2020-01-05
Złotouści 2019, cz. 3
W zakończonym niedawno roku działo się wiele na piłkarskich boiskach. Jednak warto z niego zapamiętać nie tylko wspaniałe akcje, ale też niektóre wypowiedzi.
Piłkarz jest jak małpa w zoo. Stoisz za kratami, robisz przewrót, potem obrót, a wszyscy wokół stoją i patrzą. Jesteś poddany codziennej ocenie, a im bardziej koncentrujesz się na tym, co mówią o tobie inni, tym masz większy kłopot z wykonywaniem zadań. Dlatego unikałem czytania gazet, nawet, kiedy miałem świadomość, że rozegrałem dobry mecz. Uciekałem od tego wszystkiego. Nie lubiłem dziennikarzy, stroniłem od udzielania wywiadów.
Kiedy skończyłem karierę, moja pierwsza myśl brzmiała, że nie chcę dłużej być w tym środowisku. Miałem dosyć piłkarskiego świata. Przez dwa lata w ogóle nie interesowałem się piłką, nie oglądałem żadnych meczów. Kiedy grałem, koncentrowałem się wyłącznie na futbolu, więc nagle miałem dużo czasu na inne rzeczy: uprawiałem motocross, robiłem zdjęcia, interesowałem się filmem.
Tomasz Łapiński, były reprezentant Polski
***
Wyzwiska słyszę już podczas rozgrzewki. Ludzie robią to często tylko po to, by potem pochwalić się kumplom, że wyzywali Peszkę. Czasem chce mi się z tego śmiać, często jeszcze bardziej mnie to motywuje, by odpowiedzieć im podczas meczu. Ale zazwyczaj nie reaguję. To jak z McDonald's. Widzę go codziennie, ale to nie znaczy, że każdego dnia w nim jadam. Jest pokusa, ale potrafię się powstrzymać. Tak samo jest z prowokacjami. Słyszę je, ale ignoruję.
Charakter tak, można nad nim zapanować, wyciszyć się. Temperamentu się nie da. Stanów pobudzenia nie da się uniknąć.
Mam takie szczęście, że nawet w drewnianym kościele cegłówka spadłaby mi na głowę. Nie jestem człowiekiem, który szuka kłopotów. Żyję jak normalnie, ale jak już zaliczam wpadkę, to spektakularną. Inni rozrabiają bardziej i nikt o tym nie wie, a ja jak już coś się dzieje, to na grubo.
Sławomir Peszko, były reprezentant Polski, zawodnik Lechii Gdańsk
***
Piłkarskim seniorem czuję się na pewno. Czas leci. Z młodych lat pozostał mi już chyba tylko wygląd. Zawodowo jestem coraz bliżej drugiej strony. Trochę szkoda, bo piłkarze mają bardzo dobre życie, tego będzie mi brakowało. Zostanie mnóstwo wspomnień. Tych fajnych, bo złe od jakiegoś czasu staram się wymazywać z pamięci. Nie ma problemów, których nie da się rozwiązać. Jeśli mamy zdrowie, to cała reszta jest sumem naszych wyborów, tego, jak chcemy prowadzić nasze życie.
W młodości zbyt emocjonalnie do wszystkiego podchodziłem, choć z drugiej strony myślę, że gdyby było inaczej, nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem. To, jak reagowałem, moja wrażliwość pchały mnie do przodu. Ale były też momenty, w których głowa hamowała mój rozwój. Gdybym był większym chamem na boisku, mogłoby być mi łatwiej.
Wiadomo, że w naszym kraju jest bardzo wiele zazdrosnych, zawistnych osób. Polskie piekiełko. Ale ja staram się wnosić do szatni pozytywną energię, emanować nią na meczach. Uważam, że ludzie to oddają. Zauważyłem, że odkąd zmieniłem podejście, mam więcej szczęścia.
Nasze środowisko w Polsce myśli, że wszystko kręci się wokół nas, sądziłem, że kiedy zagram słabe spotkanie, to 3/4 Warszawy będzie o tym rozmawiało. A tak naprawdę ta grupa jest bardzo mała. Wszyscy interesują się reprezentacją Polski, a ekstraklasą tylko mały procent. Dlatego zawalona bramka to nie koniec świata.
