48 znaczy miliard

Fot. Trafnie.eu

FIFA zadecydowała we wtorek, że o mistrzostwo świata powalczy więcej drużyn. Czyli sprawdziło się to, czego obawiałem się przed rokiem.

Przypomnę tylko, że wtedy (dokładnie w lutym) Gianni Infantino został wybrany nowym szefem FIFA. Nikogo ten wybór specjalnie nie zdziwił, był przecież faworytem w wyścigu o najważniejszy stołek w piłkarskim świecie. Zdziwienie mogło nastąpić później. Dlatego napisałem:

„Infantino sam o niczym nie decyduje. Do końca nie wiadomo komu co obiecał, by go wybrano. Tu zaczyna się polityka w najczystszej formie z wszelkimi jej (niestety głównie negatywnymi) konsekwencjami. Dlatego spokojnie poczekam na rozwój wypadków”. 

I chyba właśnie nadszedł ten moment, gdy FIFA ogłosiła zmianę formuły finałów mistrzostw świata. Generalnie należało tego oczekiwać, Infantino szedł przecież do wyborów obiecując powiększenie liczby uczestników. Być może to zdecydowało, że je wygrał. A jeśli zadecydowało, trzeba wywiązać się z obietnic.

Od 2026 roku w finałach wystąpi już 48 drużyn, zamiast 32, jak dotychczas. Podzielone zostaną na 16 grup, po trzy w każdej, z których awans do fazy pucharowej uzyskają dwie najlepsze. Jeśli mecze w grupach zakończą się remisem, zwycięzców musi wyłonić (!) automatycznie zarządzana seria rzutów karnych. Tak, w największym skrócie, wyglądają najważniejsze proponowane zmiany. 

Dla mnie mistrzostwa w nowej formule, z czysto sportowego punktu widzenia, są nonsensem. Zresztą, biorąc pod uwagę komentarze, jakie przeczytałem, chyba nie tylko dla mnie. 

Prosty przykład, skład jednej z grup może wyglądać choćby tak: Niemcy, Kolumbia i Jamajka. Trzeba będzie rozegrać trzy mecze, żeby przekonać się, kto z tej trójki pożegna się z imprezą. Chyba dość łatwo wytypować faworyta do zajęcia ostatniego miejsca. A skoro łatwo, czy jego mecze z dużo silniejszymi rywalami mogą kogokolwiek podniecać? 

Dlaczego w takim razie przeforsowano kształt imprezy budzący niemal same wątpliwości? Jak nie wiadomo o co chodzi, może chodzić tylko o jedno. Według wstępnych szacunków, dzięki większej liczbie drużyn w finałach, FIFA zarobi dodatkowy miliard dolarów! Oto prawdziwy powód podjętej decyzji, a nie jakieś brednie o promowaniu i rozwoju piłki nożnej na świecie. Promować i rozwijać będą się najwyżej firmy oficjalnych sponsorów mistrzostw zdobywając w ten sposób dla siebie nowe rynki zbytu. 

Ciekawy jestem, czy prawdą okażą się spekulacje, że z szesnastu nowych miejsc Europa dostanie trzy albo cztery (maksymalnie więc 25 procent z puli do podziału). A więc proporcjonalnie mniej w porównaniu z dotychczasowym stanem posiadania. Na ostatnich mistrzostwach w Brazylii reprezentowało ją 13 drużyn, co stanowiło ponad 40 procent uczestników. Różnica jest więc ogromna. Ale ponieważ kraje zrzeszone w UEFA są mniejszością w FIFA, za bardzo nie podskoczą, choć wygrały trzy ostatnie mistrzostwa. 

Dając więcej przedstawicielom innych (słabszych!) kontynentów Infantino zbuduje sobie solidny fundament nie tylko na tę, ale i ewentualnie przyszłą kadencję. A przy okazji napełni kasę światowej federacji żywą gotówką. Pracując wcześniej w UEFA nabrał odpowiednich doświadczeń jak sprawnie zarabiać pieniądze. Ponieważ w FIFA nie ma Ligi Mistrzów, więc musi wycisnąć z innych imprez jak najwięcej. Powiększone finały mistrzostw świat powinny w tym pomóc.

W listopadzie zapowiedział, że w nowej formule rozgrywane będą także klubowe mistrzostwa świata. Z nikomu niepotrzebnej imprezy mają się stać poważnym turniejem. Zostaną przeniesione z grudnia na czerwiec, a wystąpią w nich aż 32 drużyny. Chyba głównie po to, by też dało się sporo zarobić. A że piłkarze będą musieli grać coraz częściej i coraz dłużej? To już ich problem. Postęp wymaga ofiar. 

Zwiększenie liczby drużyn każdorazowo powoduje obniżenie poziomu imprezy. Tak było choćby podczas ostatnich mistrzostw Europy powiększonych do 24 uczestników. I tak samo będzie w mistrzostwach świata, nie ma innej możliwości. A przecież mistrzostwa, z definicji, powinny być turniejem dla najlepszych. Jeśli mają służyć głównie zarabianiu pieniędzy, a przy okazji wyłonieniu triumfatora, coś jest nie tak. 

I jeszcze pytanie – kto będzie je w stanie zorganizować? Tak rozbudowaną imprezę udźwignie samodzielnie najwyżej kilka krajów. Reszta może spróbować podjąć się wyzwania wraz z sąsiadami, składając wspólną kandydaturę. 

Przyszedł mi do głowy ekstremalny przykład, który chyba nawet już wstępnie rozważano. Mistrzostwa mogą zechcieć zorganizować wspólnie – Anglia, Szkocja, Walia i Irlandia. Teoretycznie każdemu ze współgospodarzy powinno więc przysługiwać automatycznie miejsce w finałach. Czyli pozostałym europejskim reprezentacjom ubędą aż cztery, o które mogłyby walczyć w eliminacjach! 

Ale kto by się takimi drobiazgami przejmował, gdy na stole leży miliard dolarów do wzięcia?

▬ ▬ ● ▬