„Big Brother” i II wojna światowa

Fot. Trafnie.eu

Dlaczego słysząc codziennie, że zdrowie jest najważniejsze, jednocześnie trafiam na pomysły szybkiego wznowienia rozgrywek? Gdy nie wiadomo o co chodzi…

Niespodziewanie bohaterem dnia w polskiej piłce stał się właściciel Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski. Media już nagłośniły jego plan, jeśli dobrze zrozumiałem dopiero przybierający ostateczną formę (ma być przedstawiony prezesom klubów na specjalnej wideokonferencji), by skoszarować piłkarzy Ekstraklasy i dzięki zastosowaniu tak ekstremalnych środków dokończyć ligowy sezon. 

Jedni nazwali pomysł szalonym, drudzy porównali do „Big Brothera”. Prezes PZPN Zbigniew Boniek pokusił się o jeszcze mocniejsze porównanie, nawet kilka (za: onet.pl):

„Przypominam, że w Polsce mamy epidemię, nie możemy organizować jakichkolwiek imprez masowych. Gdy w 1939 roku wybuchła wojna, nikt nie myślał o tym, jak zakończyć rozgrywki piłkarskie, tylko skupiał się na innych rzeczach. Jakiekolwiek dywagacje na temat wznowienia ligi to obecnie strata czasu. Projekt Rakowa jest utopijny i niemożliwy do zrealizowania, nie ma co na ten temat rozmawiać. To po prostu mrzonka. Z całym szacunkiem do pana Michała Świerczewskiego, nie może być tak, że całe miasto się pali, a w jednym domu organizujemy wesele”.

Trudno się z panem prezesem nie zgodzić, ale... Być może temat wznowienia rozgrywek jest w tej chwili rzeczywiście stratą czasu. Dlaczego więc aż tryle osób ciągle go podejmuje i przedstawia różne pomysły, z reguły karkołomne?

Włączam telewizor i słyszę dyskusję ile potrzeba zawodnikom czasu, by wrócić po przymusowej przerwie do normalnego stanu wytrenowania, jak w momencie przerwania rozgrywek? Trener przygotowania fizycznego twierdzi, że minimum cztery tygodnie. Czyli zanim ewentualnie liga zostałaby wznowiona, potrzeba jeszcze (w przybliżeniu) miesiąca, by organizmy osiągnęły stan wytrenowania pozwalającego bez obaw o przykre konsekwencje (plaga kontuzji?) na grę.

I słyszę tak zwanego eksperta, który mówi, że najwyżej tym razem optymalnie przygotowani nie... będą. A drugi dodaje, że trudno, najwyżej będą musieli grać co dwa dni. To ja zaproponuję, niech grają dwa razy dziennie, nawet trzy. Wtedy dokończą sezon w tydzień!

Odnoszę wrażenie, że właśnie trwają wielkie piłkarskie igrzyska obłudy. Z jednej strony przekonywanie – zdrowie jest najważniejsze. Z drugiej parcie na jak najszybsze ponowne wysłanie grajków na boisko bez względu na panujące wokół realia. Jak nie wiadomo o co chodzi, może chodzić tylko o jedno. Piłkarze muszą jak najszybciej znów grać, bo w ten sposób zagwarantują klubom kasę.

Chyba nawet ich gra jest mało ważna. Ważne, by pojawili się znów na boiskach. I, ZDECYDOWANIE NAJWAŻNIEJSZE, by ich harce, nawet nieporadne po przymusowej przerwie, pokazała telewizja. Jak pokaże, kluby dostaną pieniądze wynikające z zawartych kontraktów. Piłkarze mogą wyjść na mecze niedotrenowani, prosto z jakiegoś trudnego do wyobrażenia skoszarowania. Byle wyszli i każdy mógł ich wyjście zobaczyć w telewizorze. Reszta, mecze przy pełnych czy pustych trybunach, nie ma aż takiego znaczenia...

▬ ▬ ● ▬