Wyniki wręcz oczywiste

Fot. Trafnie.eu

Śląsk Wrocław w oficjalnym komunikacie przeprosił swoich kibiców za postawę drużyny w jesiennych meczach ligowych. Rzeczywiście bardzo słabą, ale...

We wspomnianym komunikacie, podpisanym przez kapitana drużyny Petra Pokornego, prezesa Patryka Załęcznego oraz dyrektora sportowego Rafała Grodzickiego, znalazł się między innymi taki fragment:

„Zdajemy sobie sprawę, że za nami całkowicie nieudana runda w PKO BP Ekstraklasie. W imieniu klubu chcemy Was przeprosić za to, jak dużo przyniosła Wam ona rozczarowań, a jak mało powodów do radości, na którą zasługujecie”.

W sobotę Śląsk podejmował w zaległym spotkaniu Radomiaka i znów przegrał, tym razem 1:2, kończąc pierwszą część sezonu na ostatnim miejscu w tabeli z dorobkiem zaledwie 10 punktów. Przed rokiem miał 41 punktów (przy jednym meczu rozegranym więcej) i był liderem! Dlatego jego jesienne wyniki są namiętnie komentowane. Dominuje w nich zdziwienie, że drużyna zanotowała taki regres od końca ubiegłego sezonu zakończonego zdobyciem tytułu wicemistrzowskiego. Jagiellonia Białystok, mistrz Polski, wyprzedziła Śląsk tylko dzięki korzystniejszemu bilansowi bezpośrednich meczów.

Przesadziłbym twierdząc, że takiego miejsca wrocławskiej drużyny się spodziewałem po pierwszej części trwającego sezonu. Ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że jej słabe wyniki nie są dla mnie aż takim zaskoczeniem jak dla zdecydowanej większości rodaków. Wręcz spodziewałem się „zjazdu”, choć nie wiedziałem tylko jak mocnego.

Żeby lansowana teoria nie wyglądała na efekciarską, przypomnę co stanowiło jej podstawę. Analizując wyniki różnych drużyn na przestrzeni wielu sezonów zdefiniowałem pewne zjawisko, opisując je przed dwoma laty:

„Zagadnienie jest naprawdę frapujące, że można się na nim śmiało habilitować. Często się bowiem zdarza, że drużyna, teoretycznie bez wielkiego potencjału, niespodziewanie spisująca się znacznie lepiej niż oczekiwano w danym sezonie, w następnym zaczyna mocno dołować”.

Zagadnieniem zajmowałem się ponownie, dowodząc, że:

„Niemal w każdym sezonie w któreś lidze pojawia się rewelacyjnie grający zespół. Nikt tego nie oczekiwał, więc jego wyniki są trudne do wytłumaczenia, co w skrajnych przypadkach, jak właśnie z Leicester City w sezonie 2015/16, kończy się zdobyciem tytułu. W pozostałych rewelacja rozgrywek zajmuje miejsce i tak ponad stan swoich możliwości i potencjału.
To apogeum procesu, który przypomina wykres sinusoidalny. Jak bardzo krzywa odbiła ponad miarę w górę, tak samo zaczyna zmierzać w przeciwnym kierunku. Zamiast walki o mistrzostwo zaczyna się walka o utrzymanie w następnym sezonie, a czasami jeszcze pod koniec tego samego”.

Śląsk jest tego idealnym przykładem. Tytuł wicemistrzowski był zupełnie niespodziewany i wywalczony ponad stan, bo przecież rok wcześniej uratował się przed spadkiem, a już na wiosnę w tym roku zaczął grać słabiej. Podobnym przykładem był ostatnio choćby niemiecki Union Berlin - awans do Ligi Mistrzów i rozpaczliwa obrona przed spadkiem z Bundesligi w kolejnym sezonie.

W przypadku Śląska na ostatnie wyniki wpłynął jeszcze jeden ważny czynnik. Drużyna została w nowym sezonie poważnie osłabiona. Jeszcze przed jego rozpoczęciem odeszła jej największa gwiazda i król strzelców Ekstraklasy (19 bramek), Hiszpan Erik Expósito, a na początku rozgrywek jeszcze dwaj kolejni kluczowi pomocnicy: Nahuel Leiva, Hiszpan z argentyńskimi korzeniami, oraz Duńczyk Patrick Olsen.

Gdy się to wszystko weźmie pod uwagę, słabe wyniki Śląska w jesiennej części obecnego sezonu wydają się wręcz… oczywiste. Przynajmniej dla mnie. Choć każdy ma naturalnie prawo, by posiadać inne zdanie w tej kwestii.

▬ ▬ ● ▬