Właściwie dlaczego nie on?

Łukasz Fabiański zaliczył niezwykle udany występ w Premier League. Kolejny w tym sezonie. Kolejny w kończącym się roku. Dlatego pomyślałem, że…

Był bardzo chwalony za mecz z Southampton. Obejrzałem najciekawsze fragmenty. Obronił kilka strzałów w stylu, dzięki któremu zapamiętuje się bramkarza. W lecie przeszedł ze Swansea do West Ham United i stał się mocnym punktem drużyny z Londynu. Już kolejny raz po ligowej kolejce słyszę komplementy na jego temat.

Ale przez pierwsze pół roku też trudno było narzekać na formę Fabiańskiego. Jeszcze jako bramkarz drużyny z Walii robił co mógł, by utrzymać ją w Premier League. Choć spadła z ligi, plasował się w ścisłej czołówce ligowych bramkarzy, biorąc pod uwagę wszelkie statystyki. Zresztą gdyby grał słabo, czy stałby dziś między słupkami West Hamu?

Fabiański przez wiele lat był zawodnikiem Arsenalu. Teraz już chyba nie ma wątpliwości, że co najmniej o kilka za długo. Gdy w końcu przeniósł się do Swansea, zaczął grać regularnie i szybko udowodnił, że na to zasługuje. Wcześniej przytrafiały mu się wpadki, które niestety często stają się normą w przypadku tych wskakujących do bramki od przypadku do przypadku.

Gdy obserwuję Fabiańskiego dochodzę do wniosku, że przez lata przyzwyczaiłem się do jego obecności jako kogoś w tle. No bo czy ktoś kiedyś traktował go jako potencjalną gwiazdę reprezentacji? Zawsze pojawiało się najwyżej stwierdzenie, że „o obsadę bramki możemy być spokojni”. Co do tego, kto – Wojciech Szczęsny czy Fabiański (a wcześniej jeszcze Artur Boruc) – powinien wyjść w podstawowym składzie, zdania były już podzielone.

W roku, w którym reprezentacja Polski została przeczołgana przez rodzime media po swoich występach, mniejszej lub większej krytyce poddano właściwie wszystkich zawodników. Uświadomiłem to sobie, gdy „France Football” przyznawał nagrodę „Złotej Piłki”. Zacząłem się wtedy zastanawiać, kto może rozstać wybrany piłkarzem roku w Polsce? Pytane jak najbardziej zasadne, bo stawiane na początku grudnia, zaledwie kilka tygodni przed końcem tego roku.

Po pierwsze, jakie kryteria przyjąć? Występy w reprezentacji raczej nie mogą stanowić głównego czynnika decydującego o wyborze. Bo skoro w poprzednich latach seriami wygrywał Lewandowski, w lecie potwornie (niesprawiedliwie!) skopany w mediach jako najgorszy polski zawodnik na mistrzostwach świata, więc raczej w tym roku niekoniecznie należałoby się spodziewać jego zwycięstwa. Choć dla mnie to nadal najlepszy polski piłkarz.  

Kamil Glik, który był w ostatnich latach zawsze wymieniany zaraz po Lewandowskim, udanego roku niestety nie zaliczył. Udanego na tyle, by wybrać go najlepszym piłkarzem w ojczyźnie. Do występów reszty było z reguły znacznie więcej zastrzeżeń niż pochwał.

I wtedy przyszedł mi do głowy Fabiański. Bo właśnie ktoś znów go chwalił za niezwykle udany występ w barwach West Hamu United. Nie przypominam sobie jego wielkich wpadek w meczach reprezentacji. W jednej z najsilniejszych lig na świecie radzi sobie znakomicie. Radził sobie nawet wtedy, gdy jego drużyna grała fatalnie na początku sezonu. Teraz systematycznie pnie się w górę, także dzięki dobrej grze Polaka.

Nigdy nie było z nim problemów poza boiskiem. Zawsze sprawiał na mnie wrażenie normalnego człowieka, który zachowuje się racjonalnie i tak zachowywać będzie bez względu na okoliczności.

Nie wiem, czy Fabiański zasłużył na tytuł piłkarza roku w Polsce. Ale w wyjątkowo mizernym roku dla polskiej piłki moim zdaniem zasłużył, by znaleźć się w gronie nominowanych do takiego tytułu. Uwagę tę dedykuję wszystkim organizatorom rankingów i plebiscytów, wynikami których będziemy pewnie za chwilę zasypywani przez rodzime media.  

▬ ▬ ● ▬