, w ćwierćfinałach zagrają jeszcze: Górnik Łęczna, Lech Poznań, Raków Częstochowa, Wisła Kraków i ktoś z pary Piast Gliwice - Górnik Zabrze (ich mecz przełożono ze względu na epidemię koronawirusa w ekipie Piasta). Oglądajcie na wiosnę rywalizację w Pucharze Polski, bo naprawdę warto.

▬ ▬ ● ▬