2014-08-08
Żałoba zamiast euforii
Historia tragikomiczna, aż niewiarygodna. Zamiast Ligi Mistrzów za karę wyprawa do Azji. To Legia. A Ruch? Wiem z kim zagra, ale nawet nie wiem gdzie.
Pamiętam euforię związaną z przyznaniem Polsce prawa organizacji finału Ligi Europejskiej w 2015 roku. Jeszcze kilka lat wcześniej nikt nie miałby odwagi o tym pomyśleć. Trudno było przecież znaleźć stadion, na którym bez wstydu mecz eliminacyjny mogłaby rozegrać reprezentacja Polski. Właśnie odbyło się losowanie ostatniej rundy kwalifikacyjnej rozgrywek, których finał zobaczymy w Warszawie. A w tej Warszawie zamiast dumy i radości żałoba...
Moje wczorajsze nadzieje na (wyłącznie) burzę w szklance wody związane ze „sprawą Bereszyńskiego” okazały się niestety płonne. Po przeanalizowaniu informacji liczyłem jednak na łagodniejszy wymiar kary. Nie dlatego jednak, jak niektórzy próbowali żałośnie dowodzić, że Bereszyński zagrał tylko kilka minut, więc nie miał wpływu na wynik meczu.
Z prawnego punktu widzenia nie ma znaczenia – zagrał 90 sekund czy 90 minut. Ze swoją wiedzą prawnika-amatora liczyłem na okoliczność łagodzącą z innego powodu. Bereszyńskiego oficjalnie nie zgłoszono do drugiej rundy rozgrywek. Skoro więc zgłoszono do pierwszej, miałem nadzieję, że zostanie to potraktowane jako dowód niedopatrzenia, a nie złej woli. Dalej pozostawał przecież piłkarzem Legii i odcierpiał za czerwoną kartkę także w trzecim meczu (tym z Celtikiem w Warszawie).
Dlatego miałem nadzieję na karę wyłącznie finansową. Na taki precedens (podobny przypadek piłkarza Debreczynu z 2010 roku) i karę 15 tysięcy franków powoływały się wszystkie polskie media. UEFA okazała się jednak bezwzględna. Przyznała Celtikowi walkower 3:0, co oznaczało dla Legii grę w ostatniej fazie eliminacji, ale Ligi Europejskiej. Twarde prawo, ale prawo. Trochę jestem zdziwiony, że aż tak twarde.
Można oczywiście dorobić do tego teorię spiskową. Można też próbować dochodzić swych praw przed Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie. Nie sądzę jednak, by to przyniosło jakiś skutek. UEFA zawsze się wybroni, skoro zdecydowała się na jedną z opcji ustanowionego przez siebie prawa. Nie ma więc podstaw, by jej zarzucić złamanie prawa.
Dobrze, że w Legii zdają sobie sprawę z tego co się stało. Choć stawianie na szybko szubienicy przy Łazienkowskiej nie ma sensu. Muszę pochwalić prezesa Leśnodorskiego, co przychodziło mi zawsze raczej ciężko. Zachował się jak facet z jajami, przyznając: „Zawiodłem”. Niby jedno słowo, ale najłatwiej poznać człowieka właśnie w najtrudniejszych momentach, gdy się wszystko pieprzy. A z takim przypadkiem mamy niewątpliwie do czynienia.
Lepiej teraz przestać liczyć stracone pieniądze. Jeden z portali związanych z Celtikiem napisał, gdy tylko pojawiła się informacja o „sprawie Bereszyńskiego”, że za awans do ostatniej rundy eliminacji Ligi Mistrzów Legii należy się 1,8 miliona funtów (około 9 mln zł). Nie mam zamiaru tego sprawdzać. I na tym bym poprzestał.
Bardziej rozsądni zauważyli, zanim zaczęło się zamieszanie, że Legia jeszcze do fazy grupowej LM nie awansowała. Teraz niech się skupi na walce o to samo w Lidze Europejskiej, której finał odbędzie się kilka kilometrów od Łazienkowskiej.
Jej rywalem będzie Aktobe, drużyna z Kazachstanu. Za grzech niedopatrzenia czeka ją więc wyprawa do Azji. Aktobe to nie takie „ogórki” jak się niektórym wydaje. W poprzedniej rundzie przegrali rywalizację w eliminacjach do Ligi Mistrzów z dobrze Legii znaną Steauą tylko jedną bramką.
Ich kameralny stadion wygląda zachęcająco - nowy obiekt typowo piłkarski z czterema trybunami blisko boiska. Tylko grać i wygrywać. Żeby wygrać trzeba jednak mieć głowy, nie tylko nogi, w Lidze Europejskiej! Czego piłkarzom Legii życzę.
Na stadionie drugiego rywala polskiej drużyny byłem w październiku przy okazji meczu reprezentacji. Wygląda znacznie okazalej niż ten w Aktobe. Był przecież areną EURO 2008. Minęły zaledwie dwa lata od tej imprezy, dla Ukrainy niestety tragiczne. Dlatego nie wiem gdzie zagra Ruch ze swoim rywalem w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Europejskiej - Metalistem Charków. Ostatnio o Charkowie słyszałem głównie przy okazji odlatujących z miejscowego lotniska do Holandii ciał ofiar z zestrzelonego samolotu pasażerskiego malezyjskich linii.
Trudno mi sobie wyobrazić, by tam normalnie grać teraz w piłkę. Tak jak trudno mi ocenić, co może obecnie prezentować drużyna Metalista. Co z niej zostało po wojnie na wschodzie Ukrainy? Jeszcze przed rokiem nie dałbym Ruchowi żadnych szans.
Jedno jest pewne. Oba mecze się odbędą, choć ciekawy jestem bardzo gdzie ten wyjazdowy dla Ruchu.
▬ ▬ ● ▬