2019-03-15
Wyniki znów ponad stan
Dziś przypada dziewięćdziesiąta ósma rocznica powstania Rakowa Częstochowa. To tylko jeden z pretekstów, by poświęcić kilka słów temu klubowi.
Można powiedzieć, że zaledwie z dwudniowym przyspieszeniem sprawił sobie urodzinowy prezent. Bo takim był niewątpliwie środowy awans do półfinału Pucharu Polski po pokonaniu w dogrywce w ćwierćfinale Legii Warszawa.
Choć Raków występuje tylko w drugiej lidze, jedynie nazywanej pierwszą, nie jest to dla niego największy sukces. Już awansował do finału Pucharu Polski w 1967 roku, czyli przed ponad pół wiekiem, więc niewielu ów fakt pamięta.
Miałem za to okazję obejrzeć kiedyś w Częstochowie zmagania tej drużyny w pierwszej lidze, którą wtedy jeszcze tak zamiennie nazywano, a nie wyłącznie Ekstraklasą. Było to w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy przez cztery sezony Raków w niej występował.
Niestety już nie pamiętam z kim wtedy grał. Pamiętam za to skromny stadionik z budynkiem klubowym na zapleczu z charakterystyczną architekturą z wczesnych lat powojennych. Przypomniałem sobie o tym czytając przed kilkoma dniami wywiad z Jackiem Magierą, trenerem reprezentacji Polski do lat 20, który tak opisuje obiekt w Częstochowie (za: przegladsportowy.pl):
„Nic się nie zmienił od ponad 20 lat. Z właścicielem klubu i prezesem Cyganem zawsze oglądam spotkanie w „Sky boksie”– to miejsce stojące za trybuną VIP. Niestety, obiekt to wstyd na całe miasto. Nie ma stadionu z prawdziwego zdarzenia, na którym można przyjmować zespoły z ekstraklasy. W ubiegłym roku zainstalowano sztuczne oświetlenie i wszyscy w Częstochowie się cieszyli, a przecież to norma od dawna. Gdyby obiekt mieścił 15 tys. widzów, byłby wypełniony do ostatniego krzesła”.
Urodzony w Częstochowie Magiera jest jednym z najbardziej znanych wychowanków klubu. Chyba sentymentem do niego należy tłumaczyć fakt, że trochę go poniosło. Bo gdyby rzeczywiście piętnastotysięczne trybuny były wypełnione do ostatniego miejsca, dlaczego te projektowane pomieszczą tylko sześc tysięcy widzów? W planach jest bowiem budowa nowego stadionu. Niestety na klubowej stronie znalazłem niepokojące zdanie:
„W chwili obecnej trwają prace nad pozyskaniem środków finansowych na modernizację Miejskiego Stadionu Piłkarskiego »Raków«”.
Trzeba wreszcie nadmienić, właściwie powinienem od tego zacząć, że rozmawiamy o drużynie, która jest o krok od awansu do Ekstraklasy. Jako lider, przed zaplanowaną na weekend 24. kolejką, miała aż czternaście punktów przewagi nad rywalami z trzeciego i czwartego miejsca, którzy mogą jej w tym awansie jeszcze przeszkodzić. Ale co dalej?
Wyjaśnia prezes klubu Wojciech Cygan: (przegladsportowy.pl):
„Miasto ogłosiło przetarg na opracowanie dokumentacji kosztorysowo-projektowej. Po jego rozstrzygnięciu czeka kolejny – na wykonawcę. Przez procedury i rzeczy związane z terminami oddania dokumentacji przetarg może rozstrzygnąć się w czerwcu lub lipcu. Liga startuje w lipcu. W tym czasie możemy nie mieć podgrzewanej murawy i odpowiedniego zadaszenia na trybunach. Zakładamy, że kilka lub kilkanaście meczów rozegramy na stadionie zastępczym”.
Prezes zdradza, że prawdopodobnie w Sosnowcu:
„Umowy na razie nie podpisaliśmy. Procedura licencyjna dotycząca I ligi dopiero przed nami, a ta z ekstraklasy jest jeszcze dalej. Z zarządcą stadionu w Sosnowcu spotkamy się po rozstrzygnięciu pierwszego przetargu w Częstochowie”.
Czyli na mecze „u siebie” kibice będą musieli jeździć prawie siedemdziesiąt kilometrów. Dramat! Taki sam, jak przed dwoma laty z Sandecją Nowy Sącz, która po awansie do Ekstraklasy ani razu nie zagrała na własnym stadionie, nie spełniającym wymogów licencyjnych.
Płynie z tego prosty wniosek, że znów w historii polskiej piłki mamy do czynienia z drużyną, której wyniki przerastają realia w jakich funkcjonuje. Zamiast tworzyć laurkę o Rakowie, muszę się więc zastanawiać, czy nie spotka go taki sam los jak przed rokiem Sandecji.
▬ ▬ ● ▬