Jakub Rzeźniczak, obrońca Wisły Płock
***
Każdy gada, że wnioski wyciągnął, nawet jak nie wyciągnął.
Opinie docierają do mnie, gdy coś w prasie znajdzie tata. Od niego się dowiem. Był moment, że dużo czytałem. I przydarzyła się fala krytyki. Byłem sporo młodszy, mniej doświadczony i nie poradziłem sobie z tym. Dlatego wyleczyłem się z tego. Ludzie mają prawo do swojej opinii, mogą krytykować, ale nie każdemu to pomaga. Więc jak nie trzeba, to nie czytam.
Tylko głowa liczy się w piłce. Znam wielu słabych piłkarzy, którzy grają bardzo dobrze, a znam wielu świetnych piłkarzy, którzy grają bardzo słabo. Jeden spala się przed meczem albo po pierwszym nieudanym zagraniu. Inny jest pewny siebie. Idzie na całość i nawet jak przyjmie piłkę na trzy metry, to nadrobi ambicją, doskoczy do niej.
Wszystko to, co dookoła, nie ma znaczenia. Imprezy? Można robić to z głową. Iść po sezonie, nawet na tydzień. Wtedy nikt cię za to nie rozliczy. Ale jeżeli pomiędzy meczami pozwolisz sobie raz czy drugi na lampkę wina, albo po prostu zarwiesz nockę, odbiję się to na tobie. Młodzi chłopcy czują się panami świata. Pierwsze fajne pieniądze, pierwsze fajne dziewczyny, pierwsze fajne samochody.
Włącza się tryb nieśmiertelny, jak to mówią. Jesteś Bogiem, możesz wszystko.
Bardzo lubię grać, ale nie jest tak, że nie wyobrażam sobie życia bez piłki. Na pewno bym tęsknił, ale widzę siebie poza nią.
Bartłomiej Pawłowski, piłkarz Zagłębia Lubin
***
W pewnym momencie zastanawiałem się, czy gra w piłkę ma jeszcze sens. Jeździłem na treningi, nie wiedziałem, czy w futbolu jest w ogóle dla mnie miejsce. Przychodziło mi do głowy, by to wszystko rzucić. To był bardzo trudny czas, rozmyślałem o tym, że rodzice poświęcali dla mnie tak wiele, wydawali pieniądze na mój sprzęt, buty, wyjazdy, bursy, a ja się nie przebiję.
Ludzie nas oceniają, sądzą, że nas znają, a przecież tak naprawdę widzą tylko ułamek naszej rzeczywistości. Nie rozumieją, jakie podejmujemy ryzyko. Bo piłka to jest ryzyko, zresztą jak każdy sport. Decydujesz się iść tą drogą, nie możesz nagle zmienić roboty, bo jeśli poświęcasz czemuś 18 lat życia, to co możesz robić innego? Dlatego chciałbym, żeby kibice zrozumieli, że potrzebujemy wsparcia, a nie takiego pieprzenia.
Szymon Żurkowski, pomocnik Górnika Zabrze
***
Panuje taka tendencja, że fajnie jest być internetowym zwyrodnialcem. Wulgarność i patologia dobrze się sprzedaje. Ludzie "podają dalej" bez zastanowienia. Ale ja się kompletnie tym nie zrażam. Gdybym się zrażał, to musiałbym chyba popełnić samobójstwo.
Kamil Grabara, bramkarz Huddersfield Town
***
W Polsce jest mnóstwo nienawiści. Wzajemne wyzywanie się, czyhanie na błąd piłkarza, żeby tylko go obśmiać, zbluzgać. Nie potrafię tego zrozumieć.
Wolę, gdy 80 tysięcy ludzi na mnie ryczy, niż 2 lub 3 tys. obserwują.
Rafał Gikiewicz, bramkarz Unionu Berlin
***
Bywa, że w sporcie jest więcej polityki niż w samej polityce. Niektóre wypowiedzi mają czasami drugie dno.
