2017-05-13
Wniosek raczej zbyt optymistyczny
Od pewnego czasu intryguje mnie pewien fakt. Od czwartku wręcz obsesyjnie. Dlatego próbowałem znaleźć odpowiedź na jedno pytanie.
Poznaliśmy finalistów dwóch europejskich pucharów, choć to puchary oficjalnie mające w nazwie słowo „liga”. W finale Ligi Mistrzów na początku czerwca zagrają - Real Madryt i Juventus Turyn. Hiszpanie trzeci raz w ostatnich czterech latach. Włosi drugi raz w ostatnich trzech.
Żadna więc niespodzianka, chyba więc rywalizacja powoli staje się nudna. Głównie dla kibiców nie związanych emocjonalnie z żadnym z tych klubów. Na pewno nie dla księgowych w Madrycie i Turynie liczących wpływy z uczestnictwa w prestiżowych rozgrywkach.
Wytypowanie finalistów Ligi Mistrzów przed rozpoczęciem kończącego się sezonu nie było zadaniem niemożliwym. Zupełnie inaczej z Ligą Europejską. Kto obstawiał, że pod koniec maja w Sztokholmie zagrają – Manchester United i Ajax Amsterdam? Anglicy uważani byli za jednego z faworytów rozgrywek. Ale Holendrzy?
Temat Ajaksu był w Polsce przerabiany na wszelkie sposoby na początku roku. Zresztą drugi raz w ostatnich trzech latach. Oczywiście z powodu meczów w 1/16 finału rozgrywek z Legią. Dlatego gdy potem przechodził kolejne rundy, a szczególnie awansował do finału, jego wyniki były dla mnie wyjątkowo intrygujące.
Przypomniałem sobie od razu opinie pojawiające się w polskich mediach od grudnia do stycznia, czyli od wylosowania rywali z Holandii do meczów z nimi. I coś mi się nie zgadza. Ajax to jeden z najsłynniejszych klubów piłkarskich na świecie. Ale ostatni raz grał w finale ważnych rozgrywek (Ligi Mistrzów) ponad dwadzieścia lat temu. Gdy więc trafił na Legię wcale nie odosobnione były głosy w stylu – jak nie teraz, to kiedy? Albo – na pewno jest w naszym zasięgu. Zdecydowanie bardziej niż dwa lata wcześniej, kiedy w tych samych rozgrywkach sprawił Legii tęgie lanie.
Choć Ajax okazał się lepszy, to tylko jedną bramką w bilansie obu meczów. Skoro teraz dotarł do finału, warto zadać pytanie – czy Legia jest już tak silna, że przynajmniej próbowała prowadzić równorzędną walkę z mocną drużyną?
Pytanie równie intrygujące, jak nielogiczne, jeśli przeanalizuje się fakty. Bo jak to jest, że Ajax będzie walczył w finale z angielską potęgą, a w Legii (w całej Ekstraklasie zresztą też) za gwiazdę robi zawodnik, dla którego brakowało miejsca w przeciętnym prowincjonalnym angielskim klubiku?
Powyższe pytanie i inne związane z tym tematem intrygują mnie właśnie od wielu tygodni wraz z pokonywaniem przez Ajax kolejnych rund Ligi Europejskiej. Fajnie by było napisać, że Legia jest już zespołem europejskiej klasy, skoro odważnie walczyła z Holendrami. Co prawda nie są to finaliści Ligi Mistrzów, tylko jej znacznie gorszej odmiany, ale mimo wszystko są.
Niestety nie zdobędę się na taką refleksję, bo uważam ją za naciąganą. Jedyne logiczne wyjaśnienie przychodzące mi do głowy jest następujące - Ajax grający wtedy z Legią był w dołku. Nie za dobrze spisywał się też w lidze holenderskiej. Wydawało się, że Legia mogła go ograć, ale tylko się wydawało. Żadnego realnego zagrożenia pod bramkę (szczególnie w rewanżu), bowiem nie stwarzała.
Potem, czyli już po wyeliminowaniu mistrza Polski, Ajax zaczął grać coraz lepiej. I w Eredivisie, i w Lidze Europejskiej. Efekt jest taki, że ciągle ma szanse na mistrzostwo Holandii, bo odrobił sporą stratę do Feyenoordu, i ma oczywiście szansę na trium w Lidze Europejskiej.
Choć pewnie tuż przed meczem w Sztokholmie pojawią się głosy, że Legia była o włos od wyeliminowania finalisty rozgrywek...
▬ ▬ ● ▬