Zagadka do rozwiązania

Fot. Trafnie.eu

Z zalewu codziennych informacji transferowych największe wrażenie zrobiła na mnie ta, że jednego transferu nie będzie, choć jeszcze niedawno miał być.

Rzecz dotyczy Garetha Bale’a i jego przyszłości w Realu Madryt. Przyznam, że najpierw uważałem go za kolejny idealny przykład genialnego wyrobnika. Kolejny, czyli taki, jak David Beckham – piłkarz perfekcyjnie wykonujący pewne schematyczne zagrania (dośrodkowania, rzuty wolne), nie potrafiący jednak wznieść się ponad określony poziom, by uznać go za gwiazdę z absolutnie najwyższej półki. Potem jednak stopniowo zacząłem zmieniać zdanie, by zachwycać się nim podczas EURO 2016:

„Na pewno Walijczycy nie są wirtuozami futbolu, oczywiście poza jednym grajkiem, szalejącym Garethem Bale. Technika, szybkość, strzał, przegląd pola - patrzenie na niego stanowi przyjemność. Czy to jeden z kandydatów na najlepszego zawodnika turnieju? A dlaczego nie?”

Był najlepszym zawodnikiem prawdziwej rewelacji turnieju, bo na boisku był praktycznie wszędzie. Jako skrzydłowy mijał na pełnej szybkości rywali, by dośrodkowaniem wypracować pozycję do strzelenia bramki. A po chwili jako boczny obrońca wybijał piłkę na wysokości swojego pola karnego. Za moment jako rozgrywający budował akcję swojego zespołu prostopadłym podaniem, by skończyć ją soczystym strzałem. I szybko potrafił się cofnąć, by jako defensywny pomocnik odebrać piłkę przeciwnikom.

Jak to możliwe, że nie znalazł się nawet w jedenastce turnieju oficjalnie ogłoszonej przez UEFA? Uważałem wtedy, uważam i dziś, że to niebywały skandal.

Po raz ostatni Bale błysnął podczas ubiegłorocznego finału Ligi Mistrzów, gdy został wybrany piłkarzem meczu. Trudno się dziwić, skoro strzelił dwie bramki, do tego jedną rzadkiej urody, bo przewrotką. Niby podsumował swój występ stwierdzeniem, że „marzenia się spełniają”, choć jednocześnie zaczął się skarżyć. Chciał regularnie grać w podstawowym składzie Realu. Gdy na konferencji prasowej po meczu wręczano mu nagrodę przyznał, że nie wie jeszcze, czy zostanie w klubie:

„Muszę porozmawiać ze swoim agentem”.

Został, choć ta konferencja i padające na niej zdania stanowiła zapowiedź kolejnego sezonu, dla Bele’a wręcz koszmarnego. Stanowi on żywe potwierdzenie medialnej tezy, że porażka jest znacznie ciekawsza od sukcesu. Dlatego przez ostatnie pół roku przeczytałem o Walijczyku więcej tekstów niż przez poprzedzające je kilka lat.

Że stroni od alkoholu. No to jak wcześniej przetrwał w Anglii, gdzie wielkie wyjazdowe popijawy, zwane Christmas Party, są jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu w każdej klubowej szatni?

Że w Hiszpanii nie pójdzie nawet z kumplami z drużyny na kolację, bo o jedenastej wieczorem musi już leżeć w łóżku. No to jak chce funkcjonować w kraju, w którym o tej porze zaczyna się dopiero życie?

Że przez kilka lat nie nauczył się hiszpańskiego. No to podsumował go nawet młokos Paweł Bochniewicz, który miałby poważne problemy, by powstrzymać go na boisku. Polski obrońca stwierdził niedawno w wywiadzie, że nie wyobraża sobie, by jak Walijczyk przez pięć lat występów w Realu nie nauczył się hiszpańskiego, bo przez taki okres można się nauczyć każdego języka.

Pewnie, że można, szczególnie gdy ucznia stać na najlepszego nawet nauczyciela. Jak podał na wiosnę „France Football” Bale jest piątym najlepiej opłacanym piłkarze świata z zarobkami brutto za sezon w wysokości 40,2 miliona euro!!!

Gdy na stołek trenerski wrócił Zinedine Zidane wydawało się, że sytuacja staje się klarowna. Zaczęły pojawiać się coraz częściej informacje dotyczące Walijczyka. Że na pewno odejdzie po sezonie, że cena już ustalona, że Francuz nie chce piłkarza, który jest wygwizdywany nawet przez własnych kibiców w Madrycie…

I właśnie przeczytałem, że jednak zostanie w klubie. To jeszcze nic w porównaniu z użytą na tę okoliczność argumentacją (za: wp.pl):

„Mam jeszcze 3 lata kontraktu. Jak chcą, żebym odszedł, niech zapłacą po 17 milionów netto za każdy rok. A jak nie, to ja tu zostaję. Nawet jeśli mam grać tylko w golfa, będę grać w golfa - cytowano Bale'a w hiszpańskiej prasie”.

Czy rzeczywiście jest typem ekscentryka, który w wolnych chwilach woli oglądać uderzenia golfowych mistrzów zamiast pięknych bramek strzelanych przez futbolowe gwiazdy? Czy rzeczywiście piłka nożna jest dla niego tylko wykonywanym zawodem, do którego podchodzi bez zbędnych emocji?

Dla mnie pozostaje zagadką. Szkoda, że nie potrafię jej rozwiązać, bo może wtedy mógłbym znów oglądać go w akcji w wyśmienitej formie, jak podczas EURO 2016?

▬ ▬ ● ▬