Bywają słowa, które padają w mediach w określonym celu. Czasem słyszę jakąś wypowiedź, a dopiero po czasie dowiaduję się, jakie było tło sytuacji, jej geneza i jaką korzyść chciał odnieść autor tej wypowiedzi. Niezależnie od ukrytego celu, słowa mogą zaboleć, ale nic z tym nie mogę zrobić.
Rozwinąłem się pod względem mentalnym. Wiedziałem, że muszę nad tym pracować, bo przyniesie to efekty. Bardzo pomogła mi Ania, która jest moim najlepszym psychologiem. Kiedyś w trudnych momentach zamykałem się w sobie. Uważałem, że sam sobie poradzę, a tak naprawdę złe chwile zostawiały w środku swój ślad. Pod tym względem wiele się zmieniło. Dziś wolę porozmawiać z Anią o problemie, wyrzucić to, co we mnie siedzi. W sferze mentalnej zrobiłem przez te lata duży krok do przodu.
Zacząłem grać na wysokim poziomie trochę później niż większość piłkarzy, może dzięki temu dłużej na nim pozostanę. Nie ma zawodników, którzy weszli na szczyt jako 18-latkowie i w wieku 34 czy 35 lat nadal na nim są. Funkcjonowanie na topie naprawdę nie jest łatwe. Codziennie stykasz się z oczekiwaniami, z presją, ciężko jest się do tego przygotować mentalnie. Im łatwiej ci coś przychodzi w młodym wieku, tym później trudniej zareagować na ciężką sytuację. Masz 18 lat, dostajesz dobry kontrakt. Kiedy po kilku latach przyjdzie pierwszy kryzys, czy potrafisz z niego wyjść? Czy jesteś przygotowany, by sobie z nim poradzić? Coś już osiągnąłeś, jesteś trochę zaspokojony. Czy wewnętrzna siła pozwoli ci z tym walczyć? Czy jednak będziesz trochę odpuszczał, bo wcześniej nie miałeś czasu, by zbudować siłę do walki z przeciwnościami losu? To są kluczowe kwestie.
Obcy ludzie często wyrabiają sobie o nas zdanie na podstawie różnych artykułów. Wydaje im się, że wiedzą o nas wszystko, że moje życie toczy się od zdjęcia do zdjęcia na Instagramie, a pomiędzy nimi nie ma nic innego. Musieliby ze mną zamieszkać, by dowiedzieć się, jaki naprawdę jestem. Nikt nie jest w stanie tego ocenić na podstawie godzinnego wywiadu, spotkania.
Robert Lewandowski, napastnik Bayernu Monachium
***
Są momenty, w których potrafię być znieczulony na wszystko i wszystkich, staję się, bucem, który ma wyrąbane na innych. Zazwyczaj dzieje się to po jakiś porażkach, niepowodzeniach. Wiem, że wtedy jestem nie do zniesienia. Walczę z tym, choć wiem, że każdy musi po swojemu odreagować nie najlepszy dzień.
Nienawidzę, gdy ludzie dają mi coś ze względu na to, że jestem piłkarzem. Niby dlaczego mam płacić mniej w restauracji? Uważam, że nie należą nam się żadne większe przywileje niż innym ludziom. Piłkarze dobrze zarabiają i jeszcze mają dostawać coś za darmo? Gdyby pojawił się tu bezdomny i poprosił o kawę, to czy by ją otrzymał? Oczywiście, że nie. A to jego na nią nie stać, a nie tych, co są znani.
Pewnie dwadzieścia lat temu piłkarze wychodzili wspólnie na imprezy, ale teraz jesteśmy pod obserwacją, to ryzykowne, a przede wszystkim przy obecnych obciążeniach, nie da się funkcjonować bez dodatkowych treningów i regeneracji.
Paweł Bochniewicz, obrońca Górnika Zabrze
***
Polska liga z roku na rok jest bardziej wymagająca fizycznie, nie da się pić i grać, jak kiedyś.
Franciszek Smuda, były trener reprezentacji Polski
***
Wydawało mi się wtedy, że jest mi potrzebny. Że pijąc, robię dobrze, że to słuszna decyzja. Zresztą, to był etap, w którym każdą swoją decyzję uznawałem za fajną. Młodzieżowa głupawka - to chyba dobre określenie.
