Wybrakowany odrzut ze sportów walki

Fot. Trafnie.eu

Obejrzałem toksyczny mecz z udziałem najlepszego piłkarza na świecie, po którym ciągle czuję niesmak. Na szczęście szybko znalazłem coś na odtrucie.

Rywalizacja o trzecie miejsce w Copa America była niestety wydarzeniem tylko związanym z piłką nożną. W praktyce przypominała spotkanie sfory bulterierów ze sforą pitbulli. Jedni i drudzy od pierwszej sekundy skoczyli sobie do gardeł.

Teoretycznie powinien to być mecz na wysokim poziomie, bo w drużynach Argentyny i Chile występowało przecież wielu dobrych zawodników, a wśród nich najlepszy na świecie, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, Lionel Messi.

Niestety stał się jednym z antybohaterów, ponieważ dał się sprowokować kolesiowi wyglądającemu jak wybrakowany odrzut ze sportów walki. Nazywa się Gary Medel i jest obrońcą reprezentacji Chile. Próbował odebrać Messiemu chęć do gry wszelkimi możliwymi sposobami. Tak skutecznie, że ten wdał się z nim w przepychankę po jednym ze starć. I paragwajski sędzia Mario Diaz de Vivar obu wyrzucił z boiska jeszcze w pierwszej połowie.

Właściwie każda akcja, każda walka o piłkę była wypadkową brutalności, cwaniactwa i marnego aktorstwa czerpiącego wzorce z jakiś filmików nie mieszczących się już w żadnych kategoriach czy skali. I po każdym gwizdku sędziego jedni i drudzy całym stadem podbiegali do sędziego pyskując ile się da, by wywrzeć na nim presję. Więcej było gadania i przepychania, niż kopania piłki. Jeden wielki koszmar w toksycznych oparach.

Chilijski gwiazdor Arturo Vidal obwiniał po meczu za wszystko sędziego, ponieważ ten rzekomo próbował za wszelka cenę być najważniejszy na boisku. Już większej głupoty nie mógł wymyślić! Gdybym ja prowadził ten mecz pewnie by się skończył jeszcze przed przerwą, bo wyrzuciłbym z boiska z połowę zawodników. A skończył się w regulaminowym czasie tylko z siedmioma żółtymi i dwoma czerwonymi kartkami, jeśli dobrze policzyłem.

Po końcowym gwizdku i zwycięstwie Argentyny 2:1 na ceremonii dekoracji nie pojawił się Messi. Miał w ten sposób zaprotestować przeciwko brakowi szacunku. Użył przy tym określenia o „spektaklu zepsucia”. Wyjątkowo trafnego, choć podejrzewam, że nabrało takiego wyrazu zupełnie wbrew jego intencjom. Bo to nie sędzia odpowiadał za scenariusz owej farsy i antypropagandy futbolu, ale grupa bezrefleksyjnych grajków z obu drużyn.
Następnego dnia dostałem odtrutkę. Był nią finał mistrzostw świata kobiet. Amerykanki grały z Holenderkami wygrywając 2:0. Prawie sześćdziesiąt tysięcy widzów na stadionie w Lyonie i atmosfera fiesty na trybunach.

Na boisku z pewnością nie, bo dziewuchy walczyły twardo, ale czysto. Żadnej brutalności, żadnej nawet próby „przyaktorzenia”. Jakby mnie ktoś nagle wystrzelił do innej piłkarskiej galaktyki.

Oczywiście największe gwiazdy, Alex Morgan czy Megan Rapinoe, trudno porównywać z Messim. Trzeba jednak przyznać, że kobieca piłka zrobiła w ostatnich latach gigantyczne postępy. Dlatego mecz obejrzałem z przyjemnością i dzięki temu mogłem odreagować po żenującym spektaklu w wykonaniu południowoamerykańskich macho.

PS: W niedzielny wieczór Brazylia pokonała 3:1 Peru w finale Copa America. Pokonała po twardym, ale czystym meczu. Czyli jednak można i tam normalnie grać w piłkę nawet o najwyższą stawkę!

▬ ▬ ● ▬