143+

Fot. Trafnie.eu

Niedzielny mecz z Czarnogórą zapowiadany jest jak wyprawa do piekła. Czy słusznie? Oceńcie sami, analizując fakty z poprzedniego starcia w Podgoricy.

Polacy grali tam we wrześniu 2012 roku na inaugurację eliminacji do mistrzostw świata. To był drugi mecz nowego selekcjonera Waldemara Fornalika. Miałem okazję oglądać go na żywo, czyli przeżyć wszystko, przed czym od kilku dni przestrzegają polskie media. 

Atmosfera na boisku była więcej niż gorąca. Mecz zakończył się remisem 2:2. Remisowo było też w czerwonych kartkach - 1:1. Gra została kilka razy przerwana, bo na murawie lądowało wszystko, co było pod ręką na trybunach. Dlatego bramkarz Przemysław Tytoń wziął dodatkowo udział w zawodach szkoły przetrwania. Chciał zejść z boiska, gdy ogłuszyła go petarda, a później niewiele brakowało, by dostał jeszcze krzesełkiem rzuconym z sektora za bramką.

„Nie przypominam sobie meczu toczonego w takie atmosferze” - przyznał trener Fornalik.
Oficjalnie za pośrednictwem PZPN sprzedano polskim kibicom 143 bilety na ten mecz. Według rozpoznania dokonanego przez policję, do Czarnogóry wybierały się też dodatkowe grupy gotowe do bitki. Wcześniej doszło do rozpoznania terenu walką przy okazji meczu pucharowego Buducznosti Podgorica ze Śląskiem Wrocław. Dlatego do Czarnogóry pojechało kilkunastu polskich policjantów. Na pewno nie na wycieczkę. Już dzień przed meczem w Budvie, nadmorskim kurorcie, zatrzymano dziewięciu ich rodaków pod zarzutem czynnej napaści na policjanta.

Przed samym meczem w Podgoricy zamknięto wszystkie ulice w promieniu kilkuset metrów od stadionu. Oficjalny powód podawany przez gospodarzy – „prewencyjnie z powodu polskich chuliganów”.

Następnego dnia rano zszedłem w hotelu w Podgoricy na śniadanie i spotkałem kilku polskich kibiców. Jeden z nich zaczął mi opowiadać swoje przeżycia z dnia poprzedniego:

„Gdy próbowaliśmy wejść na stadion zaczęły się jaja. Nie chcieli nas wpuścić, choć mieliśmy oficjalnie kupione bilety! W końcu jednak weszliśmy, dzięki pomocy jednego człowieka, chyba z PZPN. A po meczu to był już cyrk. Miejscowi policjanci mówili wcześniej, że każdego odwiozą tam, gdzie mieszka. Ale jak kilku kibiców poprosiło, żeby pozwolili im przejść po pustych ulicach [wszyscy czarnogórscy kibice zostali dłużej zatrzymani na trybunach] do hotelu oddalonego o dwieście czy trzysta metrów, nie chcieli nawet słuchać. Wsadzili nas do autobusu i wieźli nie wiadomo gdzie. Wyskoczyliśmy gdy minęliśmy już dzielnice, w której był nasz hotel. A i tak musieliśmy wracać przez jakieś pola. Gdzie wywieźli resztę? Lepiej nawet nie myśleć. Pewnie zostawili ich gdzieś w szczerym polu…”

Jak będzie tym razem?

▬ ▬ ● ▬