Życie mnie trochę skopało, ci którzy poznali mnie bliżej wiedzą, że jestem bardziej współczującą osobą. Często w błahych sytuacja łza ciśnie mi się na oko.
Wyszedłem z tej bańki piłkarskiej, do której miałem nie dopuszczać niczego poza piłką. Mogę powiedzieć, że teraz bardziej żyję, a piłka jest pracą, do której podchodzę poważnie, w sumie najpoważniej. Adrenaliną i motorem napędowym jest rodzina.
W życiu jak w życiu, są upadki, wzloty. Kilka razy byłem liczony, i na boisku, i poza nim, ale nie przegrałem, nokautem się nie skończyło.
Artur Boruc, były reprezentant Polski, bramkarz AFC Bournemouth
***
Nikt nie potrafi zajrzeć w przyszłość i zobaczyć, czy akurat z tą konkretną grupą piłkarzy plan zadziała dobrze. Moim zdaniem to jest w ogóle najtrudniejsza część futbolu - przekonać do swojego pomysłu jedenastu różnych ludzi, z których każdy ma inne ambicje oraz oczekiwania odnośnie tego jak powinien grać zespół. Do tego, żeby wszyscy wspólnie walczyli na boisku o te same cele. To nie jest FIFA na konsoli, a my nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi.
Christian Gytkjaer, napastnik Lecha Poznań
***
Nikt nie wchodzi do szatni i nie sypie żartami na dzień dobry. To wymaga czasu, powoli już mogę sobie na nie pozwalać.
Arvydas Novikovas, napastnik Legii Warszawa
***
Słabo się funkcjonuje, gdy wchodzisz do szatni i widzisz w niej osobę, na którą nie możesz patrzeć. Dlatego w tamtym okresie rzadko się uśmiechałem. Szedłem na trening, wykonywałem swoją robotę i tyle. Nie angażowałem się w życie zespołu, nie czułem, by był sens. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem, nie miałem problemów z innymi szkoleniowcami, choć miałem ich bardzo wielu. Z trenerem Bjelicą nie tylko ja miałem [w Lechu] tak złe relacje, Marcin Robak powiedział wprost, że z tym panem nie będzie pracował.
Szymon Pawłowski, zawodnik Zagłębia Sosnowiec
***
Rówieśnicy byli bardziej utalentowani ode mnie, wydawało mi się, że sporo rzeczy dostawali za darmo, a ja na wszystko musiałem sobie zapracować. W moim przypadku na początku zawsze jest trudno, a potem się układa. Mam pod górkę, ale pod nią idę i dochodzę do tego, co sobie założę. Tak jest od zawsze.
Czasy się zmieniły. Kiedyś uważano, że ten, kto najwięcej krzyczy, jest liderem. Moim zdaniem nie tędy droga. Najbardziej można pomóc rozmową, nie wrzaskiem, bo ten pobudza na chwilę, ale w dłuższej perspektywie nie ma szans, by przyniósł dobry efekt. Ludzki organizm jest tak skonstruowany, że jeśli będzie cały czas bodźcowany krzykiem, to w pewnym momencie się zbuntuje, zacznie zamykać na to, co słyszy. Jeśli znajdziesz argumenty, by ktoś cię zrozumiał, wtedy ta osoba się rozwinie.
Radosław Cierzniak, bramkarz Legii Warszawa
***
Podchodzę do ludzi z dystansem. Jestem bardzo nieufny, przyjaciół policzyłbym na palcach jednej ręki, pewnie nawet bym jej nie wypełnił.
Jeśli chcesz się utrzymać na wysokim poziomie, musisz mieć mocny charakter, nie dać sobie w kaszę dmuchać. Czasem trzeba być kimś innym niż w rzeczywistości. Ja naturalnie mam w sobie coś takiego, że ludzie wiedzą, na co mogą sobie pozwolić, a jakiej granicy nie mają prawa przekroczyć. Jednak to prawda, czasem trzeba być skurwielem, trochę grać, założyć maskę.
