Zazdrościć czy współczuć?

Takie informacje zawsze odbieram z niepokojem. Chyba tylko ja, skoro przekazywane są przez rodzime media bez najmniejszej obawy.

To informacje z gatunku – młody polski piłkarz podpisał kontrakt ze sławnym klubem. W tym wypadku chodzi o Mateusza Musiałowskiego. W piątek Liverpoool FC poinformował oficjalnie, że pomocnik, który w październiku skończy osiemnaście lat, podpisał z tym klubem profesjonalny kontrakt obowiązujący do końca czerwca 2024 roku.

O Musiałowskim zrobiło się głośno, gdy otrzymał nagrodę za zdobycie w meczu z Newcastle United w rozgrywkach do lat 18 bramki roku, mijając po drodze dryblingiem połowę drużyny rywali. Miał się nią zachwycać menedżer zespołu seniorów Jürgen Klopp. W rodzimych mediach jest nazywany „mega talentem”, „rewelacyjnym siedemnastolatkiem” czy „polskim Messim”.

W czym więc problem, na czym polega mój niepokój? Na tym, że czym większy klub podpisuje z młodym Polakiem kontrakt, tym większe mam obawy. Bazują one na solidnych podstawach nie dotyczących tylko losów rodaków. Doświadczenie uczy, że do tych najsławniejszych drużyn potrafią się przebić z zespołu juniorów tylko piłkarze naprawdę wybitni.

Bo tylko ktoś taki już w młodym wieku potrafi wejść do seniorów i nie odstawać od pod żadnym względem. A tylko to gwarantuje, że za chwilę nie zostanie odstawiony na bok, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak. W takich klubach jak Liverpool nie ma czasu na błędy i naukę. Musisz być pd razu gotowy do gry, albo wypadasz.

Zacząłem szukać w pamięci polskich zawodników, którzy w równie wielkim klubie potrafili przebić się z juniorów do seniorów. Na pewno Wojciech Szczęsny w Arsenalu, czyli bramkarz. Wśród zawodników z pola nikogo takiego sobie nie przypomniałem. 

Za to bez problemu znajduję odwrotny przykład. Kamil Glik zaliczył występy w młodzieżowych drużynach Realu Madryt. Oczywiście bez żadnych szans na debiut w pierwszej seniorów. Jeśli ktoś ma ochotę niech sprawdzi, ile potem zaliczył klubów zanim trafił do tego z nieco wyższej półki, czyli Torino, a później jeszcze Monaco.

Dlatego podobne informacje jak ta o Musiałowskim, raczej mnie smucą niż podniecają. Z reguły oznaczają bowiem wypożyczenie za chwilę do słabszego klubu. Dla niektórych okazuje się korzystnym krokiem, by następnie zrobić znaczący do przodu. Dla innych wieloletnią tułaczką po klubach bez debiutu w tym słynnym, który przy podpisywaniu kontraktu wydawał się wymarzonym.

Musiałowskiemu życzę, by przede wszystkim miał chłodną głowę. Następnie trochę szczęścia, a najwięcej wytrwałości. I oby okazał się wybitnym zawodnikiem, który nigdzie na wypożyczenie iść nie musi. Ale przyznam, że nie bardzo w to wierzę.

▬ ▬ ● ▬