Witaj w klubie!

Arsenal prowadzony przez Arsene Wengera przegrał z Chelsea aż 0:6. Wynik szokuje, choć gdy spokojnie przeanalizuje się wyniki innych trenerów, już mniej.

Czy ktoś jeszcze pamięta czego domagali się kibice Arsenalu pod koniec lata? Chcieli natychmiastowej dymisji Wengera po porażce na własnym stadionie z Aston Villą na inaugurację nowego sezonu. Później zmienili zdanie o sto osiemdziesiąt stopni, gdy Arsenal stał się liderem Premier League. Zaczął regularnie lać rywali, ponosząc pierwszą porażkę dopiero w listopadzie w wyjazdowym spotkaniu z Manchesterem United.

Trudno było tłumaczyć dobrą grę wyłącznie transferem pod koniec sierpnia  Mesuta Özila. Choć na pewno był to wyjątkowo udany, ale i wyjątkowo drogi (jak na Arsenal) zakup, opłacił się bardzo. Słowa krytyki przycichły, skoro londyńczycy liderowali w lidze, stając się jednym z głównych kandydatów do mistrzostwa. Po klęsce na Stamford Bridge przyjdzie im raczej oglądać plecy rywali (Manchester City, Chelsea, Liverpool). Choć Arsenal zachował jeszcze teoretycznie szanse na tytuł. Traci do prowadzącej Chelsea aż siedem punktów, ale ma do rozegrania jeden mecz więcej. Do końca sezonu jeszcze osiem, z czego aż pięć na własnym stadionie. Jeśli wygra ten drugi w kolejności z Manchesterem City, to kto wie…

Ale jeśli w kolejnym sezonie londyńczycy nie zdobędą żadnego trofeum, czy odezwą się głosy, że Wenger jednak do niczego się nie nadaje? Może kibice znów będą go chcieli zwalniać? Zastanawiam się tylko dlaczego szefowie klubu zaproponowali mu ostatnio podwyżkę o milion funtów. Tyle wielu chciałoby zarobić przez całe życie. Francuz jednak pazerny nie jest i, jak przeczytałem, propozycję odrzucił. Zostanie jednak w klubie z pensją 7,5 miliona funtów!

Wenger pracuje w Arsenalu od września 1996 roku! Jak na ironię w swoim tysięcznym meczu na trenerskiej ławce w tym klubie został rozbity w pył przez lokalnych rywali. Trudno byłoby wymyślić większy koszmar dla uczczenia podobnego jubileuszu. Trudno się też dziwić, że sobotnią klęskę Wenger nazwał jednym z najgorszych dni w swojej karierze.

Dodał jeszcze, że bierze za ten wynik pełną odpowiedzialność. Zachował się więc z klasą nie zrzucając winy na piłkarzy. Choć to tylko i wyłącznie słowa. Bo jak trener może wziąć pełną odpowiedzialność za spóźnioną interwencję obrońcy czy błąd bramkarza, skoro wystawił na mecz najlepszych zawodników jakich ma w klubie? 

Wengerowi można tylko powiedzieć – witaj w klubie! Chyba każdy trener musi coś podobnego w karierze przeżyć. Czym wyższy poziom, tym klęski bardziej bolą i są dłużej wypominane. Przecież Sir Alex Ferguson przeżył katastrofę 1:6 na Old Trafford w derbach Manchesteru, co słusznie nazwał najgorszym dniem w swoim życiu. A wkrótce i tak postawiono mu tam pomnik. Jose Mourinho, którego Chelsea rozgromiła w sobotę Arsenal, dostał baty w El Clasico, gdy Barcelona rozbiła jego Real aż 5:0 akurat w momencie, gdy wydawało się, że to drużyna z Madrytu jest wyjątkowo silna.

Racjonalnie tych rezultatów wyjaśnić nie sposób. Bo czy banalne – taka jest właśnie piłka – wystarczy? Być może niewinnie brzmiące określenie „dyspozycja dnia” jest jedyną rozsądną próbą rozwiązania z pozoru nierozwiązywalnych zagadek...

Tak przy okazji, wypadałoby jednak pogratulować Wengerowi tysięcznego meczu w Arsenalu. Wytrzymać tak długo w tak znanym klubie? Czapki z głów. I to bez względu na sobotni wynik.       

▬ ▬ ● ▬