Niektórzy za szybko się poddają. Myślą, że to już koniec, a nie zawsze jest tak, że każdy 20-latek musi od razu trafić do ekstraklasy. Czasem trzeba na to poczekać dłużej.
Błażej Augustyn, obrońca Lechii Gdańsk, wcześniej między innymi Calcio Catania
***
Podczas meczu reaguję bardzo emocjonalnie. Pali się we mnie. Na murawie jestem jak pies.
Krzyk daje mi moc. Kiedy jestem wkurw..., wtedy jestem najlepszy. Jeśli Mladen będzie siedział cicho, to znaczy, że pora kończyć karierę.
Każdy z zespołu powie, że na boisku jestem absolutnie najgorszy. Można zapytać wszystkich piłkarzy Lechii, trenerów i oni potwierdzą, że podczas meczu mam strasznie zły charakter. Ale poza boiskiem jestem spokojnym chłopakiem.
Na początku każdy próbował mnie uspokoić, ale po chwili zdawali sobie sprawę, że to nie jest łatwe. A właściwie niemożliwe. Taki jest Mladen, taki mam charakter. Zresztą szybko się okazuje, że jeśli dobrze gram, to nikomu to nie przeszkadza. Trener Stokowiec jest dla mnie wyrozumiały. Sądzę, że dlatego, że odwdzięczam mu się na boisku. U mnie to stała zasada: jeśli pozwoli mi się być takim, jaki jestem, wtedy osiągnę najwyższą formę.
Filip Mladenović. obrońca Lechii Gdańsk
***
W Arce na razie na nikogo się nie obraziłem, nie mam na co, ale to pewnie kwestia czasu, bo zawsze wkurzałem się na trenerów, na cały świat.
Sam mecz jest czymś wspaniałym, to się nie zmienia, ale to tylko te 90 minut. Pozostałe sześć dni jest zdecydowanie mniej przyjemne. Treningi, cała otoczka zniechęcają. Piłka to zaledwie 30 procent tego zawodu, cała reszta odpycha.
Namiastkę końca można poczuć podczas leczenia kontuzji, kiedy przez pierwsze dni, tygodnie nie ma się kontaktu z drużyną. Wtedy jesteś odosobniony, brakuje ci tego wszystkiego. A co dopiero, gdy całkowicie kończy się grać w piłkę... Na razie nie wyobrażam sobie, by piłki w moim świecie nie było.
Mam złe wspomnienia związane z psychologiem. Kiedyś w szkole byłem niegrzeczny na lekcji angielskiego i pani nauczycielka wysłała mnie do psycholożki szkolnej. Usłyszałem od tej pani, że biorę narkotyki, że mam się przyznać. Nie trafiła z diagnozą.
Marcin Budziński, pomocnik Arki Gdynia
***
Świat piłki faktycznie jest piękny, ale ludzie są nieuczciwi, o czym przekonałem się bardzo wiele razy. Gdzie jest kasa, tam zawsze powstaje jakiś smród.
Czasami też narzekam, momentami za dużo. Ale w domu mam żonę i córkę, które mnie z tego wyciągają. Mimo marudzenia, wciąż jestem uśmiechnięty, szczerze uśmiechnięty, co w Polsce niestety nie jest standardem.
Ja sam dużo przeżyłem i wiem, że nawet gdy jest bardzo źle, to zawsze może być zdecydowanie gorzej, więc warto dostrzegać to, co mimo wszystko mamy. Wierzę, że życie rzuca nam takie problemy, z którymi musimy sobie poradzić. Gdybyśmy nie byli w stanie ich udźwignąć, to by nas to nie spotkało. A najcięższe problemy spotykają tych, którzy są najtwardsi.
Uważam, że w Polsce ludzie nie potrafią nas wiarygodnie oceniać. Ani kibice, ani często dziennikarze. Patrzę, jak ludzie napieprzają w piłkarzy, nie mają żadnego szacunku. Ostatnio jakiś kibic Piasta skomentował moje zdjęcie: „ty leniwy ch..., jak nie chcesz biegać to wypie... do Górnika”. Najpierw się zagotowałem, chciałem odpisać. Ale po chwili pomyślałem, że nie ma sensu zniżać się do takiego poziomu. Olałem.
Piotr Parzyszek, napastnik Piasta Gliwice
***
Nadal słucham przede wszystkim siebie. Wiem, co mi wolno, a czego nie. Stałem się bardziej świadomy, czego wcześniej mi brakowało. Nie lubię nakazów. Kiedy ktoś mi czegoś zabrania, robię na przekór. Taką mam naturę. Zrozumiałem siebie. Czasem serce mówi jedno, rozum podpowiada drugie, ale dziś już potrafię wybrać.
Nie zawsze to, co pomaga jednemu, działa w ten sam sposób na drugą osobę. Nie lubię się wzorować na innych, koncentruję się na sobie.
Dawid Kownacki, piłkarz Fortuny Düsseldorf)
***
Myślę, że na każdej pozycji inteligencja się przydaje, ale na mojej szczególnie. Środek pola jest sercem i mózgiem drużyny, ze środka można kierować innymi zawodnikami. Inteligencja to dla mnie umiejętność przewidywania. Jestem z tyłu, widzę więcej, bardziej czuję grę, dlatego powinienem podpowiadać. Moją siłą jest taktyczne spojrzenie, wiem, jak rozegrać akcję.
W kadrach Portugalii podczas każdego zgrupowania mieliśmy codziennie półtorej godziny zajęć taktycznych. Wtedy to było nudne, dziś wiem, jak bardzo mi się to przydaje. Dlatego portugalskie kadry młodzieżowe są tak dobre. To jak w szachach: trzeba wiedzieć, jaki wykonać ruch, by był mat.
Czuję, że pod tym względem jestem mocniejszy, lepiej rozumiem grę. Futbol nie jest jednak indywidualnym sportem, akcje toczą się tak szybko, że sam jeden nie mogę wszystkiego poustawiać. Lubię rozmawiać z kolegami z drużyny na ten temat, to jednak nie jest takie proste. W Pogoni wszyscy jesteśmy na równych prawach, nie mogę za bardzo pouczać, by nie zostało to źle odebrane.
Nieraz mnie pytano, co wspólnego mają dobre stopnie w szkole z piłką nożną. Za każdym razem odpowiadam, że bardzo wiele. Nie bezpośrednio, wiedza z biologii czy matematyki nie uczyni ze mnie lepszego zawodnika. Ale jeśli będę się uczył, gimnastykował umysł, chłonął wiedzę, to i na boisku zacznę szybciej myśleć. W krótszym czasie będę podejmował decyzje, rozwiązywał problemy. Koncentracja jest kluczowa i w nauce, i na boisku.
Tomas Podstawski, pomocnik Pogoni Szczecin
***
Gdy grasz, jesteś w tej machinie, to masz świadomość, że nie warto mówić tego, co się naprawdę myśli. Musisz brać pod uwagę, co powiedzą: trener, prezes, kibice, zawodnicy. A ja lubię mówić prawdę. Dlatego, jeśli miałem gryźć się w język, to wolałem nie mówić nic. Taką obrałem drogę.
Ludzie postrzegali mnie przez pryzmat boiska, na którym walczyłem twardo, ostro. Kawał chama. Poza murawą nikt mnie nie znał, bo nikogo z zewnątrz do siebie nie dopuszczałem. Nie opowiadałem o swoim życiu, unikałem wywiadów. Czasem poszedłem do telewizji i wiem, że dobrze wypadałem, bo umiem złożyć logiczne zdanie, nie stresuję się przed kamerą. Wtedy pokazywałem siebie, teraz myślę, że mogłem to robić częściej.
Sport na najwyższym poziomie to biznes, czysty biznes. Przyjaźnie się zdarzają, ale są dość rzadkie, ograniczone. Po treningu każdy jedzie w swoim kierunku.
Ostatnio rozmawiałem z młodym chłopakiem, który wchodzi do ekstraklasy. Powiedziałem: Gdy stracisz piłkę, pojawi się w twojej głowie myśl: „nie wszedłem dobrze w mecz, będzie ciężko”. Wtedy podbiegnij do kumpla, zagraj mu na metr. Zrób to raz, trzy razy, ile potrzebujesz, by poczuć się pewnie. Nie ryzykuj od razu, bo będziesz miał jeszcze większe kłopoty. Szukaj takiego rozwiązania, które wyłączy myślenie o błędzie. Mi nikt nie podpowiadał, takie rozwiązania przychodziły z wiekiem. Teraz chcę to przekazać młodym, mówię, by sami na siebie znaleźli receptę.
Łukasz Trałka. piłkarz Warty Poznań, a wcześniej między innymi Polonii Warszawai Lecha Poznań,
***
Nie lubię, gdy golkiper obroni strzał i przez następne dwie sekundy krzyczy, jaki to on jest wielki. (...) jakby to wyglądało, gdyby każdy zawodnik z pola po dokładnym podaniu zachowywał się w taki sposób?
Przed meczami biorę leki przeciwbólowe i wychodzę na boisko. Jeżeli ktoś stwierdziłby, że to niewłaściwe, niebezpieczne, odpowiedziałbym, że jazda autem też taka jest, bo w każdej chwili można mieć wypadek.
Pavels Šteinbors, bramkarz Arki Gdynia
***
Wydaje mi się, że jestem stworzony do trudnych sytuacji, do zarządzania kryzysem.
W każdym klubie, w którym grałem, wcześniej czy później zostawałem kapitanem. Zaufaniem obdarzali mnie nie tylko trenerzy, ale również zawodnicy. Koledzy z zespołów chcieli, żebym w niektórych sytuacjach pomagał. Żeby było jasne – nie zawsze wszystko mi wychodziło. Bywały trudne momenty i wtedy ta rola nie jest miła. Nagle wiele osób ma do ciebie pretensje i trzeba sobie z tym poradzić.
Zawsze słuchałem trenerów i robiłem to, czego chcieli. Z drugiej strony mogłem być trudny, bo byłem zawodnikiem inteligentnym. To może komuś przeszkadzać, jak zawodnik ma swoje zdanie i nie boi się go powiedzieć. Ale nie było tak, że zawsze się odzywałem. Dla dobra ogółu trzeba czasami schować ego. Kiedy jednak należało zabrać głos, robiłem to w dosadny sposób.
Radosław Sobolewski, trener Wisły Płock
***
Nigdy nie robiłem i nie chcę robić nic innego. Może ogranicza mnie to jako człowieka, może nie odkrywam fantastycznych miejsc, nie poznaję innych, ciekawych informacji, ale dobrze się czuję idąc tą drogą.
Może niektórzy potrafią łączyć tę pracę i życiem rodzinnym, jednak ja zaangażowałem się w piłkę na tyle mocno, że nie byłem w stanie. Ciężko jest utrzymać przy sobie rodzinę, co jakiś czas zmieniając miejsce zamieszkania. Mam trójkę dzieci. Mieszkają w Islandii ze swoją mamą, w kraju, z którego ona pochodzi. To najwyższa cena, którą płacę za to, by robić to, co kocham.
Żyję z piłki i dla piłki, spędzam czas z trenerami, zawodnikami. To mi wystarcza. Z natury jestem samotnikiem, sam rozwiązuję swoje problemy. Kiedy miałem kłopoty, nie dzieliłem się nimi z nikim. Byłem ja i mój umysł, z którego jestem bardzo dumny. Przeszedł ze mną bardzo dużo, sami we dwójkę załatwiliśmy wszystkie sprawy, potrafiliśmy się podnieść, odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bo to nie są miłe chwile dla faceta, który jest na topie, a potem przez rok czy półtora dla nikogo nie ma znaczenia, czy wstanie o godzinie ósmej, dziesiątej, czy się w ogóle nie obudzi i podniesie się z łóżka dopiero następnego dnia.
Rafał Ulatowski, dyrektor Akademii Lecha Poznań
Cytaty pochodzą z: przegladsportowy.pl, wp.pl, onet.pl, „Piłka Nożna”.
Przynależność klubowa osób udzielających wypowiedzi w dniu ich udzielania.
▬ ▬ ● ▬